Typowa mama.

Ponieważ w byciu mamą mam niewielką praktykę, nie wiem ,czy to dobrze, że zabrałam się do tego wpisu. No, ale co tam! Wymądrzam się na dużo poważniejsze tematy, to i tu pokuszę się o samowolkę…

Typowa mama wstaje do pracy na ostatnią chwilę, żeby jak najbardziej odespać wczorajsze prasowanie. Potem goni czas, zjadając kanapkę w biegu, albo prosząc o „gryza” przypadkowo spotkanego w kuchni mężczyznę (w naszym wypadku nawet Męża :-)). W tak zwanym międzyczasie robi make-up (o ile tusz, róż i puder można  nazwać makeupem), tworzy fantazyjną fryzurę (czyt. związuje włosy w kucyk), karmi przebudzone dziecię, cmoka w czoło mężczyzn swojego życia i klnąc (” o kurdzi bączek!” najczęściej) goni, żeby zdążyć zasiąść przed komputerem zanim dyrektor się zorientuje, że codzienne 10 minut spóźnienia daje całe 5 dodatkowych dni wolnego w tym roku! Potem się relaksuje przez 8 godzin, bo spełnianie wymogów tabelkowych, dziwne zapytania i kawa, dużo kawy- to jest coś, co naprawdę lubi. Dużo mniej niż turlanie się z dziecięciem po łóżku przez pół soboty, ale trochę jednak lubi. Po ośmiu godzinach błogiego lenistwa typowa mama ma już czas tylko dla siebie! Może do woli przebierać w markecie w serkach, bułkach, masłach i pieluchach, potem śmiało może ponarzekać na mróz w kolejce na poczcie i z uśmiechem od ucha do ucha może wykłócić się z panią w przychodni, że 12 miesięcy na skierowaniu to na pewno jest rok. Tak rozluźniona mama wraca do domu, gdzie czeka obiad, słodki mężczyzna i jeszcze słodszy potomek. Teraz to już leci z górki: wystarczy wstawić pranie, ogarnąć kurz, może w szale radości ciasto jakieś upiec, z synem poczytać „Stefka…” , do męża się przytulić, dziecię wykąpać, siebie ogarnąć i jakimś dziwnym sposobem typowej mamie robi się północ. To jeszcze tylko typowa mama zerknie na portal jakiś, gdzie rozpusta społecznościowa się dzieje i sprzedaż prywatności, a tam przyjaciółka dwa dni nie widziana aktywna! No to gadu-gadu, baju-baju i już pierwsza. U sąsiadów już dawno śpią, mąż mruczy cichutko na kanapie i tylko budzik złośliwie się uśmiecha, że już za 5 godzin dzwonił będzie uporczywie… I tylko Suzana sprowadza typową mamę na ziemię, mówiąc „do fryzjera, bo straszysz!” i się mama słucha i się zbiera, żeby nowy look ją odmłodził i na 20stkę  wystylizował…

Cechy typowej mamy:

-ciągle biegnie (kiedyś się dziwiłam, że tak ciągle można, teraz się dziwię, że nie)

-się martwi na zapas (czy zupa jest, czy pieluch starczy, czy smakował obiad będzie, czy nie za zimno, czy nie zbyt gorąco,…)

-się zachwyca dziwnościami ( tu słynne qpy się kłaniają i najzwyklejsze w świecie mrugnięcie potomka)

-monotematyczna lekko jest także (wiem po sobie: „a Franek to zrobił to i jeszcze to i to też…”)

Jak nic typową mamą jestem. Na szczęście przy boku typowego tatę mam, ale o nim to może już jutro…

A oto my: Kiedyś…

 

I dziś:-)

A tak serio, to mamowanie, to najlepsze, co mnie w życiu spotkało… 🙂

Podwójna randka.

Fotelikowe poszukiwania trwają nadal. Wszystkim mamom, które na Frankową skrzynkę przysłały sugestie, linki, opisy- baaardzo dziękujemy! Poszukiwania i porównywania trwają i muszę przyznać, że nie miałam pojęcia, że wśród foteli samochodowych może być taki rozstrzał jakościowy, gatunkowy i cenowy. Mamy już kilka modeli na oku, jednak już teraz wiemy, że jakikolwiek zawita do naszego domu i tak będzie musiał być „ulepszony” myślą techniczną Frankowych rodzicieli.

