53 cm i 3,5kg Cudu.

Nie wydarzyło się dziś nic ważniejszego. Tylko to. Tylko On. Wydarzył się On. O 7:15.

W 53 centymetrach długości i 3 i pół kilogramach zmieścił się cały świat. Pokłady szczęścia i miłości. Cud.

Bolo.

Suzi i Wujek P. zostali rodzicami.

Mama i Młodzieniec czują się dobrze. Młodzieniec jest zdrów jak ryba. Jak to dobrze.

Franki mają dzisiaj wyjątkowe szczęście, bo u Dzielnego Franka na świat przyszła koleżanka. Zdrowa.

Bo nie ma nic ważniejszego.

Witajcie na świecie kochana młodzieży!

 

Sobota pełna wrażeń.

Padamy z nóg! To znaczy ja padam, bo Franek mimo tego, że jest już po 22 jeszcze w najlepsze się bawi. Mieliśmy sobotę pełną pracy i wrażeń. Przede wszystkim w ramach pięknej pogody, urządziliśmy wielkie porządki. Ale mamowe przechwałki może innym razem, bo dziś Dziedzic miał naprawdę dobry dzień.

Najpierw z uśmiechem od ucha do ucha zadziwiał Ciocię Anię Rehabilitantkę i robił takie cuda w czasie ćwiczeń…

Potem przyjechali Panowie w Błękicie z firmy Klimasystem zrobić przedupałowy przegląd naszej klimatyzacji. Franek jak na prawdziwego prezesa przystało nadzorował całą pracę… O tak:

Kiedy Panowie przeglądali urządzenie…

Franek z miną „bardzo ważnego Pana Prezesa…”

…miał całkiem świetną zabawę…

…jednak troszkę się zmęczył…

Przed południem przyjechała ponownie Ciocia Ania na drugą rehabilitację i było tak…

Z Ciocią Anią jest super:

I jeszcze jedno, najfajniejsze!

Pod wieczór zaś wraz z Ciocią M. wybraliśmy się do miasta! Frankowi buzia się nie zamykała ze szczęścia. Przeglądał się w sklepowych lustrach, zaczepiał panie ekspedientki i zrobił zakupy. Od dziś Francesco jest posiadaczem dwóch par szortów i pomarańczowej koszulki- jutro wystylizujemy się pięknie i zrobimy sesję. Tymczasem jest 22:46, Franek nadal nie śpi. Chyba pora na jakąś bajkę -usypiankę. Dobranoc!

Żyrafy welcome to.

Zakochana kobieta jest w stanie dla swojego ukochanego zrobić naprawdę wiele. Kobiety zakochane w niebieskookich młodzieńcach zupełnie tracą rozum. A kobiety zakochane w małym Franklinowskim czynią cuda.

Jak wszyscy wiecie Franek jest wielbicielem żyraf. Jego kolekcję nasi stali Czytacze mogli podziwiać we wpisie „Kolekcjoner”. Już niedługo od małego Antka ma przyjechać bardzo samotna, szukająca schronienia żyrafa napaluszkowa, którą Franklin zechciał się zaopiekować. A tymczasem za sprawą pewnej zwariowanej Czytaczki ze stolicy przydarzyła nam się taka historia…

Powyższe żyrafy mieszkają w warszawskim ZOO. One są najprawdziwsze w świecie! Fotografie tychże pań/panów (płci niestety nie znamy) od dzisiaj będą zdobiły Frankową galerię. Dziedzic był prezentem zachwycony, co okazywał dokładnie oblizując każde ze zdjęć. Dotyka nosów żyraf i strzela oczami. Prezent trafiony jak nie wiem co! Czytaczka A. przyznaje się do wielkiej miłości jaką żywi do naszego Francesca. Nie wiem tylko, co na to jej prywatny mężczyzna… 🙂 Dziękujemy!!! I po cichu urządzamy już wielką wyprawę do Warszawy. Do ZOO. Ależ byłoby fajnie!

A co u Dziedzica?

Dziedzic z uwolnioną nogą niemal fruwa. Podnosi do górę pupę, ciągnie głowę, macha stopami. Wolny Franklin to przeszczęśliwy Franklin.

