Absolutnie nowy Franek.

Jest tyle dobrych wieści, że doprawdy nie wiem od czego zacząć!

Po pierwsze:

Frankowa qpa dzięki genialnemu w swojej prostocie pomysłowi Wujka P. będzie o niebo lżejsza :). Już wyjaśniam. Młodzieniec od kilku dni prowadzi strajk i nie pije. To, co wypije – wypoci albo wysiusia. Efektem tego jest bolący brzuszek i sucha qpa. Uważni Czytacze wiedzą, że do Frankowej kaszki dolewamy także oliwy z oliwek na poślizg w jelitach. Wujek wpadł na pomysł, żeby uraczyć Dziedzica samą oliwą. Aż dziw bierze, ale Franco połknął dwie łyżeczki oliwy i… pozbył się tego, co utrudniało mu popołudniową zabawę. Ba! Na kolację zjadł makaron z sosem i… poszedł spać. A brzusio miękki. 🙂

Po drugie:

Francesco w dalszym ciągu podejmuje samodzielne próby oddechowy. Nasz najnowszy aktualny rekord to sobotnie 37 minut!!! W sumie w sobotę Franek oddychał SAM przez 43 minuty. Aż strach się bać, co będzie dalej! 🙂 Nie wiem, jak to nazwać, ale nasze dziecię „nauczyło się” oddychać z dnia na dzień. Nie wiemy, co jest powodem tej zmiany i co może dziać się dalej. Nie mamy złudnych nadziei, ważne, że wiemy, że jesteśmy rodzicami największego Dzielniaka na świecie. Dziś próby oddechowe oglądał Wujek Foto i jego dziewczyny, a także Suzana i Wujek P.

Po trzecie: ZAGADKA:

Poniżej dwa zdjęcia Francesca. Kto zgadnie, jaki ważny moment w życiu każdego mężczyzny nastąpił dzisiaj u Franklina?

Przed…

I po…

                         Trudniejsze niż zagadka ze stópką? 🙂

                          No to jeszcze malutka podpowiedź:

                                                   *  *  *

A posta dedykujemy Wujkowi P. i Suzi – za mobilizację do wielkich zmian! 🙂

 

Galowo mi, czyli o la Bloga!

Będzie o gali. Było świetnie! Piszę to z perspektywy wygranej, więc odczucia nie mogą być inne. Poznałam masę fantastycznych osób. Usłyszałam wiele ciepłych słów, których cały wór przywiozłam dla Franklina i… dałam plamę, jako mówca. bo przy odbieraniu nagrody zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć- zupełnie jak nie ja. 🙂

Tak już na spokojnie, DZIĘKUJĘ:

Pani Annie Dziewit- Meller za to, że uznała, że warto nas wyróżnić i nagrodzić, która przyznała, że jak wszystkie Czytaczki podkochuje się we Franciszku i trzyma za niego kciuki,

Preclom Rodzicom za towarzystwo i obiad w wielkim mieście (okazało się, że woda sodowa nie uderzyła im jeszcze do głowy i z Ojcem Preclowym nie straszno jeździć windą),

Preclowi za to, że gadał i zaczepiał i obiecał odwiedzić i Maksowi, za to, że nie uciekł, gdzie pieprz rośnie przed szaleństwami matki Anki

Cioci M. za towarzystwo i przytomność umysłu przy zamawianiu taksówki 😉

wszystkim Czytaczom za smsy, które wepchnęły nas do finału i za trzymanie kciuków,

i jeszcze Cioci Ew., za to, że mimo, iż wstrętna jestem i zapomniałam o jej urodzinach, taktownie milczy. Sto lat kochana!

Powinnam jeszcze podziękować mamie i tacie z urodzenia, mamie i tacie nabytym, wszystkim Pomagaczom, przyjaciołom…

I moim chłopcom: Frankowemu tacie i Frankowi- bo dzięki nim mam czas i siłę na blog. 🙂

        Dobra, koniec o matce celebrytce. Jeszcze foto. (źródło AKPA)

               Na maile i smsy odpiszę. Obiecuję. W ciągu kilku dni.

 

P.S. Właśnie do kuchni weszli Tata i Franek. BEZ respiratora 😀 Tak sobie spacerują po domu. Już 14 minut!