Poza tym u nas w domu odbyła się podwójna randka. Rodzice wychodzili, a  Franklin spędził cudowny poniedziałkowy wieczór w towarzystwie Cioć Ani i Moniki- swoich przekochanych rehabilitantek. Przed wyjściem złośliwiec mały na hasło: „zrób papa” , zrobił papa i zupełnie nie zwrócił uwagi na to, że starzy wychodzą. Co gorsza, był wyraźnie zniecierpliwiony naszym tuptaniem w drzwiach, bo w perspektywie miał swoją randkę. Najwyraźniej więc Dziedzic dorasta, a my jak na nadopiekuńczych starych przystało, nie potrafimy tego ogarnąć. Kiedy Frankowy tata dzielnie próbował utrzymywać równowagę na łyżwach (aż żal, że nie miałam aparatu 🙂 ), Dziedzic był rozpieszczany, zabawiany i tulony. Po powrocie do domu zastaliśmy śpiącego Franklina i uśmiechnięte od ucha do ucha Ciocie. W związku z powyższym Ciociom gratulujemy odwagi i dziękujemy za wieczór. 🙂 Na szczęście poleciły się na przyszłość…

A poniżej odkopane w czeluściach twardego dysku. Franciszek przedrurkowy. Siedmiodniowy. 🙂

p.s. A od Cioć dostawaliśmy regularne smsy o treści: „jest ok”, „jest dobrze” i „jest bardzo dobrze”… 😀

Fotelikowe poszukiwania.

Dobroć ludzka nie zna granic. Ledwo zdążyłam napisać, że trzeba będzie poszukać kogoś, kto mógłby uszyć pasy do nowego SuperFrankowozu. Ledwo kropka po ostatnim słowie zdążyła wyschnąć, a już pojawił się Wujek Foto i obiecał owe pasy wykonać! Ba! On już zrobił wstępny projekt, przysłał nam linki z materiałami do wyboru i wykonał miliony telefonów, żeby ustalić rozmiar, kolor i fakturę. Wiedziałam, że to człowiek wyjątkowo utalentowany jest i że dobre serce na dłoni nosi, ale że aż taki talent w nim drzemie… Wujku Foto bardzo Ci dziękujemy, słów uznania dla Twoich szaleńczych pomysłów znaleźć nie mogę, ale wiedz, że jesteśmy Ci bardzo wdzięczni. A wszystkich Czytaczy proszę o przesłanie wirtualnego buziaka dla Wujka, bo mu się należy jak mało komu.

W związku z tym rozpoczynamy akcję „fotelik”. Ten aktualny Frankowy to najzwyklejszy fotelik samochodowy kupiony w komplecie z wózkiem. W sieci znalazłam go tutaj———->klik. Franek jak na prawdziwego mężczyznę przystało wyrósł z niego. Co prawda producent przeznacza go dla dzieci do 13kg, a nasz szczypiorek ma zaledwie 7, ale za to wysoki jest i nogi posiada do samego nieba. Niewątpliwym plusem tego fotelika jest to, że Franek nie przewraca się na boki, bowiem boki znakomicie amortyzują wszelkie chwiejne ruchy Franciszka. Jego niewątpliwym minusem jest to, że Dziedzic umieszczony jest w nim w pozycji półsiedzącej ( jak łódeczka)- niezbyt dobrej dla jego miękkiego kręgosłupa. Czego oczekujemy od fotelika idealnego? Fotelik idealny musi:

*stabilizować Dziedzica w pozycji siedzącej, bądź półsiedzącej ale nie na kształt poprzednika, czyli łódeczkowo

*blokować ewentualne wywrotki Dziedzica na boki (może wersja z pasami jak przy wózku?)

*być tak wyprofilowanym, żeby długie nogi Dziedzica nie dyndały w powietrzu lub by nie musiały przez cała podróż być podgięte pod samą brodę.

