W rytmie cha-cha.

Przygotowania do wielkiej niedzielnej eskapady trwają. W związku z tym wraz z Frankiem byliśmy dziś na zakupach, robiliśmy pranie i porządki. Mapa sprawdzona, walizki od Babci pożyczone, trasa ustalona, prowiant zakupiony. Jutro od rana idziemy jeszcze na Komunię do Pauli, a potem ahoj przygodo! Dlatego wpis będzie króciutki, bo padamy na twarz. Króciutki, ale jakże wyjątkowy!

Trzymajcie zatem kciuki, żeby obyło się bez dziwnych przygód i żeby nie było korków. My tymczasem zabierzemy kamerę, aparat i już w poniedziałek rano dowiecie się, dokąd nas zawiało…

A poniżej mój własny, osobisty, jedyny, wyjątkowy i najpiękniejszy w świecie prezent na Dzień Mamy. Nóżka. Nóżka w rytmie cha-cha-. Nóżka, która miała się nie ruszać. Pięknie prawda? Nad drugą też popracujemy!

 

 

Warszawa zdobyta!

Warszawa zdobyta. Wstaliśmy skoro świt i wraz z Ciocią Moniką Rehabilitantką ruszyliśmy na konsultacje specjalistyczne do Warszawy. Była to pierwsza tak długa podróż Franka. Baliśmy się głównie o dwie rzeczy. O to, czy Franek wytrzyma w pozycji siedzącej tak długo i na jak długo wystarczy bateria respiratora. Baliśmy się zupełnie niepotrzebnie. Franciszek miał wyśmienity nastrój. Całą drogę gadał, podziwiał i szalał. Ucinał sobie krótkie regenerujące drzemki i siedział. Jako jedyny nie tracił werwy nawet wtedy, kiedy musieliśmy przebijać się przez korki.

A oto nasza wycieczka w filmowo-fotograficznym skrócie:

Wyruszamy:

Szalejemy:

Odsypiamy:

A poza tym, jak wszyscy wiedzą, żeby wycieczka była udana należy odwiedzić porządny fast-food. I zjeść frytki. I popić colą. Bardzo proszę:

A teraz na poważnie:

konsultacja rehabilitacyjna pozwoliła nam sprawdzić, czy Franciszek jest prawidłowo rehabilitowany. Poznaliśmy sposób, w jaki możemy stymulować do działania przeponę Franka. Tato nauczył się masażu szyi Franka, który pomoże mu przestać się garbić i wyciągnąć szyję z ramion. Pani Agnieszka była zachwycona sprawnością Franka, obiecała, że będzie na bieżąco śledzić jego postępy i udzielać kolejnych wskazówek. Ciocia Monika przywiozła cały bagaż wiedzy i już od jutra będziemy wprowadzać nowości do ćwiczeń Franka. Mamy nadzieję, że Franklin pokaże klasę i na efekty nie trzeba będzie długo czekać.

Jedynym minusem całej wyprawy jest fakt, że nie udało nam się odwiedzić Precla. Nasz tato zmaga się bowiem z potężnym bólem gardła i katarem, więc nie chcieliśmy ryzykować i zawozić Szymkowi kolejnej porcji bakterii. W związku z tym wizytę przełożyliśmy na następny raz.

Następna wielka podróż już w niedzielę!

 

Radio.

Z pamiętnika Celebryty:

Dzień jak co dzień. 😉 Do wszystkich codowności jakich naczytaliśmy/ nasłuchaliśmy/ naoglądaliśmy się o naszym Franku dołączył dziś tworzony jakiś czas temu reportaż dla Programu 1 Polskiego Radia. Nie słyszeliśmy go wcześniej, więc bardzo nie mogliśmy doczekać się premiery. Jesteśmy bardzo wdzięczni Marcie, która Franka znalazła, zakochała się i na przekór zawieszającej się nawigacji przybyła do naszego domu, żeby stworzyć to cudo. Byliście dzisiaj słuchaczami dnia z przysłowiową wisienką w domu Franklinowskich. Bowiem oprócz codziennego rytuału wybiegania mamy do pracy, piosenek Cioci Ani w trakcie rehabilitacji i rozmów ojcowsko- synowskich, byliście nausznymi świadkami wymiany rurki tracheostomijnej. Tak się złożyło, że w dniu wizyty Marty przypadła wizyta Doktora Opiekuna i czas wymiany. Może kiedyś do fonii nagramy wizję i zobaczycie jak taki zabieg może wyglądać. Reportaż jest przede wszystkim stworzony z pasją, wzruszający i taki bardzo Frankowy…

Jeśli ktoś chciałby jeszcze raz usłyszeć o Franku z Frankowic może kliknąć tu———->KLIK