Humor zdecydowanie zwyżkuje, co zaowocowało tym, że po wygłupach na kanapie, kąpieli, po której pływało wszystko łącznie z laptopem, kolacji i tuzinie bajek Dziedzic zasnął jak kamień dopiero przed 22. Teraz rozłożony na całego zajmuje pół łóżka i wygląda jak mój osobisty własny milion dolarów.

Piękny jest.

Trzeba go zważyć.

 

Uśmiech proszę!

Dziadkowie to jest jednak jedna z fajniejszych instytucji świata.

Matka Anka wybrała się na zakupy z Ciocią M. Po godzinie telefon: „Żono, jedź szybko do domu, musiałem jechać pomóc X., a Franek został z dziadkami. Sam!!! Już 40 minut. Jedź!” Tym samym porzuciwszy ekspedientkę z szeroko otwartymi ustami, na kilku późnych zielonych matka pogoniła ratować swoje dziecię. Wbiega zdyszana do domu, a dziecię zamiast płakać szalenie, całe w uśmiechach, rozpromienione, szczęśliwe i rozgadane. Ba-ba, da-da, ta-ta i an-na zostały wyćwiczone do granic przyzwoitości, a Dziedzic zupełnie nie zauważył nieobecności rodziców. Tak fajnie było z dziadkami. Jak mogło być niefajnie, kiedy były i wierszyki i przedstawienia i szaleństwa.

A dziadkowie? „Przecież wszystko jest ok, dzwonilibyśmy”.  Tak. Franek ma zdecydowanie najfajniejszych dziadków na świecie.

Z cyklu: Rozmowy w toku:

1.

Franek zamiast jeść, gada:- „tata, tata, taaaaata, tatatatata”

Tata postanawia wykorzystać sytuację i podpuszcza dziecię: – Synku, powiedz, kto jest najlepszy na świecie?

Franek z uśmiechem: -Aaaaa-nia! 🙂

Moja krew.

2.

Z kanapy słychać w kierunku mamy: „tatatatat! ej, eeeeeej! tat tat tat!”

-Jak tata, to nie ma, ignoruję go- myśli przebiegle mama.

-Aaaa-nia- polega w końcu Dziedzic.

-Słucham cię synku?

-Tatatatata! 🙂

Kurtyna.

3.

Ulubionymi słówkami Franka są oczywiście TATA i NIE.

-Franek, powiedz mamusi, kto tak ładnie posprzątał w domu? -zagaduje tata.

-Ta-ta.- odpowiada Dziedzic.

-A kto ugotował obiad?

-Taaaaa-ta.

-A kto napalił w piecu?

-Tatatatatata.

-Franuś, synku-wtrąca mama- czy tatuś mówi prawdę?

-Nie!- odpowiada z zadowoleniem syn.

***

Z cyklu dobre wieści:

21 listopada świat na chwilę się zatrzyma, a nasza rodzina się powiększy. Szczęście naszych przyjaciół jest naszym szczęściem. 🙂

 

 

Absolutnie nowy Franek.

Jest tyle dobrych wieści, że doprawdy nie wiem od czego zacząć!

Po pierwsze:

Frankowa qpa dzięki genialnemu w swojej prostocie pomysłowi Wujka P. będzie o niebo lżejsza :). Już wyjaśniam. Młodzieniec od kilku dni prowadzi strajk i nie pije. To, co wypije – wypoci albo wysiusia. Efektem tego jest bolący brzuszek i sucha qpa. Uważni Czytacze wiedzą, że do Frankowej kaszki dolewamy także oliwy z oliwek na poślizg w jelitach. Wujek wpadł na pomysł, żeby uraczyć Dziedzica samą oliwą. Aż dziw bierze, ale Franco połknął dwie łyżeczki oliwy i… pozbył się tego, co utrudniało mu popołudniową zabawę. Ba! Na kolację zjadł makaron z sosem i… poszedł spać. A brzusio miękki. 🙂

Po drugie:

Francesco w dalszym ciągu podejmuje samodzielne próby oddechowy. Nasz najnowszy aktualny rekord to sobotnie 37 minut!!! W sumie w sobotę Franek oddychał SAM przez 43 minuty. Aż strach się bać, co będzie dalej! 🙂 Nie wiem, jak to nazwać, ale nasze dziecię „nauczyło się” oddychać z dnia na dzień. Nie wiemy, co jest powodem tej zmiany i co może dziać się dalej. Nie mamy złudnych nadziei, ważne, że wiemy, że jesteśmy rodzicami największego Dzielniaka na świecie. Dziś próby oddechowe oglądał Wujek Foto i jego dziewczyny, a także Suzana i Wujek P.

