Ponieważ obiecałam Wam nadrabianie Frankonowości, nie ma sensu dłużej czekać, bo im szybciej uporamy się z hitami lata, łatwiej będzie nam przejść do hitów jesieni. Tym samym zapraszam Was na weekend. Weekend pod Wesołą Pszczółką.
Wesoła Pszczółka to magiczne miejsce, gdzie zobaczyliśmy, jak Franio stara się funkcjonować w grupie rówieśników, jak pięknie wymusza na rodzicach, jak żąda zainteresowania, jak wymaga interwencji- słowem zobaczyliśmy wspaniałego, cudownie rozwijającego się prawie trzylatka. Wesoła Pszczółka to pasieka, gdzie w stu (!!!) ulach mieszka milion pszczół, gdzie robi się słodki miodek, gdzie smakuje się tradycji i zapachów. Było ognisko, było łowienie ryb, było granie w piłkę. Był Jasiek i Bartek- chłopaki na schwał, kumple naszego Franciszka. Może wspomnienia okrasimy zdjęciami? Co Wy na to? Wesoła Pszczółka wita.
Wujek Michał jest specjalistą od pszczół. Opowiedział więc nam mnóstwo historii okołopszczelich. Nie dał się co prawda skusić na regularne wycieczki, na które go namawialiśmy, ale my za każdym razem słuchaliśmy jego opowieści z rozdziawioną buzią…
Weekend w takim miejscu, gdzie maleńkiej szklarni rosną pomidory, w ogrodzie dynie, a ryby można łowić z własnego stawu ładuje akumulatory i pozwala zapomnieć o świecie.
Jak widzicie poniżej, także Franio ładował pozytywną energię, a ponieważ pogoda wówczas dopisywała, całe dnie kursowaliśmy po ogrodzie.
Poniżej Jasiek- mistrz ciętej riposty i konwersacji dziecięco- rodzicielskiej. Bez ogródek pytał nas „o co chodzi z tym termometrem przy szyi Franka?”, szukał sposobu na podróż Franka do przedszkola i zajmował się nim jak prawdziwy kumpel, mając przy tym głęboko w nosie Frankową niepełnosprawność.
A tutaj poniżej Bartuś. Bartek jak na gospodarza przystało, zajmował się stroną techniczną naszej wizyty. Organizował opał na ognisko, piłkę do gry w nogę, oprowadzał po kurniku. Kogo? Franka. Tylko Franka. BEZ RODZICÓW. Chłopcy bowiem, jak na trzech muszkieterów przystało stanowczo zażądali wolności i pozwolili nam tylko co jakiś czas sprawdzać, czy wszystko ok („Mamo! Ale nie przychodź to co chwilę!”).
Po weekendzie u Pszczółek wróciliśmy jak nowi. Jednak czasem przydaje się brak zasięgu i internetu… Do tego weekendu będę jeszcze wracać, bo w czasie jego trwania wydarzyło się tyle ważnych rzeczy, że aż żal cokolwiek pominąć. Na szczęście Matka Anka nauczyła się od Grusi notowania i wszystkie istotne fakty czekają wypisane na tradycyjnym papierze.
Jak miło słyszeć stukot posta pod palcami…