Dlaczego lubię podróżować z moim synem?

Podróże kształcą- wiadomo. W podróży można bowiem dowiedzieć się bardzo wielu ciekawych rzeczy na przykład na temat własnego syna. To nic, że spakowanie niezbędnika, jaki trzeba zabrać z Franciszkiem to godzina wyjęta z życia. To nic, że miejsce na spakowanie rzeczy niezbędnych normalnemu dziecku, zabrał ów niezbędnik. To nic, że wieje, dudni i kurzu pełno, a Franciszek nie cierpi wiatru na swym licu. Najważniejsze jest to, że kiedy już się spakujemy, wpięknimy i ulokujemy w aucie Franek jest najszczęśliwszym chłopcem na świecie.

Czego może dowiedzieć się mama o swoim synu- podróżniku?

Po pierwsze: kiedy w planach jest podróż można znieść nawet smarowanie buzi kremem.

Po drugie: po podróży należy urządzić sobie regeneracyjną drzemkę, żeby spełnić punkt trzeci, czyli…

Po trzecie: grillowanie jest fajne.

Po czwarte: kiedy nikt nie zwraca na Franka przez chwilę uwagi, on ma wtedy bardzo dużo do powiedzenia.

 

A po piąte: obejrzał się za KAŻDĄ dziewczyną, która przechodziła na naszej trasie po pasach! Jedna ze szczęściar została nawet obdarowana buziakiem. No czysty tata… 🙂

Sobota pełna wrażeń.

Padamy z nóg! To znaczy ja padam, bo Franek mimo tego, że jest już po 22 jeszcze w najlepsze się bawi. Mieliśmy sobotę pełną pracy i wrażeń. Przede wszystkim w ramach pięknej pogody, urządziliśmy wielkie porządki. Ale mamowe przechwałki może innym razem, bo dziś Dziedzic miał naprawdę dobry dzień.

Najpierw z uśmiechem od ucha do ucha zadziwiał Ciocię Anię Rehabilitantkę i robił takie cuda w czasie ćwiczeń…

Potem przyjechali Panowie w Błękicie z firmy Klimasystem zrobić przedupałowy przegląd naszej klimatyzacji. Franek jak na prawdziwego prezesa przystało nadzorował całą pracę… O tak:

Kiedy Panowie przeglądali urządzenie…

Franek z miną „bardzo ważnego Pana Prezesa…”

…miał całkiem świetną zabawę…

…jednak troszkę się zmęczył…

Przed południem przyjechała ponownie Ciocia Ania na drugą rehabilitację i było tak…

Z Ciocią Anią jest super:

I jeszcze jedno, najfajniejsze!

Pod wieczór zaś wraz z Ciocią M. wybraliśmy się do miasta! Frankowi buzia się nie zamykała ze szczęścia. Przeglądał się w sklepowych lustrach, zaczepiał panie ekspedientki i zrobił zakupy. Od dziś Francesco jest posiadaczem dwóch par szortów i pomarańczowej koszulki- jutro wystylizujemy się pięknie i zrobimy sesję. Tymczasem jest 22:46, Franek nadal nie śpi. Chyba pora na jakąś bajkę -usypiankę. Dobranoc!

Babcia i Franek inaugurują sezon rowerowy.

Babcia już pojechała. Nas tymczasem odcięto wczoraj od internetu i tym sposobem nie mogliśmy Wam na bieżąco zdać relacji z ostatniego dnia Babci i Franka. Może to i dobrze, bo dziś wydarzyło się tyle, że będzie o czym pisać.

Zacznijmy może od… Franka: tak jak myślałam podwyższona temperatura to zapewne efekt stresu związanego z brzuszkową przygodą, bo do południa nie było po niej żadnego śladu. Franciszek przez cały dzień szalał z Babcią, pięknie jadł, a kiedy wróciłam do domu, urządziliśmy inaugurację sezonu rowerowego. A inauguracja sezonu rowerowego we Frankowicach wygląda tak:

A dziś? A dziś byliśmy z Frankiem w Urzędzie Skarbowym. Jak na porządnych podatników przystało, zawieźliśmy nasze rozliczenie osobiście i na ostatnią chwilę.  Wnioski z urzędowej przygody Franka:

1. nowy fotelik samochodowy to spełnienie marzeń Franka o podróżowaniu (foto obiecujemy zrobić następnym razem.). Franek widzi wszystko, co dzieje się dookoła, a z jego paszczy co i rusz słychać: „Tttttata, błłła!”

