Nie mogę dodać żadnego tytułu, bo zdradzę niespodziankę. Sami zobaczcie!

Film z dedykacją dla Dyni i Mamy Dzielnego Franka– bo jakby w tym samym narzeczu.

Film-wyzwanie dla Cioci Ew. i Cioci Caramel, bo jakby narzecze konkurencyjne.

Film, z którego mama prawie nic nie rozumie.

Film, z którego część Was też nic nie zrozumie.

Film, z którego dumna (i słusznie) powinna być Babcia Domowa.

Film z wielkim buziakiem od Babci Domowej i Franka.

Recytacja. Po niemiecku.

Ja też nie wierzę!

Metamorfoza z niespodzianką po niemiecku

Bycie przystojniakiem zobowiązuje. Jeszcze bardziej jednak zobowiązuje bycie przystojniakiem, kiedy temperatura za oknem sięga około 40 stopni i pot się leje strumieniami. Posklejane włosięta i potówki na głowie nie wyglądają atrakcyjnie, zatem czy chciał, czy nie- Franio został oddelegowany do cięcia. Cięcie odbyło się w profesjonalnym salonie i choć Pani Fryzjerce ręce drżały jak galaretka- wyszło jak zwykle bombowo.

Ogłaszam wszem i wobec. Oto Nianio!

Przed:

Wersja lanserska, ale jednak przed:

I wersja po (poduszkowa, bo gwiazda niezwykle się zmęczyła):

Zaś na smakowity deserek: Franio-poliglota. Było już wyznanie miłosne w wersji anglojęzycznej, więc pora na coś ostrzejszego. Przetrenowane pięknie z Babcią Domową. Powiem Wam tylko, że w zanadrzu Babcia i Franek trenują już prawdziwy długi wierszyk. Po niemiecku. Szaleństwo, co?

Droga Dyniu, to dla Ciebie!

Jazda totalna

Od rana coś wisiało w powietrzu. Mężczyźni nerwowo przechadzali się po podwórkach, zerkając tu i ówdzie w poszukiwaniu spokoju. Dzień był parny i duszny. Zwierzęta schowane w cieniu, nie zasypiały, bacznie pilnując swojego terytorium. Zegar nerwowo odliczał czas. Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi i coraz więcej osób myślało, że TO już przeszło. Pojawił się On. Kobietom i dzieciom nakazano ukryć się w domu i zaryglować drzwi od środka. Ruch uliczny zamarł, psy zamilkły. Niespokojne dotąd pszczoły, uciekły w poszukiwaniu innego, spokojniejszego miejsca. Zapytacie, co to było?

Franek jeździł na elektryku. 🙂

A poważnie to dzień minął nam dzisiaj wyjątkowo przyjemnie. Pogoda dopisała, nie było ani pochmurnie, ani nazbyt wietrzenie. Wprost idealnie na pierwszy, podwórkowy trening na elektryku. Po przeczytaniu instrukcji obsługi, mogło wydawać się, że obsługa Frankowozu to bułka z masłem. Nic bardziej mylnego! Niby zwykły joystick, niby wystarczy pochylić go do przodu lub na bok, a jednak nasza komoda nie okazała się być niezniszczalną. Zatem Tato i Wujek wynieśli Frankowóz na podwórko (niezorientowanych zorientuję, że skippi waży 68kg, więc jego noszenie to już nie są ćwiczenia!) i tym sposobem Franio mógł trenować jazdę na nierównym terenie. Uczciwie musimy przyznać kilka rzeczy: 1/ Franek niezbyt kojarzy jeszcze, że sterowanie zależy wyłącznie od niego i że sam może decydować, dokąd pojedzie. Ciągle więc prosił, żeby go „pchać” i szybko rezygnował z obsługi joysticka. 2/ Rodzice to chyba nie są najlepsi nauczyciele, bo to trochę wstyd i słuchać i lepiej robić na przekór. 3/ Jeśli myślicie, że trzy głębokie oddechy wystarczą, by nie wyjść z siebie i stanąć obok, to polecam przynajmniej z siedem. 4/ Jeśli poszukujecie najlepszego na świecie nauczyciela jazdy wózkiem elektrycznym, to polecamy naszego Wujka.

5/ Dowód filmowy. Ruszyły regularne treningi podwórkowe.