Po trzecie: ZAGADKA:

Poniżej dwa zdjęcia Francesca. Kto zgadnie, jaki ważny moment w życiu każdego mężczyzny nastąpił dzisiaj u Franklina?

Przed…

I po…

                         Trudniejsze niż zagadka ze stópką? 🙂

                          No to jeszcze malutka podpowiedź:

                                                   *  *  *

A posta dedykujemy Wujkowi P. i Suzi – za mobilizację do wielkich zmian! 🙂

 

Nagroda roku :)

Będzie o gali – obiecuję. Będzie o tym, czego się dowiedziałam, co usłyszałam i generalnie jak było. Będą podziękowania i tłumaczenia z tremy. Będą.

Jest teraz jednak coś ważniejszego niż gale, światła i blichtr 😉

 Największa nagroda. Nagroda, jaka czekała w domu. Franklin.

Ale inny Franklin. Z resztą zobaczcie sami:

Tak. On oddycha.  Sam. Bez respiratora. Powyższy film, to jego drugi raz. Zachowywał się jeszcze nieswojo. Jednak kiedy dzisiaj wróciłam do domu, odłączony słał buziaki, robił akuku i nie zwracał uwagi na to, że oddycha sam. Jego najdłuższy maraton oddechowy to 23 MINUTY!!! Z saturacją 98. 😀 Franek- chłopiec, który miał już nie oddychać sam. Z wyłączoną przeponą. Mój syn- Dzielniak. 😀

Dlatego gala zeszła na dalszy plan.

Typowa mama.

Ponieważ w byciu mamą mam niewielką praktykę, nie wiem ,czy to dobrze, że zabrałam się do tego wpisu. No, ale co tam! Wymądrzam się na dużo poważniejsze tematy, to i tu pokuszę się o samowolkę…

Typowa mama wstaje do pracy na ostatnią chwilę, żeby jak najbardziej odespać wczorajsze prasowanie. Potem goni czas, zjadając kanapkę w biegu, albo prosząc o „gryza” przypadkowo spotkanego w kuchni mężczyznę (w naszym wypadku nawet Męża :-)). W tak zwanym międzyczasie robi make-up (o ile tusz, róż i puder można  nazwać makeupem), tworzy fantazyjną fryzurę (czyt. związuje włosy w kucyk), karmi przebudzone dziecię, cmoka w czoło mężczyzn swojego życia i klnąc (” o kurdzi bączek!” najczęściej) goni, żeby zdążyć zasiąść przed komputerem zanim dyrektor się zorientuje, że codzienne 10 minut spóźnienia daje całe 5 dodatkowych dni wolnego w tym roku! Potem się relaksuje przez 8 godzin, bo spełnianie wymogów tabelkowych, dziwne zapytania i kawa, dużo kawy- to jest coś, co naprawdę lubi. Dużo mniej niż turlanie się z dziecięciem po łóżku przez pół soboty, ale trochę jednak lubi. Po ośmiu godzinach błogiego lenistwa typowa mama ma już czas tylko dla siebie! Może do woli przebierać w markecie w serkach, bułkach, masłach i pieluchach, potem śmiało może ponarzekać na mróz w kolejce na poczcie i z uśmiechem od ucha do ucha może wykłócić się z panią w przychodni, że 12 miesięcy na skierowaniu to na pewno jest rok. Tak rozluźniona mama wraca do domu, gdzie czeka obiad, słodki mężczyzna i jeszcze słodszy potomek. Teraz to już leci z górki: wystarczy wstawić pranie, ogarnąć kurz, może w szale radości ciasto jakieś upiec, z synem poczytać „Stefka…” , do męża się przytulić, dziecię wykąpać, siebie ogarnąć i jakimś dziwnym sposobem typowej mamie robi się północ. To jeszcze tylko typowa mama zerknie na portal jakiś, gdzie rozpusta społecznościowa się dzieje i sprzedaż prywatności, a tam przyjaciółka dwa dni nie widziana aktywna! No to gadu-gadu, baju-baju i już pierwsza. U sąsiadów już dawno śpią, mąż mruczy cichutko na kanapie i tylko budzik złośliwie się uśmiecha, że już za 5 godzin dzwonił będzie uporczywie… I tylko Suzana sprowadza typową mamę na ziemię, mówiąc „do fryzjera, bo straszysz!” i się mama słucha i się zbiera, żeby nowy look ją odmłodził i na 20stkę  wystylizował…

