Bez mamy to tak jakoś smutno jest. Niby dzwoni co chwilę i mówi, że „aj lov ju chłopaki”, ale pogonić do sprzątania nie ma kto. Zatem patrzymy tęsknym wzrokiem w stronę drzwi, a tu dopiero czwartek. Wczoraj wieczorem to Franek w geście protestu nawet rozdął brzuch i postawił płakać, ale doszliśmy do wniosku, że nie ma co szaleć, bo przecież jak my pękniemy z rozdęcia, a mama dostanie zawału, to kto będzie bloga prowadził? A najgorsze to jest to, że choć jedzenia tyle zostawiła to i tak nie wiemy co zjeść. Jak mama podgrzewa, to jest jakieś lepsze…
W każdy razie, jak to chłopaki-dzielniaki przez telefon zgrywamy machos i mówimy mamie, że jest okej i super i że ma się nie martwić. I też jej mówimy, że „aj lov ju”.
Franek i Tata.