Wymagania mamy jak zwykle kosmiczne. Pewne jest to, że stary fotelik nie nadaje się na przeróbki. Konieczny jest zakup nowego. Poszukiwania w sieci trwają. Gdyby ktoś, gdzieś, coś widział- prosimy o kontakt na Frankowego maila, a i my o efektach swoich poszukiwań na pewno Was poinformujemy.

Poza fotelikowym priorytetem stało się dzisiaj coś równie ważnego. Frankowa mama weszła do elitarnego grona mam potrafiących zrobić pączki i faworki. 🙂 Pod czujnym okiem Babci Goshi powstało 50 pączków i pełna taca faworków. Tym samym całą rodziną objadaliśmy się bez końca, a Wujek Poznański zabrał nawet część dla Cioci Ew. Franklin za pączki podziękował- w końcu wiadomo, Celebryta musi dbać o linię. Spałaszował za to gotowaną pierś z kurczaka i rosół- już tradycyjnie w niedzielę, a po całym dniu emocji zasnął w połowie kolacji.

***

Ogłoszenia drobne: ZAMIENIMY pieluszki Pampers rozm. 4 na Pampersy rozm. 3. Dostaliśmy je w bardzo pomysłowym prezencie, jednak Prezentodawca bardzo przecenił Frankowy rozmiar i nasza miniaturka wypada z czwóreczki. Pieluszek zamienić w sklepie nie można było, więc Prezentodawca zgodził się na upublicznienie prośby z wymianą. Jeżeli ktoś byłyby chętny, proszę o kontakt na Frankową skrzynkę.

***

Ogłoszenia jeszcze drobniejsze: Blog na miejscu 14.

SMS: A00346 pod 7122. (koszt 1,23zł)

 

Frankowóz.

Tak jak obiecałam, głównym tematem dzisiejszego wpisu będą sprzęty, które mieliśmy w planach nabyć dla Franklina: wózek i fotelik samochodowy. Głównym wymogiem Dziedzica, co do tych urządzeń jest niezbędna w ich budowie możliwość stabilizacji ciała i niedopuszczenie do skrzywienia kręgosłupa. Tym samym odbyliśmy z Frankowym tatą podróż po wirtualnych dostawcach takiego sprzętu, poczytaliśmy instrukcje obsługi, podglądaliśmy fora internetowe i doszliśmy do następującego wniosku: nie kupujemy wózka. Dlaczego? Z kilku powodów. Frankowy wózek wygląda tak:


Wózek, który miałby być ewentualnym następcą aktualnego Frankowozu, można obejrzeć tutaj: ————> klik

Tak, jest to wypasiona wersja wózka. Tak, ma podstawę jezdną i można z nim współgrać także w domu. Tak, ma mocowania stabilizujące głowę, kamizelkę stabilizującą tułów. Ma nawet pasy mocujące klatkę piersiową (3zdj. 3 rząd), o które nam najbardziej chodziło. Słowem- ten wózek ma prawie wszystko! Ale. Ma też sporo minusów, które jestem w stanie wymienić tylko na podstawie rekonesansu wirtualnego. Przede wszystkim jest za duży. Franek nawet by nie dosięgnął swoją głową do mocowań, które miałyby ją przytrzymywać. Wszystkie pasy i mocowania także byłyby dla Franklina zbyt duże. Także podnóżek zamontowany w tym sprzęcie byłby dla Dziedzica nieosiągalny- Franek nadal jest zbyt mały. Domowa podstawa jezdna u nas byłaby zbędna, ponieważ mamy dalmatyńczyka-pionizator. Cóż jeszcze? Kosz. Kosz pod wózkiem jest niemal identyczny, jak ten w naszym wózku- czyli zmiana na plus żadna. Wózek ten producent przeznacza dla dzieci wiotkich, ale większych i cięższych od naszego. W związku z tym doszliśmy do wniosku, że nie opłaca nam się go (jeszcze) kupować. Franek na szczęście nie jest jeszcze zupełnie wiotki. Wręcz przeciwnie jego siła mięśniowa poprawia się z każdym dniem, co potwierdzić mogą nasze Ciocie Rehabilitantki i Doktor Opiekun. Dlatego porównując obydwa wozy, uznaliśmy, że przerobimy Frankowóz i poczekamy aż Franek podrośnie do nowego sprzętu.