A poniżej dowód na to, że Dziedzic potrafi powiedzieć coś jeszcze oprócz najsłynniejszego radiowego TATA. Jest to niezwykle ważny film, bowiem to pierwszy dowód na to, że Franek posiada też mamę! Kota nie posiada. Początek filmu to ukryta kamera, bo zauważcie, że kiedy tylko Franciszek zorientował się, że jest nagrywany było po mamie. Był tata. Złośliwe to moje dziecię…

Marcie bardzo dziękujemy! Jesteś bossska! 🙂

***

A film dedykujemy i tym samym bardzo dziękujemy Tajemniczemu Darczyńcy, który z pośrednictwem Pani Kasi i Pani Aldony z Fundacji Mimo Wszystko przysłał Frankowi kilkumiesięczny zapas pieluch.

W Antkowie.

Jak  obiecaliśmy, tak się stało. Po sprawdzeniu drogi w internecie i bez gps’a pogoniliśmy wczoraj na spotkanie z Antkiem. Nie dość, że było to nasze pierwsze spotkanie z Antkową Rodziną, to na dodatek była to pierwsza taka wyprawa Franka w nowym fotelu. Młodzieniec drogę zniósł świetnie i miałam cichą nadzieję, że wizyta u Antka przebiegnie równie pomyślnie.

Jednak już od wejścia odbył się pokaz sił. Franciszek rzewnie opłakał każdą próbę zbliżenia się do niego Mamy Antka, absolutnie nie chciał się z nikim przywitać i obrażony zajął łóżko gospodarza. Na szczęście taki stan nie trwał długo i pierwsze lody zostały przełamane zaraz po tym, kiedy Antoś i jego kolega Wojtek urządzili dla Franka kosmiczny pokaz. Był naloty dziwnych robotów, była najprawdziwsza w świecie baza kosmiczna i Franciszek dostał nawet własny pojazd kosmiczny. Antoś okazał się całkiem dorosłym Antonim, z którym można już pogadać zupełnie po dorosłemu, a Ciocia Basia wkupiła się w łaski Francesca… pomidorową! Zaś samą tylko obecnością serce mojego syna podbił tata Antka. Dobrze wiedzieć, że tuż za miedzą mieszka taka fajna rodzina, bo teraz kiedy znamy już drogę będziemy pewnie częściej wyjadać Antkowi pomidorową…

Franklin z uwielbieniem patrzył jak Antek świetnie radził sobie z komputerem i był totalnie zaskoczony, kiedy okazało się, że zarurukowanych ludzi jest więcej. To był bardzo fajny dzień. Antkom bardzo dziękujemy za gościnę!

Poniżej: Franciszek i Antoni:

Wczorajszą wizytę musieliśmy solidnie odespać i związku z tym niedzielny poranek zamiast tradycyjnie o 5:30 Franek rozpoczął o 8!!! To prawie jak spanie do południa! Wypoczęci zabraliśmy się pieczenie i specjalnie dla taty i Wujka Artura, który nas dziś odwiedzi upiekliśmy babeczki.

W tak zwanym międzyczasie ucinaliśmy sobie pogawędki. Gdyby ktoś nie wiedział jak robi pies, kura lub kaczka- Franek bardzo chętnie podpowiada. Za jakość filmu odpowiada mama- oscarowa produkcja to na pewno nie jest. Zapraszamy:

Kulisy żyrafowej sesji.

W przypadku każdej sesji fotograficznej Celebryty powstają zdjęcia, które za żadne skarby nie mogą ujrzeć światła dziennego. Potem okazuje się, że ktoś te zdjęcia wykrada i trafiają one do sieci budząc ciekawość żądnych plotek portali plotkarskich. Także w przypadku sesji Franka z żyrafami w tle powstało kilka takich fotek. I zanim do naszej domowej serwerowni włamie się jakiś szalony haker stawiamy czoła prawdzie i publikujemy to, co nie wyszło… z różnych powodów.

Bywało, że Dziedzic z uśmiechem uciekał z kadru:

Bywało, że szukał schronienia u Grażyny:

Bywało,- co jest najbardziej oczywiste-że bardziej interesował go żyrafi dobytek niż sesja:

Żeby wprowadzić Franklina w „nastrój” zdjęć należało także przeprowadzić bardzo ważną rozmowę z Grażyną:

A w niedzielę Franklin odwiedził Babcię Domową w porze obiadowej, przegadał całe popołudnie i wypił więcej, niż przez cały weekend. Czyli dzień zaliczony na 5+.

 

Wiosno przybywaj!