2. urzędy, czyli budynki nie bardzo są jeszcze przyjazne mamom z dziećmi. Wózek ledwo zmieścił się w drzwiach.

3.urzędy, czyli Urzędnicy i Podatnicy Współkolejkowicze byli przemili: przede wszystkim gremialnie przepuszczono nas w kolejce, a Franek nasłuchał się tylu komplementów, że urósł przynajmniej siedem centymetrów.

4. tak sobie myślę, że jak człowiek poprosi i się uśmiechnie przy tym ładnie to i znajdzie się chętny, by pomóc wózek znieść, by zapytać czy coś jeszcze.

Cooltura kolejkowa na pięć plus.

Jutro za to dość niespodziewanie okazało się, że Franek idzie z mamą do pracy. Już dziś umówiliśmy się z Suzi na obiad z siedmiu dań, a Director obiecał bardzo nie męczyć małego stażysty.

Tymczasem przyszła wiosna, więc gonimy na spacer! Ahoj.

Poniżej: Nietypowa Żyrafa z Berlina z pozdrowieniami od M.C. i z naszą dedykacją dla Precla, który niedługo jedzie podbić Zachód:

 

Babciny survival.

Żeby nie było zbyt łatwo, po uroczym wtorku, wieczorem Franek pokazał Babci, jak to czasem u nas bywa. Choć Młodzieniec bardzo się starał, ból był silniejszy. Frankowy brzuszek spuchł tak, że aż rozepchnęło mu żebra, a sam Maluch płakał rzewnymi łzami. Na nic zdawały się masaże, noszenie, pozycja embrionalna. Po zaaplikowaniu czopka sytuacja nie poprawiła się w ogóle, a brzuch nadął się jeszcze bardziej. Choć staramy się jak ognia unikać zbiegów typu odpowietrzanie mechaniczne, tym razem nie było wyjścia. Częściową ulgę przyniósł Franusiowi dopiero naoliwiony cewnik, który uwolnił olbrzymie pokłady bąków i tego, co zalegało w jelitach. O kolacji nie było mowy, a cała sytuacja tak zestresowała Dziedzica, że przyplątał mu się stan podgorączkowy.

Noc minęła zatem na myzianiu, głaskaniu i tuleniu najfajniejszego chłopca na świecie.

Plusów tej sytuacji nie ma. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że Babcia nie musiała zmierzać się z problemem sama, bo ja już byłam w domu. Mimo strachu w oczach i niepokoju o wnuczę, dzielnie masowała na przemian plecki i brzuszek Franciszka.

Ranek zaczął się w miarę spokojnie, ale stan podgorączkowy utrzymuje się nadal. Gluta nie ma, więc to może ze stresu.

Na pocieszenie z Budapesztu przyszedł mail. A w nim ona:

Dziedzic oszaleje z radości. 🙂

 

Babciowanie dzień pierwszy.

Uwaga! Prawie zagadka.

Co robi każda Babcia?

Odpowiadamy:

Każda Babcia dobrze karmi i ciepło ubiera!