Plan przerobienia Frankowozu na SuperFrankowóz:

1.We Frankowym dalmatyńczyku na wyposażeniu są pasy, które trzymają go w pionie. A wyglądają one tak:

2. Uszyjemy (a raczej poszukamy kogoś, kto uszyje), bądź dokupimy drugie pasy i przymocujemy je do szelek zamontowanych już we wózku.

3. Frankowy tata na spółkę z Dziadkiem Ksero dorobią podstawy pod nóżki.

4. Kosz pod wózkiem wzmocnimy o solidniejsze dno, żeby respirator był tam bezpieczniejszy.

I tym sposobem szybko, tanio i skutecznie Frankowóz zostanie zamieniony w SuperFrankowóz, a my zaoszczędzimy kilka ładnych tysięcy.

Żeby Was nie zanudzać w sobotni wieczór wspomnę jeszcze tylko o jednej absolutnie ważnej ważności!

Franklin dzisiaj SAM absolutnie SAM bez pomocy przewrócił się z pleców na lewy bok! I oczekiwał oklasków. I dostał, a jakże!

Z cykl o rodzicach:

Dzięki przecudownym Ciociom Ani i Monice- Frankowym Rehabilitantkom idziemy w poniedziałek na randkę! Ciocie zmówiły się po kątach, przysłały zarządzenie, a że Franciszka zarurkowanego obsłużyć potrafią, pod dyskretnym nadzorem Cioci M. zostawimy całą tróję samą. I pójdziemy… hm, właściwie to nie wiem, ale gdzieś na pewno! 🙂

A poniżej: Mama uczy Franklina mówić MA-MA. Ze skutkiem opłakanym, jak zobaczycie…

P.S. Pozostałe punkty z wczorajszego wpisu będę na pewno realizować. Promise! 🙂

 

 

Odsypiamy.

Frankowy nastrój na medal. Młody pięknie ćwiczy, pięknie gaworzy, zjada i pije. Normalnie przyczepić nie ma się do czego! Wczoraj w związku z tym odwiedziliśmy nawet Suzanę i Wujka P. Tam Dziedzic dał popis swojego szaleństwa i jak na prawdziwego Celebrytę przystało zabawiał wszystkich cały wieczór. Spać poszedł o bardzo nieprzyzwoitej porze i dziś mało brakowało, a zaspałby na poranną rehabilitację.

Piątek należał do tych z gatunku męczących. Mama po całym dniu walki z problemami dziwnych klientów, tata po całym dniu walki z ogrzewaniem, które jak na złość przy mrozach postanowiło się zbuntować i Franek po dwóch seriach rehabilitacji, pobieraniu krwi i pionizacji padliśmy jak kawki jeszcze przed dobranocką. Jest godzina 21:35- Dziedzic obudził się właśnie na kolację, zjadł i poszedł spać. Tato zrobił sobie herbatkę, wypił i poszedł spać. Ja tylko skrobnę parę słów jeszcze i wybaczcie, ale też idę spać. Zmęczenie materiału dotarło dziś do Franklinowskich, a mail, którego dzisiaj dostaliśmy, spadł nam chyba z nieba.

Obiecuję, że jutro napiszę jak:

1. mail od jednej z Cioć gwarantuje nam wyjątkowy poniedziałek,

2. poszukiwania wózka dla Franka zaowocowały radosną twórczością własną,

3. odbędziemy zajęcia praktyczne z wymiany tasiemki,

4. musi wyglądać Frankowy nowy fotelik samochodowy,

5. …i pewnie coś głupiego do głowy też mi wpadnie.

Tymczasem dobranoc!

***

A nasz blog na 15 🙁

A00346 pod 7122 (1,23zł)

A poniżej z domowego archiwum: Franciszek przedrurkowy. Zdjęcie z 06.12.2010.


 

Jest więcej niż siedem!