Mamy wielkie plany na wiosnę! Poczyniliśmy już ich z Frankowym tatą tyle, że nie wiadomo, czy nam wiosny starczy. 🙂 Oczywiście 99% tych planów, to Franek. Z rzeczy pilnych musimy koniecznie znaleźć fotel do auta, w którym można byłoby regulować oparcie, który miałby stabilizatory do głowy i który uwzględniałby fakt, że przy swoich 80 cm wzrostu Dziedzic waży troszkę ponad 7 kg. Regulowanie oparcia to taki mój autorski pomysł- Franklin może siedzieć, dlatego normalny fotel jak najbardziej ok, ale przy dłuższych podróżach albo przy cięższym dniu lepsza byłaby pozycja półleżąca i  tu jest problem, bo wszystkie nosidła są na Dziedzica za małe (w końcu 80 cm wzrostu to nie byle co), a fotele? Albo Franek w nie wpada, bo jest zbyt drobniutki i dla jego kręgosłupa takie „wpadanie” to makabra albo męczy go siedzenie, fotela nie można rozłożyć, a jechać trzeba. Błądzimy i szukamy. Wszystkie, który oglądałam, są „nie takie”. Stabilizatory można dorobić.

Jednak naszą największą wiosenną bombą będzie remont łazienki. Ponieważ Franek rośnie jak na drożdżach i kąpiel w plastikowej wanience nie jest ani komfortowa dla niego ani wygodna dla nas, rzuciliśmy się na głęboką wodę i będziemy organizować dla Franklina kąpielisko. Póki co tata i Dziadek Greg snują plany, co zburzyć co wybudować, szukamy fachowca i mam nadzieję, że jakoś tę wiosnę przeżyjemy.

No, bo przecież przyjemności też już sobie planujemy…

A co dziś u Franka?

Dziś nuda. Franek jak zwykle podejrzanie grzeczny, pięknie zjadał i ćwiczył. Popołudniu przyjechała Doktor Pediatra i zaszczepiła Młodzieńca, za co ten odwzajemnił się obrazą majestatu i mega fochem, a wieczorem mieliśmy na kawie i ciachu kochanych Suzanę i Wujka P.. Franklin został obsypany pocałunkami, wydrapany po plecach za wszystkie czasy i w ramach całkowitej rozpusty postanowił nie jeść kolacji. A my, jak na prawdziwych luzackich rodziców przystało- pozwoliliśmy mu na taki luksusu i biedny poszedł spać wypiwszy pół butli wody.

A poniżej:

Kiedy jest się autorem TAKIEGO filmu*, śmiało można stwierdzić, że mamowanie t0 najfajniejsze, co może być na świecie.

*film nagrywany jeszcze przed nieszczęsnym złamaniem.

 

Chwila.

Kiedy jest się mamą, która wręcz nieprzyzwoicie zakochana jest w swoim dziecięciu, przed takim dylematem staje się niemal co chwilę. Cóż to za dylemat? Chwila. Nazywa się chwila. Bo taka zakochana mama, kiedy widzi, że jej dziecię robi coś niewiarygodnego, coś pierwszy raz, coś wzruszającego, a nawet słynną oczywistą oczywistość, ale słodziej jakoś, to taka mama nie wie: biec po kamerę albo aparat, coby uwiecznić chwilę, czy czerpać i korzystać i mieć. Tylko dla siebie. Dokładnie takie uczucie dopadło mnie dzisiaj rano.

Franklin z tatą w łóżku uskuteczniali swoje myziaki- przytulaki. Nagle zauważyliśmy, że Francesco stara się naśladować ruchy taty. Kiedy senior podnosił rękę do góry, junior powtarzał, senior podnosił drugą, junior za nim. Potem obie, potem machanie, potem buziaczki, mruganie i cała gama szaleństw. Mały spryciarz naśladował tak jak potrafi tylko to, co robił tata. I ta chwila pozostała dla nas. Bo aparat rozładowany, bo kamera Dziedzica rozprasza. Jednak, żeby mnie rozkochane Czytaczki nie odsądziły od czci i wiary poniżej kilka „chwil”, którymi się dzielimy. Bawcie się dobrze! 🙂

Najpierw oddychanie: trzeba maksymalnie odwracać uwagę Franka od tego, że oddycha, wtedy robi to bezwarunkowo. I pięknie. 🙂

 

Koncert życzeń, czyli mrug-mrug.:

 

Gadu-gadu (tatatatatataatatatatatatata):

 

Dziadek Ksero i piątka piątka piątka:

 

I na koniec: stary niedźwiedź mocno śpi, bo chrapanie jest u nas dziedziczne:

 

 

 

Dzień Kobiet.

Drogie Panie!

