Noc z piątku na sobotę należała do tych z gatunku nieprzespanych. Franklin walczył z respiratorem i za nic w świecie nie chciał się poddać jego parametrom. Głęboko zasnął dopiero o 4:30 nad ranem. Od rana było już dużo spokojniej. To jednak za mało. Dziedzic nie chciał ani jeść ani ćwiczyć, każdy najdrobniejszy wysiłek prowadził do płaczu i duszności. Nawet siedzenie sprawiało mu problem. Cały dzień zachowywał się jak śnięta rybka, był podsypiający i nieszczęśliwy. Wymagał wentylacji ręcznej.
Wieczorem saturacja zaczęła spadać i pulsoksymetr wskazywał 86, 88, 90% natlenienia organizmu. Franka wyraźnie męczyło dostosowywanie się do parametrów Trilogica. Tym samym po telefonicznej konsultacji z naszym Doktorem Opiekunem uznaliśmy, że przełączamy Franka na Legendaira, a w poniedziałek Doktor przyjedzie i zadecyduje, co dalej.
To nie jest tak, że mamy dziki plan znęcania się nad własnym dzieckiem i zmiana respiratora to jakaś nasza fanaberia. Franek ma jeszcze pewne ruchy przepony, które pozwalają mu wykonać kilka własnych oddechów. Jeżeli pozwolimy Frankowi na zupełne nieoddychanie, przepona wyłączy się zupełnie. Z lenistwa, bo po co miałaby pracować, skoro wyręcza ją maszyna. Nie chcemy doprowadzać do rozleniwienia Francesca, żeby nie przyspieszać zaniku mięśni odpowiedzialnych za oddychanie. A to przecież pierwszy cel Potworzastego. Respirator miał mu wtłaczać 22 oddechy i kontrolować jego próby oddechowe. Zaobserwowaliśmy, że co trzeci oddech na minutę to oddech Franklina. To jest dla niego jednak niesamowity wysiłek i męczy go to okrutnie…
Z której strony by nie ugryźć, zawsze zakalec.
***
Po przełączeniu na Legendaira Franuś zasnął głębokim snem w trzy sekundy. Odsypia ostatnią dobę.