***

Pierwszy dzień Franka i Babci można uznać za zaliczony. Franek jak na najfajniejszego wnuka na świecie przystało, urządził Babci mały survival i już pół godziny po mamowym wyjściu dopomniał się odsysania. Babcia ze stanem lekko przedzawałowym i zaciśniętymi zębami znakomicie dała sobie radę i potem poszło już z płatka. Poza tym Franciszek jadł wszystko, co Babcia przygotowała i po powrocie do domu zastałam dziecię uśmiechnięte od ucha do ucha, objedzone na maksa i oczywiście ciepło ubrane. Ponieważ nasza Babcia jest z natury ciepłolubna, bała się Dziedzica przeziębić. Dziedzic z kolei to chłopiec zimnego chowu, spędzający całe dnie na krótki rękaw, więc był trochę zdziwiony ilością ubrań. Jednak koniec końców doszli do porozumienia i teraz na całego trenują słynne na cały świat: BA-BA. Podejrzewam, że tradycyjne: „może coś zjesz Franusiu?” i „zimno Ci?” padło miliony razy…

Zmęczony ilością wrażeń, bajek i historii Franek zasnął zaraz po 21. Za poniedziałek duet Babcia Gosha i Franklin otrzymują szóstkę z plusem. 🙂

Dzisiejszy dzień sponsorowało przysłowie: „Nie taki diabeł straszny, jak go malują”.

A teraz trochę na serio:

Niemal każda mama ma obawy zostawiając swoje dziecię z babcią. To tzw. oczywista oczywistość. Zawsze pozostaje nutka niepewności,czy babcia sobie poradzi, czy dziecko nie będzie płakało rzewnie przez pół dnia. Jednak pozostawienie dziecięcia, które potrzebuje nieco więcej umiejętności i nieco więcej uwagi od innych to już zupełny hardcore. Rodzice dzieci zarurkowanych wiedzą, z czym to się je. Dziecko zarurkowane, jak Franklin musi być pod stałą obserwacją. My intuicyjnie wyczuwamy już, kiedy Franek potrzebuje higieny rury, kiedy zmiany pozycji, kiedy wentylowania. Babcia, która kocha najbardziej na świecie, nie dość, że opiekuje się ukochanym wnuczęciem,  na dodatek uczy się obsługi rurki tracheo. To nie jest trudne, wymaga tylko silnej woli i samozaparcia, uwagi i odwagi. Babcie Franka to mają. Zawsze możemy na nie liczyć,kiedy potrzeba nas na chwilę zastąpić przy Dziedzicu. Babcia Domowa jest o każdej porze dnia i nocy, Babcia Gosha skoczyła na głęboką wodę, zajęła się Frankiem wzorcowo.

Franek ma zdecydowanie najfajniejsze Babcie na świecie.

p.s. Odpępowianie idzie opornie zarówno mamie, jak i tacie Franka. 17 telefonów między sobą (bo Babcia zabroniła kontroli), to nasz dzisiejszy rekord. 🙂

 

1% ostatnia prosta…

Wszystkim, którzy jeszcze nie rozliczyli się z fiskusem i mają dylemat, co zrobić ze swoim niezwykle cennym 1 procentem podpowiadamy. W imieniu Franciszka prosimy o 1% na rehabilitację, wspomaganie rozwoju, sprzęt, …

Poniżej wzór, jak łatwo i przyjemnie można podarować 1% szczęścia pewnemu niebieskookiemu przystojniakowi…

 

no images were found

Babciowanie- prolog.

Franek w bogatym zestawie wujków i cioć posiada Wujka Farmera. Jak sama nazwa wskazuje Wujek Farmer posiada farmę. Ponieważ na wujkowej farmie strasznie dużo pracy jest, spakowaliśmy naszego tatę i dzisiaj późnym popołudniem wysłaliśmy w tempie ekspres wujkowi do pomocy. Tym samym przez najbliższe dwa tygodnie Franek zarządza tylko mamą, co oznacza szał ciał w najczystszej postaci. Żeby było śmieszniej jutro jest poniedziałek i jak każdego tygodnia, także i w tym matka idzie do pracy. To wcale nie znaczy, że Franek jedzie ze mną…