 

Nagroda roku :)

Będzie o gali – obiecuję. Będzie o tym, czego się dowiedziałam, co usłyszałam i generalnie jak było. Będą podziękowania i tłumaczenia z tremy. Będą.

Jest teraz jednak coś ważniejszego niż gale, światła i blichtr 😉

 Największa nagroda. Nagroda, jaka czekała w domu. Franklin.

Ale inny Franklin. Z resztą zobaczcie sami:

Tak. On oddycha.  Sam. Bez respiratora. Powyższy film, to jego drugi raz. Zachowywał się jeszcze nieswojo. Jednak kiedy dzisiaj wróciłam do domu, odłączony słał buziaki, robił akuku i nie zwracał uwagi na to, że oddycha sam. Jego najdłuższy maraton oddechowy to 23 MINUTY!!! Z saturacją 98. 😀 Franek- chłopiec, który miał już nie oddychać sam. Z wyłączoną przeponą. Mój syn- Dzielniak. 😀

Dlatego gala zeszła na dalszy plan.

Wiem, jestem okropna, że wieści o Dziedzicu ostatnio tak dawno temu…

Doba powinna mieć przynajmniej cztery godziny więcej. Przynajmniej w naszej rodzinie. Od ostatniego wpisu minęło zaledwie trzy dni, a ja się czuję ,jakbym popełniła grzech śmiertelny nie referując na bieżąco osiągnięć Dziedzica. Niestety w tym tygodniu cierpimy z Frankowym tatą na chroniczny brak czasu.

Co u Franka?

Franuś od ostatniego razu przebył już połączenie z Trilogy numer trzy. Dlaczego? W nocy z poniedziałku na wtorek Dziedzic wpadł w szalony niepokój. Okazało się, że Trilogy zaczął mu bezwzględnie pakować oddechy o takiej objętości, że Franek nie był w stanie spokojnie zasnąć. Ponieważ noc była głęboka przełączyliśmy respi na Legendaira, a rano znów na Trilogy. Do tej pory nie wiemy, co było przyvzyną dziwnego „zachowania” Trilogy”- tato będzie to dziś konsultował z Doktorem Opiekunem. Od tej pory Dziedzic już niemal zupełnie przejął nad nim kontrolę. Zdarza się oczywiście, że się pokłócą- ale wówczas (co może zabrzmi brutalnie) wystarczy odłączyć Franka na 5 sekund od respi, mały nabierze trzy-cztery swoje oddechy (płytkie, bo płytkie, ale swoje) i po podłączeniu współgra z maszyną. Jak każda mama uważam, że tylko moje dziecko jest takie mądre, ale ono naprawdę jest! 🙂

Dzisiejsza noc przebiegła spokojnie. Jaśnie Panicz wylądował oczywiście w łóżku rodziców, ale nie z powodu respi. Z powodu… miłości, przytulanek i buziaków. No i spałam pomiędzy dwoma grzejnikami- bo i tata i syn oddają tyle ciepła, że mrozy nam niestraszne!

Z wieści jedzeniowych:

-Francesco podjada całkiem ładnie- naleśnik z jabłkiem, zupka od Babci, ryba, frytki (wiem, nie powinnam, ale zaledwie dwie!). Mamy problem z piciem, bo Dziedzic nie chce pić, ale myślę, że to wynik ostatnich respiratorowych przepraw.

– wieści jedzeniowy dały efekt w postaci wieści wagowych: nasz kolos w wieku 16 miesięcy waży 7,1kg i ciągle tyje! (przynajmniej taką mam nadzieję)

Z cyklu: anegdoty dla ludzi o mocnych nerwach:

Franuś leży na kanapie. Mama gotuje zupę, tato ogarnia mieszkanie. Franuś leży, leży, leży i leży. I cmoka i gada i mruga… No, ale są takie momenty w ciągu dnia, że musimy zrobić coś POZA wielbieniem naszego syna, więc tylko z daleka rzucamy ochy i achy w kiernku Dziedzica. Znudzony naszą ignorancją Franklin odpina się, respi włącza alarm, my gonimy ratować nasze dziecko, a nasze dziecko (odłączone od respiratora!) przesyła nam buziaki. No i weź potem wierz w te jego duszność matko i ojcze…

***

Galowo: zasypało nas po pas dosłownie, ale my się nie damy. Torba spakowana, zaproszenia zabrane, paznokieć umalowany i jedziemy z Ciocią M. na podbój stolicy. Są dwa powody, dzięki którym mamy możliwość brania udziału w tej całej gali. Jakie? A takie:

 

 

Do piątku berło nad blogiem przekazuję tacie. Fanki obu panów uprzedzam, że ja tu jeszcze wrócę, wyrazy miłości proszę więc składać cichutko i niepostrzeżenie… 🙂

Z wieści ważnych i pięknych:

Na świat przyszła Pola. Piękna, mądra i zapewne grzeczna. Mamie i Tacie gratulujemy i ślemy wielkiego buziaka!

