Tak się poskładało, że na duet Frankowych rodziców złożyły się typowa humanistyczna dusza, co to gada, pisze, zwraca uwagę na ortografię i przecinki i popełnia miliony literówek oraz pan tabelka, czyli tata, który potrafi obliczyć wszystko, stworzyć zestawienie, tabelkę, policzy, podzieli, przypilnuje rachunków. Czasem zastanawiam się, w którą stronę pójdzie Franciszek. Gaduła to przecież niestworzona i wiersze deklamuje zawodowo. Jednak wczoraj totalnie rozłożył nas na łopatki. Policzył. Do dwudziestu. Zobaczcie:
Wiem, nie po kolei, wiem- niewyraźnie. Jednak od czegoś trzeba zacząć, prawda? Dodatkowo Franklinowski sprzedał kilka tajemnic wychowawczych (paluszki w buzi są ble) oraz wciągnął do rozmowy tatę i Dziadka Grega. Jak to na prawdziwą gadułę przystało. Bardzo się cieszę, że mimo wszystkich respiratorowych dodatków i niezbyt twarzowej dziurce w szyi, co to miała utrudnić mówienie- z naszym synem można całkiem swobodnie porozmawiać.