Jest sukces! Wiem, że się przechwalam. Wiem, że może nie powinnam, ale tak trudno się oprzeć…

Zwołana dzisiaj specjalna komisja, w skład której wchodzili Frankowi rodzice, metodą „na Doktora Jarka” zważyła Dziedzica. Szanowni Czytacze! Niezmiernie miło jest nam ogłosić, że nasz syn przekroczył magiczną granicę siedmiu kilogramów! Dziś po kąpieli waga wskazała SIEDEM kilogramów i STO gramów. Tak jest. W naszym domu mieszka 72 cm miłości i 7,1 kg szczęścia- Franklin.

Skoro już o cyferkach mowa. W bocznym panelu strony możecie zobaczyć jak w łatwy sposób można pomóc zapewnić Franklinowi odpowiednią rehabilitację i sprzęt. Wystarczy wpisać do swojego PIT-a numer KRS fundacji, do której należy Franek, a w celu szczegółowym wpisać dane Dziedzica. W ten sposób 1% podatku, który oddajecie, zostanie przekazany na rehabilitację i ochronę zdrowia naszego synka. Co jakiś czas będziemy się przypominać, bo dzięki 1% za rok ubiegły możemy zapewnić Frankowi rehabilitację, wczesne wspomaganie i najbardziej potrzebny sprzęt.

A poniżej film. Miał być instruktażowy, pokazujący jak wymienić tasiemkę, ale tradycyjnie skończyło się na śmichach-chichach. No, bo jak tu nie łaskotać, nie całować, kiedy Dziedzic lubi…

***

Blog roku: ciągle 13.

SMS: A00346 pod 7122.(1,23zł)

ps. Dziękuję za czujność „polaczce”, która dała znać o błędzie, który bezszelestnie wkradł się w mamowe smsowe prośby. 🙂

Mężczyźni wolą blondynki.

Franklin i tata mieli dzisiaj misję bojową. Późnym popołudniem byli umówieni na spotkanie z nową Panią Specjalistką. Wiązaliśmy z tą wizytą wielkie nadzieje, ponieważ z poprzednią Panią Franek nie mógł dojść do porozumienia. W związku z tym chłopaki już od rana buszowali po szafie w celu znalezienia odpowiedniej stylizacji na wyjście, a kiedy nadeszła godzina zero, zapakowali sprzęt i pogonili do obiecująco brzmiącego w nazwie Przedszkola „Bajka”. Tam bowiem przyjmowała Pani Specjalistka.

Pani Specjalistka okazała się bardzo sympatyczną i sprytną kobietą, bo spotkanie z Celebrytą rozpoczęła od… komplementów. A jak wiadomo wszystkim Czytaczkom, nic tak nie działa na stuprocentowego mężczyznę, jak trzepotanie rzęsami i czułe słówka. Francesco został kupiony. Tym sposobem Dziedzic postanowił być uczniem tygodnia i pokazał nowej Pani wszystkie umiejętności: było przesyłanie buziaków, mlaskanie, gadanie i wszystko, czego dusza i rozanielony tata zapragnął. Duma rozpierała Frankowego tatę, kiedy Młodzieniec pozwolił na masaż twarzy, dotykanie policzków, ust… Ba! Pozwolił nawet na sprawdzenie jamy ustnej!

W ramach pracy domowej chłopaki dostali za zadanie ćwiczenie akcji-reakcji: „przybij piątkę”, „zrób pa-pa”, „pomachaj”, mają nauczyć się rozpoznawać krówki na ilustracjach i próbować rozróżnić „tak” i „nie”- na zasadzie- czy to jest piłka Franusiu? Poza tym w ramach zajęć nadobowiązkowych Dziedzic ma być oduczany zgrzytania zębami (uwielbia to robić a przednie jedynki już proszą o litość), ma próbować dmuchać w gwizdek, balon, wiatrak, robić „prrrrrrr” i ćwiczyć samogłoski o,u,a,i. Sporo tego, ale od czego ma się rodziców? Nie wiecie? Od tego, żeby gonili do odrabiania lekcji.

Wnioski z wizyty:

Pani Specjalistka uznała, że podejmie się zajęć z Franciszkiem. Powiedziała, że nasz Dziedzic zupełnie nie odbiega w rozwoju od rówieśników. Potwierdziła także, że jedyną przeszkodą w rozwoju Frankowego aparatu mowy jest respirator. Mięśnie buzi są jak najbardziej ok. Dlatego najpierw będzie mobilizować Franklina do mówienia, potem do komunikacji alternatywnej- obrazki, znaki umowne, itp.