 

Trilogy- podejście drugie.

Po przełączeniu na Legendaira Franklin dochodził do siebie prawie całą dobę. Od soboty wieczora, kiedy zaczął robić się szary na buzi, a saturacja szalała przeżyliśmy siedemset mikrozawałów. Pierwsze uśmiechy dostaliśmy dopiero w niedzielę wieczorem. Trzeba przyznać, że solidnie wymęczyła go próba z Trilogy, bo nie pomogły ani przedstawienia taty, ani wierszykowanie mamy. Dziedzic złapał smutka i tyle. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że owe smutki Francesco jak każdy celebryta postanowił zajadać. Tym sposobem na niedzielne śniadanie padł naleśnik z jabłkiem i pół szklanki mleka, na obiad zupa od Babci Domowej, a w międzyczasie i danio i owoce. Nawet problemu z qpą nie było. Tak jakby Młodzieniec postanowił udowodnić nam, że mimo, iż permanentnie się nad nim znęcamy, on w dalszym ciągu jest synem idealnym.

Dzisiaj od rana przyjechał Doktor Opiekun. Osłuchał Dziedzica, zbadał, popatrzył i postanowił: włączamy Trilogica. Tym sposobem Francesco znów próbuje współpracy. Ponieważ nie jesteśmy AŻ TAK bezwzględni, Doktor nieco złagodził parametry i wysiłek jaki Franek musi wkładać we własne oddechy jest odrobinę mniejszy. Frankowy tata referuje, że do południa były żale, lamenty i płacze. Dziedzic uznał, że nie ma takiej siły, która zmusi go do współpracy. Obrażony postanowił nie ułatwiać tacie i poszedł spać. Spał, spał i spał, a Trilogy próbował się zintegrować ze swoim panem. Po południu nastąpił niewielki progres. Franuś pięknie zjadł obiad i nawet posłał tacie kilka uśmiechów. Wieczór niemal całkowicie należał już do Franciszka. Kąpiel przebiegła w ochach i achach nad Frankowymi wyczynami, a sam zainteresowany nie zwracał uwagi na parametry respi. Dopiero, kiedy zmęczyły go wodne szaleństwa- zaprotestował i wymógł wentylację ręczną. Kolację zjadł w towarzystwie Cioci M., popisując się całą gamą min i teraz śpi. Spokojnie, głębokim snem śpi. I nie zwraca uwagi na Trilogica. A Trilogy? Pracuje zgodnie z ustawieniami.

Co można powiedzieć o drugim przełączeniu?

1. Franek jest o niebo spokojniejszy, jednak wysiłek fizyczny nadal wzmaga duszność.

2. W dalszym ciągu wymaga od czasu do czasu wentylacji ręcznej- jednak jest to gdzieś o 70% mniej niż ostatnio.

3. Zasypia bez problemu i śpi spokojnym miarowym snem. (ostatnio spał maks. 20 min. nawet w nocy)

4. Próbuje się „dogadać” z Trilogy- oczywiście, kiedy ma na to ochotę.

Trzymajcie kciuki, żeby się w końcu dogadali.

Wnioski?

Moje dziecko jest rasowym terrorystą. Zauważył, że to ze mną, a nie z tatą może igrać. Kiedy nie chce mu się pracować na Trilogy, łapie się za rurę od respi i wpada w taką „duszność” i płacz, że aż żal patrzeć. Wie, że naiwna matka pogoni ratować. Poza tym w momentach lenistwa staje się modelowo smutny, odwraca głowę i patrzy TAKIM oczami, że mam ochotę dać mu szlaban na brazylijskie seriale- bo chyba tam chłonie tajniki aktorstwa. Ciężkie jest życie idealnej matki…

***

Z wieści konkursowych: do naszych drzwi zapukał dziś Pan Kurier i przyniósł dwa zaproszenia na uroczystą GALĘ! Ponieważ zimno i mróz trzaskający i liga mistrzów albo inny mecz w czwartek, a poza tym Celebryta na takie imprezy zdecydowanie zbyt młody jest- Frankowy tata postanowił zostać w domu i pilnować dobytku. Tym samym zabieram Ciocię M. i jedziemy na podbój stolicy! Już jesteśmy umówione na spotkanie z internetową sławą- Preclem i jego Rodzinką, a w czwartek wieczorem prosimy o zaciskanie kciukasów, bo matka będzie na laury i nagrody czekać.