Cechy typowej mamy:

-ciągle biegnie (kiedyś się dziwiłam, że tak ciągle można, teraz się dziwię, że nie)

-się martwi na zapas (czy zupa jest, czy pieluch starczy, czy smakował obiad będzie, czy nie za zimno, czy nie zbyt gorąco,…)

-się zachwyca dziwnościami ( tu słynne qpy się kłaniają i najzwyklejsze w świecie mrugnięcie potomka)

-monotematyczna lekko jest także (wiem po sobie: „a Franek to zrobił to i jeszcze to i to też…”)

Jak nic typową mamą jestem. Na szczęście przy boku typowego tatę mam, ale o nim to może już jutro…

A oto my: Kiedyś…

 

I dziś:-)

A tak serio, to mamowanie, to najlepsze, co mnie w życiu spotkało… 🙂

Na tytuł brakło weny ;-)

O większego trudno zucha niż był Stefek Burczymucha,

ale Stefek już istnieje, z Konopnicką gdzieś szaleje.

A tuż obok, w centrum wioski mieszka Franek Franklinowski.

To gagatek wokół znany, od Bieguna po Bałkany,

ma przyjaciół krąg szeroki, nasz Młodzieniec pięknooki.

Niech nie zwiedzie was ta plotka, że wciąż trudno jest go spotkać,

bo choć Potwór wciąż go goni, on od przygód nie chce stronić!

Lubi jeździć na rowerze, lubi pływać- mówię szczerze!

Spotkać lubi się kumplami, pograć w łapki z rodzicami,

od rozmowy nie ucieka, wie, że świat za oknem czeka.

Choć z Potworem walka trudna, to taktyka nie jest nudna:

trzeba tylko pięknie ćwiczyć i kalorie trzeba liczyć!

Trzeba głośno śmiać się ha-ha i napędzić stworom stracha.

I nasz Dziedzic, nasz Francesco,

co mu oczy lśnią niebiesko,

wciąż ucieka, choć stwór goni, od pułapek też nie stroni,

ale nie wie jeszcze Potwór, jakich może doznać tortur,

bo Franciszek- nasz Lwie Serce, ma przyjaciół wiernych wielce,

Fifek, Bruno, Zuzia mała i Rebelka doskonała,

jest też Foto, jest Suzana, jest Amelia ukochana,

z tą drużyną, z Czytaczami wiele przygód wciąż przed nami.

Będziem łupić wciąż Potwora, od wieczora aż do ranka,

to niesiona weną wielką dzisiaj pisze matka Anka.

(dla Przyjaciółki)

A Franek zamienił da-da na pełnowartościowe głośne, piękne, świadome TA-TA! 😀

*  *  *

Ten blog bierze udział w konkursie na Blog Roku 2011 i dzięki głosom Czytaczy znalazł się w kolejnym etapie. Liczniki wyzerowano i można po raz kolejny wysłać jeden sms o treści A00346 pod numer 7122 (1,23zł), by Frankowe podwórko mogło zawalczyć o tytuł Bloga Blogerów. Za wszystkie głosy dziękujemy!!!

Aktualności: blog stosuje wędrówkę ludów: byliśmy już na pozycjach:8, 15,12,10. Teraz jesteśmy na pozycji 11!!! Do finału wchodzi 10.

Niedzielnie.