Następna wizyta za dwa tygodnie, potem spróbujemy raz w tygodniu.

Wnioski taty i mamy:

Nie zapeszamy, ale Franklin wydaje się, że zaakceptował nową Panią. A co do zajęć: sposobu i formy. Jesteśmy za!

Czy pisałam już, że nowa Pani jest blondynką? Nie pisałam… No, jest. Jak Ciocia Ania Rehabilitantka. I jak mama. Jak się przefarbuje. 😀

 

***

Blog Roku:

Aktualnie: pozycja 13.

SMS:A00346 pod 7122 (1,23zł)

Trzy newsy z Frankowic.

1.

Ponieważ Franek w ogóle przestał współpracować z Panią Specjalistką od wspomagania rozwoju, poleciła nam ona swoją koleżankę o kwalifikacjach podobnych, ale zupełnie innej fizjonomii. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że może nie odpowiada mu kolor włosów, albo uśmiech Pani Joli. W związku  z tym nowa Pani wcisnęła nas w swój wypełniony po brzegi kalendarz i  Franklin wraz z tatą pojadą na oficjalne zapoznanie. Obie panie pracują i specjalizują się w metodzie Castillo-Moralesa, o której można poczytać tu——> klik. Zmieniając terapeutę mamy na celu zamiar sprawdzić, czy Frankowi nie odpowiada sposób przeprowadzania zajęć, czy prowadząca. Na szczęście trafiamy na wyrozumiałych specjalistów, którzy mając na uwadze dobro Franciszka i jego celebryckie zapędy- nie robią nic na siłę, a po dobroci starają się nauczyć Franklina komunikować się z nami.

Tym samym prosimy o trzymanie kciuków tak za Franka jak i za nową Panią Specjalistkę.

2.

Jak co miesiąc odebrałam wyniki badań krwi naszego Młodzieńca. Jak co miesiąc- bez zarzutu. Wynika z tego, że nas piętnastomiesięczny niespełna siedmiokilogramowy syn jest okazem zdrowia. Najważniejsze jest to, że na pewno nie jest niedożywiony. Ma tylko tzw. lekkość bytu. 😉  To kolejny niestandardowy objaw SMARD1- Franek nie jest otyły, co podobno u dzieciaczków z tym schorzeniem jest normą.

Styczniowe pobranie przypada na piątek.

3.

Ponieważ Dziedzic nieprzyzwoicie rozpieszczany jest, mamy  tego efekty. Aktualnie walczymy z: myciem zębów- bo nie che za nic w świecie, łykaniem przynajmniej małych kawałków- bo zmielony chleb z szynką nie smakuje jak chleb z szynką, wyeliminowaniem porannej kaszki z menu- bo roczny facet musi jeść jak facet.

Na koncie zwycięstw rodzicielskich mamy: dobrowolne poddawanie się obcinaniu paznokci, czyszczeniu uszu i czesaniu. Trzeba tylko przy tym „Pawła i Gawła” opowiadać. 🙂

***

Efektem naszego udziału w konkursie jest między innymi to, że na Frankową skrzynkę znów zaczęły spływać maile pełne miłości, pozdrowień i wyrazów wsparcia. Dziękujemy wszystkim Czytaczom, wszystkie maile czytamy Franciszkowi. Załączone zdjęcia Igora, Ani, Maksyma i wielu wielu innych też pokazujemy. Dziękujemy i prosimy o jeszcze!

Po nocnym przeliczeniu, jesteśmy na pozycji 12.

sms: A00346 pod 7122.

 

Na tytuł brakło weny ;-)

O większego trudno zucha niż był Stefek Burczymucha,

ale Stefek już istnieje, z Konopnicką gdzieś szaleje.

A tuż obok, w centrum wioski mieszka Franek Franklinowski.

To gagatek wokół znany, od Bieguna po Bałkany,

ma przyjaciół krąg szeroki, nasz Młodzieniec pięknooki.

Niech nie zwiedzie was ta plotka, że wciąż trudno jest go spotkać,

bo choć Potwór wciąż go goni, on od przygód nie chce stronić!