Tylko… co ja na siebie włożę?

Franek-Trilogy: 0:1.

Noc z piątku na sobotę należała do tych z gatunku nieprzespanych. Franklin walczył z respiratorem i za nic w świecie nie chciał się poddać jego parametrom. Głęboko zasnął dopiero o 4:30 nad ranem. Od rana było już dużo spokojniej. To jednak za mało. Dziedzic nie chciał ani jeść ani ćwiczyć, każdy najdrobniejszy wysiłek prowadził do płaczu i duszności. Nawet siedzenie sprawiało mu problem. Cały dzień zachowywał się jak śnięta rybka, był podsypiający i nieszczęśliwy. Wymagał wentylacji ręcznej.

Wieczorem saturacja zaczęła spadać i pulsoksymetr wskazywał 86, 88, 90% natlenienia organizmu. Franka wyraźnie męczyło dostosowywanie się do parametrów Trilogica. Tym samym po telefonicznej konsultacji z naszym Doktorem Opiekunem uznaliśmy, że przełączamy Franka na Legendaira, a w poniedziałek Doktor przyjedzie i zadecyduje, co dalej.

To nie jest tak, że mamy dziki plan znęcania się nad własnym dzieckiem i zmiana respiratora to jakaś nasza fanaberia. Franek ma jeszcze pewne ruchy przepony, które pozwalają mu wykonać kilka własnych oddechów. Jeżeli pozwolimy Frankowi na zupełne nieoddychanie, przepona wyłączy się zupełnie. Z lenistwa, bo po co miałaby pracować, skoro wyręcza ją maszyna. Nie chcemy doprowadzać do rozleniwienia Francesca, żeby nie przyspieszać zaniku mięśni odpowiedzialnych za oddychanie. A to przecież pierwszy cel Potworzastego. Respirator miał mu wtłaczać 22 oddechy i kontrolować jego próby oddechowe. Zaobserwowaliśmy, że co trzeci oddech na minutę to oddech Franklina. To jest dla niego jednak niesamowity wysiłek i męczy go to okrutnie…

Z której strony by nie ugryźć, zawsze zakalec.

***

Po przełączeniu na Legendaira Franuś zasnął głębokim snem w trzy sekundy. Odsypia ostatnią dobę.

Trilogy- dzień pierwszy.

Franciszek walczy z respiratorem. Wyraźnie nie podoba mu się oddychanie na nowym Trilogy. Jest zatem płacz, zgrzytanie zębów i duszność. Saturacja niby w normie, ale kilka własnych oddechów bardzo męczy Dziedzica. Doktor Opiekun daje im czas do poniedziałku. Tato poszedł odespać bardzo ciężki dzień, teraz dyżuruje mama, bo Franklin śpi maksymalnie 20 minut, potem przez godzinę walczy z ustawieniami respi.

Pamiętam, że do Legendaira w Łodzi przyzwyczajał się trzy dni. Z temperaturą 39 stopni. I wygrał.

Teraz też wygra.

 

Zajęcia praktyczne.

Szanowni Czytacze! Dziś pokażemy Wam, na czym polega wymiana filtra i tasiemki przy rurce tracheo u Franciszka Franklinowskiego. Uprzedzam, że instrukcja dotyczy TYLKO Franka, NIE JEST to film instruktażowy, NIE JEST to algorytm na wymianę u dzieci po tracheostomii. Jest to sposób, jaki wypracowaliśmy sobie na WŁASNE potrzeby, sposób, który nie przeszkadza Frankowi.