My wiemy, że to święto takie niezbyt feministyczne jest. Wiemy też, że nie wszystkie lubicie te goździki, rajstopy i inne takie, ale z racji tego, że rzadko kiedy mamy tak swobodny dostęp do bloga jak dziś i w kalendarzu nie ma innej okazji, by zwrócić się bezpośrednio do Was, przyjmijcie od nas takie życzenia:

Życzymy Wam dużo cierpliwości do tych naszych skarpetek, które złośliwie nie lądują w koszu do prania, dużo uśmiechu na widok zupełnie przez przypadek rozlanej herbaty na świeżej pościeli, dużo silnej woli do słynnego „za chwilę” i dużo dużo miłości, kiedy patrzymy jak kot ze Shreka. Życzymy Wam słońca przez cały rok, uśmiechu od ucha do ucha i wizyt w SPA, przynajmniej raz w tygodniu! 🙂

Z buziakami,

Franek i Frankowy tata- Szymon.

A poniżej własne osobiste życzenia od Franklina: języczek, buziaczki i słodka pogadanka.:

We Frankowicach spokojniej.

Franciszek zagipsowany, to zdecydowanie szczęśliwszy Franciszek. Te kilka ostatnich dni, w czasie których nasz Dziedzic był zdecydowanie marudnym człowiekiem, należy złożyć na karb bolącej nóżki. Od momentu założenia gipsu Franek nie miał ani chwili słabości. Śmieje się, gada, bawi, zaczepia i nawet je! Wszystko! Wczoraj był naleśnik z jabłkiem, leczo na obiad i pięknie zjedzona kolacja, a w niedzielny poranek zdobyliśmy jajecznicę. Największą trudnością z racji kontuzji Franklina jest kąpiel, ale i tutaj jakoś dajemy radę: chora noga owijana jest folią, tata trzyma ją nad powierzchnią wody, a Jaśnie Panicz spokojnie może zażywać kąpieli. Co prawda wody trzeba nalewać trochę mniej i nie ma takiej frajdy, ale przynajmniej nam dziecię brudem nie zarośnie.

Niesieni dobrym nastrojem i tym, że w końcu przychodzi coś na kształt wiosny, zaopatrzeni w koc, czapki i podporę po nogę pogoniliśmy wczoraj się wietrzyć. Franklin zapakowany w wózek stał na ganku i zabawiany przez Ciocię A. podziwiał świat. Razem z Wujkiem Farmerem naprawiali auto, a Dziedzic zarządzał, która śrubka będzie odpowiednia. Mogłaby już w końcu przyjść ta wiosna, uskutecznialibyśmy wtedy codzienne spacery, bo po takim przewietrzeniu i drzemka popołudniowa przyjemniejsza i apetyt jakby większy.

Poniżej: Dziedzic spacerowy:

Z serii: Co nowego w sprawach zdrowia?

1. Franciszkowy gips zamieniony zostało na przepięknej urody usztywniacz i tym sposobem nasz syn wygląda teraz jak rasowy kontuzjowany piłkarz. Orteza jest lekka, przewiewna i dużo wygodniejsza niż gips. Dziedzic z nowością na nodze wygląda tak:

2. W związku z Franklinowską osteoporozą działanie jest następujące: pobrano Dziedzicowi krew do badań i próbki wysłano do Wrocławia- wynik za około dwa tygodnie. Nie zmienia to nic, bo już zdjęcia pokazują osteoporozę, ale pozwolą stwierdzić, jak to wygląda „od środka” i tym samym łatwiej będzie określić dalszy plan działania. Odradzono nam badanie densytometryczne, ze względu na fakt, że u tak małych pacjentów trudno jest jednoznacznie zinterpretować wynik, a jego przeprowadzenie i tak nie byłoby możliwe w Kaliszu. Wniosek jest taki, że uzupełniamy dietę o wapń i wit. D3, a Dziedzicowe kończyny poddajemy jeszcze większej uwadze.

3. Rehabilitacja odwieszona prawdopodobnie od wtorku. Ma przyjechać Ciocia Monika obejrzeć co i jak i żeby nie rozleniwiać Dziedzica do końca, zaserwujemy mu program ćwiczeń light.

Wielkie ukłony należą się Doktorom z kaliskiego „okrąglaka”. Chłopakami zajęto się tam na 100%. Wszyscy starali się, żeby Dziedzic jak najmniej odczuwał fakt, że „coś się dzieje” i tym samym ilość komplementów, buziaków i miłości sięgała górnych partii norm. Dziękujemy, ale mamy nadzieję, że nie będziemy się zbyt często spotykać. 🙂

Z cyklu: Gadu-gadu: Cierpiąca na przerost ambicji matka, postanowiła nauczyć syna mówić ANNA. Oto ćwiczenia:

 

Z cyklu: Ciocie rozpieszczają:

Wielkiego buziaka i wielkie dziękuję ślemy Rybkowej Mamie i jej Rodzinie- za new look dla Franka na wiosnę! :*