Fajną mieliśmy niedzielę…

Po pierwsze przyjechali Dziadek Ksero i Babcia Gosha. Spędzili z nami pół dnia, babcia zrobiła pyszny obiad, dziadek trenował z Frankiem boks i inne dżudo i nasze dotąd słabe rączki, tak wywijały, że my Frankowi starzy przecieraliśmy oczy ze zdumienia! A wyglądało to tak:

Potem był drzemka. Najpierw zasnął Frankowy tata. Kiedy Franuś spostrzegł, że jego najlepszy kumpel nie wykazuje żadnych chęci do zabawy zaczął go zaczepiać. Cmokać i machać łapkami i generalnie wariować. Ojciec spał, więc po paru minutach Dziedzic zrezygnował i też zasnął. A wyglądali tak:

Ale najlepsze wydarzyło się przed chwilą! Ciocia (Mic)Halina pracowała dziś na naszym komputerze. Najkrócej rzecz ujmując, przygotowywała prezentację do swego szacownego liceum o Kurcie Cobainie. Wychodząc, zostawiła plik z otwartą piosenką, o tą:

Kiedy Franek przed chwilą (ok. 23:15) obudził się na jedzonko, cały w uśmiechach, żeby czymś odwrócić uwagę od jedzenia (z którym ciągle mamy problem) Frankowy tata puścił Nirvanę. I co? I Dziedzic w takt „Snells like teen spirit” spałaszował CAŁĄ butlę kaszki! My wariowaliśmy ze szczęścia, a Franek wysłuchał jeszcze Unforgiven Metallici z miną- „fajna muza, można głośniej?” i nie zamierzał zasypiać. Dlatego Frankowy tata biegał po pokoju z laptopem i śpiewał (czego nie powinien robić publicznie) a Franek cały w skowronkach zasypiał. Teraz chrapie jak szalony, a my jesteśmy tacy dumni! Bo nie dość, że nasz syn zjadł pięknie BEZ sondy dziś i kaszkę i zupkę i pół banana, to jeszcze lubi porządną muzę!

A. I na koniec trochę słodkości:-)

Babci Domowej dziękujemy za pierogi i za to, że Frankowa matka obiadu wczoraj gotować nie musiała. Babci Goshi dziękujemy za obiad dziś i za to, że Frankowa matka obiadu gotować nie musiała. Babci Wandzi za ciasto dziękujemy, bo Frankowa matka piekarnika nie posiada. Takie babcie to super sprawa:-)

Jeszcze weekendowo buziakujemy:*

Dzień Mamy:-)

O szóstej rano obudziły mnie dziś przepiękne niebieskie oczy, które do spółki z miną w stylu „dlaczego oni jeszcze śpią” przyglądały nam się z łóżeczka. Kiedy tylko Franciszek zorientował się, że go podglądam, zaraz do oczu dołączył swoje piękne dwie jedynki i było po spaniu!

A potem szał! Po cały wczorajszym dniu i nocy pod znakiem sondy- dziś nasz syn pokazał klasę. Dzień rozpoczął od kaszki, a potem były już zupy od taty i owoce i soki i to wszystko osobiście paszczą własną bez zmuszania:-) A wystarczyło go tylko postraszyć szlabanem na telewizję…

W ogóle chłopaki dziś dzielnie przez cały dzień dawali radę. Pięknie znosili moje 42 telefony i za każdym razem słyszałam tylko, że jest dobrze. Co oczywiście nie zmienia faktu, że i tak nie wierzyłam i tylko dlatego, że pracować też trzeba, nie zadzwoniłam po raz 43:-)

Wieczorem odwiedziły nas tabuny gości. Przyjechał Dziadek Ksero z Babcią Goshą i Pradziadkowie Franka- Marysia i Władek. Franek ze zblazowaną miną znosił zachwyty nad swoją urodą i łaskawie pozwolił wszystkim obecnym podglądać się przy kąpieli. Teraz odyspia gwar i hałas, a ja pokaże Wam najpiękniejszy prezent z okazji Dnia Matki- pierwszego w moim życiu.

 

Oto on:

I jeszcze…

 

 

Dobrego piątku:-)

 

P.S. W Dniu Mamy wszystkim Mamom samych słodkości i dużo dużo siły życzy Franek i Tata:-)