Do wymiany tasiemki i filtra potrzebne nam były:

1 Franciszek wymagający wymiany tasiemki i filtra

1 nowy filtr

1 tasiemka (w szpitalu była zwykle nowa, ale w domu piorę je i wymieniam, wyrzucam, kiedy są już bardzo zużyte)

gaziki jałowe (u nas 7,5×7,5, bawełniane, nazywane „krawatem”)

nożyczki (do wycięcia krawata)

octanisept (środek do dezynfekcji błon śluzowych- my używamy tylko wtedy, kiedy wokół rurki tworzą się odparzenia lub jakieś inne zmiany; moim skromnym zdaniem nie ma sensu przesadzać z jałowością, ważne, by obserwować otwór w szyjce i zareagować w miarę szybko, kiedy zaczyna się coś dziać)

Najpierw teoria:

Całość przeprowadzamy czystymi rękoma!!! ( W szpitalu Ciocie używały rękawiczek dodatkowo.)

Filtr pełni funkcję nosa. Oczyszcza i nagrzewa (ociepla?) powietrze, które respirator podaje płucom. Filtr wymieniamy przynajmniej raz dziennie. Częściej w czasie przeziębienia. Kiedy widać, że jest pora wymiany filtra? W jego ujściu skrapla się woda, to tak jakbyśmy my mieli zatkany nos- wówczas gorzej się oddycha. Latem, kiedy powietrze jest wilgotniejsze filtr wymieniamy 2 razy na dobę. Jak wymienia się filtr? Należy odłączyć delikwenta od respiratora i kiedy radzi sobie oddechowo (nie niepokoi się, nie wpada w duszność), szybko odłączyć stary filtr, podłączyć nowy i Franka do respi i gotowe. Dawniej, kiedy Franklin wpadał w niepokój przy każdym odłączaniu od respi, a my nie mieliśmy takiej wprawy- w czasie przełączania filtra, drugie z nas wentylowało Franka za pomocą ambu. Jak zobaczycie później, teraz Dziedzic nawet nie zauważa całej wymiany. Bo jest Dzielniakiem- jak wszystkie Franki.

Po wymianie filtra zabieramy się za tasiemkę. Przede wszystkim bezwzględnie należy uważać, żeby w czasie wymiany tasiemki, rurka nie wysunęła się z dziurki w szyjce. Dawniej robiliśmy to we dójkę- jedno asekurowało rurkę, drugie wymieniało tasiemkę. Teraz robimy to mechanicznie, co nie znaczy, że nieuważnie. Wydarzyć może się wszystko, tym bardziej, że zwykle w czasie wymiany Dziedzic ma najwięcej ochoty na zabawę. Wracając do tematu: tasiemka ma za zadanie trzymać rurkę tracheo w szyjce, mówiąc wprost, jest obrożą. Przypinana za pomocą rzepa, z flaneli ma maksymalnie łagodzić dyskomfort powstały na skutek zarurkowania Franklina. Latem, kiedy Młodzieniec szalenie się poci wymieniamy ją 2-3 razy dziennie, teraz wieczorem po kąpieli. Na czym to polega? Odpinamy starą tasiemkę, cały czas asekurując rurkę, wycieramy szyjkę do sucha (opcjonalnie całujemy), sprawdzamy czy nie ma odparzeń na szyi albo zmian wokół rurki i zakładamy nową tasiemkę. Polega to na przypięciu jej do rurki, przeciągnięciu jak krawata z tyłu głowy i zapięciu na rzep. Jeżeli między szyjkę a tasiemkę swobodnie wejdzie palec- jest ok. Tasiemka nie może być zbyt ciasno, bo dusiłaby Franklinowskiego. Następnie zakładamy krawat. W szpitalu Ciocie miały gotowe przycięte gaziki, my w domy mamy radosną twórczość własną. Niestety na filmie słabo to widać (może kiedyś nagram samo wycinanie), ale należy złożyć gazik na pół, mniej więcej w połowie naciąć na około 2 cm i zrobić dziurkę na rurkę. (Zobaczycie na filmie, jak po wycięciu ma to wyglądać.) Wycięty gazik wkładamy pod rurkę, żeby zabezpieczyć otwór tracheo przed zanieczyszczeniami z zewnątrz, a ciało Franklina przed obtarciami ze strony rurki. Potem sprawdzamy czy wszystko się trzyma i gotowe!