Lubi jeździć na rowerze, lubi pływać- mówię szczerze!

Spotkać lubi się kumplami, pograć w łapki z rodzicami,

od rozmowy nie ucieka, wie, że świat za oknem czeka.

Choć z Potworem walka trudna, to taktyka nie jest nudna:

trzeba tylko pięknie ćwiczyć i kalorie trzeba liczyć!

Trzeba głośno śmiać się ha-ha i napędzić stworom stracha.

I nasz Dziedzic, nasz Francesco,

co mu oczy lśnią niebiesko,

wciąż ucieka, choć stwór goni, od pułapek też nie stroni,

ale nie wie jeszcze Potwór, jakich może doznać tortur,

bo Franciszek- nasz Lwie Serce, ma przyjaciół wiernych wielce,

Fifek, Bruno, Zuzia mała i Rebelka doskonała,

jest też Foto, jest Suzana, jest Amelia ukochana,

z tą drużyną, z Czytaczami wiele przygód wciąż przed nami.

Będziem łupić wciąż Potwora, od wieczora aż do ranka,

to niesiona weną wielką dzisiaj pisze matka Anka.

(dla Przyjaciółki)

A Franek zamienił da-da na pełnowartościowe głośne, piękne, świadome TA-TA! 😀

*  *  *

Ten blog bierze udział w konkursie na Blog Roku 2011 i dzięki głosom Czytaczy znalazł się w kolejnym etapie. Liczniki wyzerowano i można po raz kolejny wysłać jeden sms o treści A00346 pod numer 7122 (1,23zł), by Frankowe podwórko mogło zawalczyć o tytuł Bloga Blogerów. Za wszystkie głosy dziękujemy!!!

Aktualności: blog stosuje wędrówkę ludów: byliśmy już na pozycjach:8, 15,12,10. Teraz jesteśmy na pozycji 11!!! Do finału wchodzi 10.

Love story.

Na początku była miłość. Wielka taka, że aż oczu nie można było oderwać. Ona przyjeżdżała, a on już od progu witał ją cały w skowronkach. Spędzali razem długie godziny na zabawach, śmiechach, rozmowach. Poranki i popołudnia, które spędzali razem, były dla każdego z nich czasem najbardziej wyjątkowym z całego dnia. Aż pewnego raz coś pękło. Do dziś nie wiemy, co się wydarzyło. On nagle zaczął jej unikać. Mimo, że przychodziła, nie chciał z nią przebywać. Wpadał w złość, kiedy tylko słyszał jej kroki na schodach. Ona jednak nie traciła nadziei, że jeszcze będzie tak jak kiedyś. Wytrwale pojawiała się codziennie u jego boku i nie zważając na jego protesty, starała się, by uwierzył, że będzie przy nim zawsze. I uwierzył. Jej miłość zwyciężyła. Dziś znów wchodzi witana szerokim uśmiechem. Znów spędzają wesołe godziny razem. Znów z radością w oczach chwali jej się, co od wczoraj wydarzyło się w jego burzliwym życiu. O kim mowa? O Franku! O Franku i jego Cioci Ani Rehabilitantce. Tak bowiem w skrócie można opisać szczegóły ich znajomości. Franklin po grudniowym kryzysie rehabilitacyjnym, kiedy to całe ćwiczenia potrafił przepłakać znów wrócił do pełnej formy. Ciocia Ania zaś mogła odetchnąć z ulgą i już w pełni staje się obiektem buziaków, uśmiechów i min Francesca. Podejrzewam go nawet o pierwsze poważne zauroczenie…

A poniżej: Franklin ćwiczy. Z Ciocią Anią oczywiście.:

*  *  *

Ten blog bierze udział w konkursie na Blog Roku 2011 i dzięki głosom Czytaczy znalazł się w kolejnym etapie. Liczniki wyzerowano i można po raz kolejny wysłać jeden sms o treści A00346 pod numer 7122 (1,23zł), by Frankowe podwórko mogło zawalczyć o tytuł Bloga Blogerów. Za wszystkie głosy dziękujemy!!!

Aktualnie jesteśmy na pozycji 12. Do Finału wchodzi 10 blogów.