Kap, kap płyną łzy…

Kiedy małe dziecko płacze przyczyn może być kilka. Może boli go brzuch/rosną zęby/boli głowa/ucho/ręka/noga. Może jest mu po prostu smutno. Może miał zły dzień. Wtedy każda mama tuli/głaszcze/pociesza/przytula. To normalne.

Kiedy moje dziecko płacze, najpierw sprawdzam respirator- ok, nastawy, ok. Potem słucham, czy w rurce nie furczy glut i nie trzeba go odessać- nie nie trzeba. Potem zmieniam Franusiowi pozycję- sam jej sobie nie zmieni tak łatwo, więc boczek lewy, boczek prawy, plecy, brzuszek- nie, to nie to. Potem sprawdzam brzuszek- może qpa znowu- ale nie, miękki, jest ok. Dopiero teraz noszę, głaszczę, przytulam, całuję. Nie wiem, czy to jest algorytm postępowania z zarurkowanym dzieckiem… Chociaż nie, nie jest. Bo czasem jest tak, że od razu noszę i przytulam, bo wiem, że tylko to pomoże. Instynkt? Może.

Franuś całe popołudnie był bardzo marudny. Popłakiwał. Winowajcy jego złego samopoczucia nie udało się zlokalizować na 100%. Podejrzenie padło na sprawy brzuszkowo-qpne. Wiem, miałam nie pisać, ale to ważne. Dziedzic znów zbyt mało pije i efekt tego jest taki, że pożegnaliśmy zasiadanie na tronie, bo ciężko. Qpa jest codzienna, ale bolesna niezwykle dla Franusia, więc myślę, że to mógł być powód dzisiejszych żal. Nikt nie jest szczęśliwy, gdy pupa boli. W związku z tym Malutek zjadł tylko pół kolacji i zasnął mi na rękach popłakując żałośnie.

Zawsze, ale to zawsze, kiedy mój synek płacze, zastanawiam się czy płacze, bo jest dzieckiem, bo dzieci czasem płaczą, czy płacze, bo Potworzasty ma lepszy dzień, a ja nic z tym nie mogę zrobić. Dlatego, kiedy Franuś zasnął, też płaczę. Bo mamy lubią płakać na zapas…

Balowo tu, balowo tam…

Byliśmy na balu. Serio. Takim najprawdziwszym- z sukienkami i w ogóle. Kto? No, my Frankowi starzy 🙂 Babcia Domowa wpadła na pomysł, Ciocia M. zajęła się Dziedzicem, Frankowy tata założył garnitur, mama zainwestowała w pomadkę i pogoniliśmy. Niedaleko, tuż obok. Bal organizowany przez Rodziców z naszej szkoły, na rzecz jej potrzeb. Piszę naszej szkoły, bo Franek jest już formalnie zapowiedziany jako uczeń. Kiedy my podskakiwaliśmy w rytm walczyków, disco rytmów i innych takich, pod naszym dachem działy się niesamowite niesamowitości. Franklin i Ciocia M. urządzili sobie wieczór tylko we dwoje. Żeby podołać Ciocinym wymaganiom, Dziedzic uciął sobie drzemkę PRZED kolacją i zjadł dopiero o 23. Umówieni byliśmy, że „w razie czego” Ciocia dzwoni, a my wracamy w te pędy do domu ratować dziecię z opresji. 20, 21, 22, 23- nie dzwoni. W związku z tym spokojnie odstawialiśmy sobie nasze ju ken densy na parkiecie, a Franklin… A Franklin urządził Cioci pogadankę! Biedna M. musiała cierpliwie wysłuchiwać da-da, ta-ta, nia, nie, geeee, eeeee, oooo, uuuu i podziwiać pupką-pupką i oklaskiwać buziaczki zaledwie do 1:30 w nocy. Dopiero wtedy bowiem nasz Jaśnie Panicz postanowił iść spać. Wróciliśmy do domu wytańczeni, objedzeni, wyśmiani na całego tuż nad ranem. W pokoju zastaliśmy przytulonych do żyrafy M. i F. Żadne nie wykazywało oznak nieszczęśliwości, rozpaczy i co gorsza tęsknoty za nami. Ależ to był cudowny widok!

Balowe wnioski:

-drugie wyjście rodziców w przeciągu jednego tygodnia, to już chyba rozpusta, dlatego wprowadzamy sobie szlaban,

-Franklin jest już zupełnie dorosłym chłopcem i nieustanna rodzicielska kontrola go męczy, w związku z tym UWIELBIA zostawać sam, pod opieką którejś z ukochanych Cioć,

-Frankowa mama nie może uwierzyć, że jej dziecię tak szybko dorasta,

-Ciocia M. jest najlepsza na świecie, bo nie dość, że zajmuje się Dziedzicem, jak normalnym dziecięciem, czyli karmi, przebiera, nosi, tuli, śpiewa nawet, to na dodatek, podczas naszej nieobecność goni Potwrzastego aż huczy. Nie boi się odsysać, wentylować, uczyć nowych parametrów respi. Franklin jest z nią bezpieczny, a my kochamy ją za to najbardziej na świecie.

***

Póki Dziedzic drzemie po drugim śniadaniu (tak, tak jada dwa 🙂 ), idę… spać. Cała noc w szpilkach, to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej…

Rodzicom-Organizatorom balu należą się brawa- było bosko!