Po pół roku praktyki, idzie jak z płatka. 🙂

A oto wizualizacja: filmuje tata, wymienia i tłumaczy mama, gwiazdorzy Franek: wszelkie niedociągnięcia proszę złożyć na karb tego, że stresowała nas wielomilionowa widownia, jaką zamierzamy na owej produkcji zgromadzić 🙂

***

Dzisiejszy wpis dedykujemy Ciociom z łódzkiego OIOMu, które wszystkiego cierpliwie nas uczyły- szczególnie Beacie, Kindze, Ewie i Jadzi (której pochwały Frankowy tata pamięta do dzisiaj!).

 

Panta rei.

Tak się przechwalam i przechwalam osiągnięciami Franciszka, a upublicznionych dowodów jakby brak. No to nagraliśmy film. To, co nasz Młodzieniec wyczynia w kąpieli, to czyste szaleństwo. Ponieważ w domu mamy tylko prysznic, Dziedziczątko kąpane jest w plastikowej wanience dziecięcej, w pokoju (łazienka jest zbyt mała dla Franka i jego respiratora i mamy i taty i w ogóle). Tym samym, odkąd Franklin opanował swoje ręce, wszystko pływa. Kanapa wygląda, jak po ulewie, na podłodze wody po kostki i Franklin z uśmiechem od ucha do ucha czyniący cuda. 🙂 A oto dowód:

Tymczasem na mamową skrzynkę mailową przyszło dziś zaproszenie na uroczystą galę z okazji wręczenia nagród dla blogerów roku. 🙂 W związku z powyższym trzeba będzie się zastanowić nad kreacją i w przyszłym tygodniu wyruszam na podbój wielkiego świata!

Metoda na głoda?

Kaszka- nie. Rosół-nie. Kanapka- nie, budyń- nie, kisiel-nie, ryba-nie, monte-nie, danonek- nie, marchewka-nie, owoce-nie.

Franklin prowadzi skuteczny strajk głodowy. O ile śniadanie przynajmniej do połowy zjada bez krzyku, to od połowy wygląda to tak, jakbym z premedytacją znęcała się nad własnym dziecięciem. Jest wtedy płacz, zgrzytanie zębów, udawany kaszel, łzy jak grochy i wszystko, czego tylko od zrozpaczonego Dziedzica można oczekiwać. W ciągu dnia z dokarmianiem walczy tata. Metoda „po dobroci” przestaje być skuteczna po 5 minutach, metoda „na reklamy” po dziesięciu, „na wierszyki” przechodzi tylko z mamą, na „szantaż- jedz, bo powiem mamie/cioci/babci” nie robi na zainteresowanym wrażenia. Od kilku dni znów staramy się przekonać nasze dziecko, żeby jadło. Cokolwiek. A Franciszek jak na złość przestał lubić nawet słodycze. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie rusza się tyle, ile jego rówieśnicy i w związku z tym nie ma takiego zapotrzebowania kalorycznego, ale jeść mimo wszystko musi, bo inaczej za kilka miesięcy będziemy mieli w domu Pana Niteczkę- zupełnie przeźroczystego syneczka. Dla przykładu dzisiejsze menu Franklina:

śniadanie, godz:7:50: 150 ml kaszki zbożowej okraszonej masłem (kalorie, kalorie, kalorie)

II śniadanie albo wczesny obiad 11.30: 125 ml zblendowanych owoców- kiwi, jabłko  i gruszka + biszkopt (kalorie?)

obiad od godz.14.00 do 16:00 na raty i z płaczem: w sumie ok.100 ml rosołu z mięsem

podwieczorek godz.18.00: 100 gr jogurtu (a płacz był przy tym taki, że aż mi wstyd)

kolacja godz.20.15: 150 ml kaszki

Tyle przez cały dzień zjadł piętnastomiesięczny Dziedzic. W tak zwanym międzyczasie nie wypił prawie nic. Na szczęście dopija w nocy, ale też niewiele (ok.250-300ml).  Za nic w świecie nie wiem, co mu dać zamiast rannej lub wieczornej kaszki, bo póki co tylko ją zjada bez większych awantur. Próbowałam jajko- nie chce, płatki z mlekiem- nie. Generalnie, kiedy spryciarz wyczuje najmniejszy kawałek krztusi się, dusi i wzywa pomocy. A najśmieszniejsze jest to, że spaghetti zjada BEZ mielenia. Można? Można. Ale nie mogę go ciągle karmić spaghetti… Chociaż 😉