Idzie ku dobremu…

Winowajca Frankowego samopoczucia -przynajmniej teoretycznie- został namierzony. Wydaje nam się, że depresja Dziedzica spowodowana była nie czym innym, tylko qpą! Tak wiem, pisałam, że jest ok. No, bo przynajmniej tak nam się wydawało. Franklin nie miał problemu z tym „problemem”. Jednak wczoraj po północy jego brzuch spuchł jak balon i zrobił się okrutnie twardy. Tata zadecydował- „aplikujemy czopek i czekamy”. Powinnam na rękach nosić mojego męża za ten pomysł. Nie minęło 15 minut, a Franek pozbył się tego, co zalegało mu w jelitach. Zastanawia mnie tylko jedno: skoro Dziedzic wypróżniał się regularnie, to skąd tyle zalegań w jelitach? Qpa była ewidentnie „przenoszona”.

(Wiem, temat nie dla osób o słabych nerwach, ale w końcu to blog o Franklinie walczącym, a jedną z broni Potworzastego są zaparcia.)

Powyższa obserwacja rozwiązywałaby niemal wszystkie zagadki z ostatnich dni. Franco nie chciał ćwiczyć, bo podnoszenie nóg sprawiało mu ból brzucha, nie lubił masaży, bo nie był w stanie samodzielnie pozbyć się balastu, tym samym nie oddychał sam, bo zmęczony był bólem brzucha i zwyczajnie nie miał siły. W końcu nie chciał jeść, bo nie miał gdzie tego mieścić. Dobrze, że mamy tatę…

Tym samym sobota minęła dużo spokojniej. Franek, co prawda mocno ogranicza jeszcze przyjmowanie pokarmów i zdecydowanie bardziej wolał owoce od zupy, ale jest lepiej. Udało nam się nawet pogadać trochę, poczytać książkę o Motylku Karolku i Piotrku Ważce, pograć z tatą w piłkę i pooddychać! Całe 15 minut jednym ciągiem.

Z obserwacji oddechowych:

Konsekwencje bycia rodzicami Celebryty są następujące: robi z nami, co chce, a my naiwnie biegamy jak w zegarku. Przykład? Bardzo proszę: podejmujemy prób oddechowe. Tata robi przedstawienie, żeby odciągnąć uwagę Dziedzica od tego, że oddycha sam. Nagle Franklin wpada w wielką duszność. Ba! Nawet widocznie się dusi. Tata szybko bierze ambu i rzuca się do ratowania synowi życia. Zanim zdąży jeszcze przyłożyć ambu do rurki. Dziedzic w jednej sekundzie cały w uśmiechach i buziakach- wystarczyło, że ZOBACZYŁ ambu i od razu odzyskał wigor. Wniosek z tego prosty: mamy syna aktora. Wybitnego aktora. Aktora-leniwca.

***

Mamowy humor też już wkracza na właściwy tor. 😉