Jutro i przez najbliższe trzy dni , do mamowego urlopu, Frankiem będzie zajmowała się Babcia Gosha. Babcia przeszła dzisiaj przyspieszony kurs obsługi dziecka zarurkowanego i od jutra samodzielnie będzie zarządzać naszym domem. Żeby nie było: Dziedzic zostawał już ze swoimi babciami, ale nigdy na cały dzień! Stosownie zatem obłożyliśmy babcię rehabilitacjami i tym samym w ciągu dnia kontrolę jakości Franka przeprowadzać będą ciocie rehabilitantki. Na tzw. wszelki wypadek mam opracowane trzy trasy powrotu do domu w czasie około 13 minut i gdyby coś, będę interweniować. „Gdyby cosiów” jednak nie spodziewamy się, a wszystko za sprawą tysięcy kciuków i ciepłych myśli, o które niniejszym ośmielamy się prosić. Tremę mamy obie. Tylko Franek ma luz w oczach. No, ale on wiadomo- Celebryta.

A co u Franka?

1. Próbował tradycyjnej, polskiej kaszanki i bułki z masłem. Kaszanka zdecydowanie nie, bułka jak najbardziej.

2. Pozwala sobie myć zęby. (to wszystko dzięki ćwiczeniom z Panią Specjalistką, która nam baaaardzo pomaga!)

3. Widząc siebie w lustrze wyczynia takie szaleństwa, że aż miło patrzeć. Ciągle nie może skumać, że to on. 🙂

 

Ech, byle do środy…

Dobry dzień.

Kiedy mama wraca z pracy do domu codziennie pada seria tych samych pytań. Jak to z mamami bywa i na moje jest tylko jedna prawidłowa odpowiedź…

1. Jadł?

Jeśli Franek do powrotu mamy zjadł co najmniej 3 posiłki- jest ok. Zazwyczaj podwieczorek jemy razem, o ile Dziedzic wyrazi ochotę ofkors.

2. Jak rurka?

Prawidłowa odpowiedź brzmi: dobrze. Co oznacza, że gluta nie ma, że nie jest za sucho, ani zbyt mokro, że nie wymagał odsysania co siedem sekund i że jest dobrze.

3. Jak ćwiczył?

Wymiatał! Ania nie mogła się nachwalić! Dzisiaj na przykład na siedząco podnosił rękę do nosa i jak tylko skumał, że wystarczy się zgiąć i opuścić głowę, by ręka nie musiała wędrować tak wysoko, było pozamiatane.

4. Jak brzuś?

Miękki i jest ok…

5. Qpa?

Była.

Do czego zmierzam? To są tak naprawdę błahostki. Nic nie znaczące chwilki w życiu każdego człowieka. Każdy jakoś spędza dzień, ma takie czy inne obowiązki. Czasem jednak dopada mnie poczucie, że strasznie dużo tracę, będąc mamą wieczorowo. Ostatnio mam wrażenie, że Franklin codziennie nabywa nową umiejętność, a ja mogę ją podziwić, kiedy jest już solidnie wypracowana. „Pierwsze razy” są dla taty. Ja sobie wszystko odbieram kąpielami, wspólną kolacją, weekendami i porankami, kiedy o 5:40 Dziedzic niepostrzeżenie ląduje w naszym łóżku. I jak jestem grzeczna, to nawet usłyszę mama zamiast Ania…

Żeby nie było! Wpis nie ma za zadanie smutać. Całość i tak dąży do tego, że punkt numer 5 został dzisiaj przez Franklina pokonany. Dwa razy. Taaaak, dzień był dziś zdecydowania udany…

***

P.s. W ramach żyrafowej sagi napisała do nas M. Na mailu mamy foto wrocławskich żyraf. Franklin oczu nie mógł oderwać. Dziękujemy!

Żyrafy welcome to.

Zakochana kobieta jest w stanie dla swojego ukochanego zrobić naprawdę wiele. Kobiety zakochane w niebieskookich młodzieńcach zupełnie tracą rozum. A kobiety zakochane w małym Franklinowskim czynią cuda.

