Kiedy małe dziecko płacze przyczyn może być kilka. Może boli go brzuch/rosną zęby/boli głowa/ucho/ręka/noga. Może jest mu po prostu smutno. Może miał zły dzień. Wtedy każda mama tuli/głaszcze/pociesza/przytula. To normalne.
Kiedy moje dziecko płacze, najpierw sprawdzam respirator- ok, nastawy, ok. Potem słucham, czy w rurce nie furczy glut i nie trzeba go odessać- nie nie trzeba. Potem zmieniam Franusiowi pozycję- sam jej sobie nie zmieni tak łatwo, więc boczek lewy, boczek prawy, plecy, brzuszek- nie, to nie to. Potem sprawdzam brzuszek- może qpa znowu- ale nie, miękki, jest ok. Dopiero teraz noszę, głaszczę, przytulam, całuję. Nie wiem, czy to jest algorytm postępowania z zarurkowanym dzieckiem… Chociaż nie, nie jest. Bo czasem jest tak, że od razu noszę i przytulam, bo wiem, że tylko to pomoże. Instynkt? Może.
Franuś całe popołudnie był bardzo marudny. Popłakiwał. Winowajcy jego złego samopoczucia nie udało się zlokalizować na 100%. Podejrzenie padło na sprawy brzuszkowo-qpne. Wiem, miałam nie pisać, ale to ważne. Dziedzic znów zbyt mało pije i efekt tego jest taki, że pożegnaliśmy zasiadanie na tronie, bo ciężko. Qpa jest codzienna, ale bolesna niezwykle dla Franusia, więc myślę, że to mógł być powód dzisiejszych żal. Nikt nie jest szczęśliwy, gdy pupa boli. W związku z tym Malutek zjadł tylko pół kolacji i zasnął mi na rękach popłakując żałośnie.
Zawsze, ale to zawsze, kiedy mój synek płacze, zastanawiam się czy płacze, bo jest dzieckiem, bo dzieci czasem płaczą, czy płacze, bo Potworzasty ma lepszy dzień, a ja nic z tym nie mogę zrobić. Dlatego, kiedy Franuś zasnął, też płaczę. Bo mamy lubią płakać na zapas…