Jak wszyscy wiecie Franek jest wielbicielem żyraf. Jego kolekcję nasi stali Czytacze mogli podziwiać we wpisie „Kolekcjoner”. Już niedługo od małego Antka ma przyjechać bardzo samotna, szukająca schronienia żyrafa napaluszkowa, którą Franklin zechciał się zaopiekować. A tymczasem za sprawą pewnej zwariowanej Czytaczki ze stolicy przydarzyła nam się taka historia…

Powyższe żyrafy mieszkają w warszawskim ZOO. One są najprawdziwsze w świecie! Fotografie tychże pań/panów (płci niestety nie znamy) od dzisiaj będą zdobiły Frankową galerię. Dziedzic był prezentem zachwycony, co okazywał dokładnie oblizując każde ze zdjęć. Dotyka nosów żyraf i strzela oczami. Prezent trafiony jak nie wiem co! Czytaczka A. przyznaje się do wielkiej miłości jaką żywi do naszego Francesca. Nie wiem tylko, co na to jej prywatny mężczyzna… 🙂 Dziękujemy!!! I po cichu urządzamy już wielką wyprawę do Warszawy. Do ZOO. Ależ byłoby fajnie!

A co u Dziedzica?

Dziedzic z uwolnioną nogą niemal fruwa. Podnosi do górę pupę, ciągnie głowę, macha stopami. Wolny Franklin to przeszczęśliwy Franklin.

Humor zdecydowanie zwyżkuje, co zaowocowało tym, że po wygłupach na kanapie, kąpieli, po której pływało wszystko łącznie z laptopem, kolacji i tuzinie bajek Dziedzic zasnął jak kamień dopiero przed 22. Teraz rozłożony na całego zajmuje pół łóżka i wygląda jak mój osobisty własny milion dolarów.

Piękny jest.

Trzeba go zważyć.

 

W oczekiwaniu na radosny wpis…

Wczoraj miał powstać taki piękny wpis! Taki wyjątkowy, taki radosny! No i mało brakowało, a taki by powstał. Okazało się jednak, że Franciszek ma zupełnie inne plany na wieczór niż jego mama i niemal do północy na zmianę z Frankowym tatą masowaliśmy brzuszek naszego Dziedzica. Mimo, że Francesco nie zmaga się z qpą twardą jak skała, ciężką do wypchnięcia, to jego mięśnie brzucha są dużo słabsze od zdrowych brzuszków rówieśników. Dodatkowo dochodzi problem gazów. Kiedy qpa zablokuje ich ujście, Frankowy brzuch nadyma się, a Młodzieniec bardzo cierpi. Pomaga masaż, pozycja embrionalna i w ostateczności środek ułatwiający odgazowywanie. Na szczęście, choć niespokojnie, Franklin pospał do 5:40 i mieliśmy powtórkę z rozrywki. W ciągu dnia tata miał akcję numer trzy i w końcu złe moce zostały pokonane. Franuś pozbył się gazów i zafundował tacie pełną pieluchę. Dlatego wczoraj nie powstał radosny wpis… Poza tym czasu tak bardzo brak.

A było o czym pisać:

po pierwsze:

Frankowa strona 15 kwietnia obchodziła pierwsze urodziny! Dokładnie rok temu, dzięki pomocy naszego Wujka P. i z dedykacją dla Franka powstał blog mojsynfranek.pl. Mamy już kilku stałych Czytaczy, miliony Pomagaczy, tuziny Frankowych wielbicielek, bloga roku na koncie i tylko dobre wrażenia. A Franklin jest bohaterem jedynego pamiętnika w życiu jego mamy. 🙂

po drugie:

z okazji urodzin Frankowej sam zainteresowany pozwolił dwukrotnie (!!!) umyć sobie zęby. Wszystkie. I to z uśmiechem.

po trzecie:

usztywniacz zdjęty! Noga uwolniona, a Franek ruszą nią jakby na zapas. Oby głupia osteoporoza zwolniła, a stópki Młodzieńca latem zagrają w piłkę!

***

Jest 22:44. Franek zasnął tuż po 19, zmęczony dniem pełnym wrażeń. Jednak w brzuszku znów się kotłuje, a Franco co i rusz się ciska. Bardzo uważamy na dietę.

Radosny wpis odłóżmy na później…