Kącik Franciszka

Najwyższa pora przyznać się przed samą sobą, że Franio dorasta. Z każdym dniem jest fajniejszy, mądrzejszy no i oczywiście piękniejszy. Tym samym od czasu do czasu wypadałoby chyba oddać mu kawałek jego podwórka, jakim bez wątpienia jest blog. Zanim Dziedzic nauczy się pisać, a nie wątpię, że nastanie to zapewne niedługo, będzie tak jak kiedyś- przemawiał. Dziś długawo, bowiem tym filmem chcieliśmy się pochwalić, że: a/ kolejny wiersz opanowany, b/ komary tną jak szalone, c/wiadomo, która to jest prawa strona, a która lewa, d/ wiem, chipsy i lody to nie najlepszy sposób na złapanie kilogramów.

Miłego oglądania!

 

Franciszek wakacyjnie.

Było bosko, wspaniale i cudownie. Prawdopodobnie innego zdania są mamy czerwone plecy i tatowe stopy, ale za to Franciszek wrócił przepięknie opalony i teraz to już w ogóle będzie porywał kobiece serca… Wyobraźcie sobie: niebieskooki, przepięknie opalony, inteligentny i z poczuciem humoru oraz zjawiskowym platynowym blondem mężczyzna. Franciszek. Nic nie poradzi- tak ma.

No, ale po kolei. Oto wielki skrót Frankowych wakacji z rodzicami w tle:

1. Zaraz po przyjeździe do koniecznie musieliśmy przypomnieć sobie jak wygląda morze.

2. Po minie widać, że morze jest super. I nawet deszcz padał tylko jeden poranek!

3. A skoro już padał, to jak wiecie wybraliśmy się do Redzikowa do Parku Wodnego. Tam, jak wiecie, dzięki uprzejmości i wielkiej pomocy Państwa Ratowników, Franek mógł po raz pierwszy w życiu odpłynąć nieco dalej od brzegu basenu. Respirator traktujemy trochę jak nasze drugie dziecko- dbaliśmy więc bardzo, żeby nie stała mu się krzywda. Pianka, na której stoi ma wielką wyporność i utrzymałaby nawet Frankowego Tatę, a Fifi Mama i jej stan przedzawałowy nie pozwolił mu się przesunąć nawet o milimetr. Wzbudzaliśmy wielką (przemiłą i zdrową) ciekawość, a mina Franka… Sami oceńcie:

4. Mieszkaliśmy nieopodal Słowińskiego Parku Narodowego. Skorzystaliśmy zatem z okazji i wybraliśmy się na wycieczkę rowerową nad Jezioro Gardno. Jak wszyscy to wszyscy- dla Franka idealnym rozwiązaniem była ta oto budka, do siedziska której za pomocą pasów przypięliśmy siedzisko kimby, a tuż obok wstawiliśmy respirator. Tym sposobem Franek mógł razem ze swoimi kolegami spędzić przemiły czas w lesie. Drobna uwaga: w tym roku mamy wysyp kleszczy, o czym część naszej ekipy przekonała się na własnej skórze. Uważajcie więc, proszę!

 

Po wypróbowaniu taką budkę- przyczepkę zamierzamy kupić do rowerów w domu. Wtedy dopiero będziemy podróżować!

4. Wakacje nie obyły się także bez typowego smażingu na kocingu:

5. Oczywiście, kto nie moczy nóg w Bałtyku ten przegrywa!

I na zakończenie pora na reklamy:

Chyba jeszcze nigdy nic nie reklamowaliśmy tutaj na blogu, ale nie mogę się powstrzymać! Gdybyście kiedy zawinęli do Rowów koniecznie zajrzyjcie do Milkshake Baru przy wejściu na plażę. Nie zdążyliśmy spróbować wszystkiego, ale jeśli lubicie luźne podejście do klienta, dużo dodatków na gofrach i poczucie, że nie możecie się nie zatrzymać idąc na plażę- to wszystko u nich. Franek zakochał się w „chlebku z chmurką”, mama w gofrze z nutellą i truskawkami, tata w smoothies z bananem i truskawką i tylko nasza waga prosi o opamiętanie…

 

 

Nudno nie jest na pewno.

Co robimy, kiedy rano wieje i pada? Pakujemy stroje, klapki, ręczniki i całą ekipą udajemy się… na basen! W zeszłym roku trenowaliśmy z respiratorem na trampolinie. W tym roku było już ostrzej i respirator musiał popływać. No, niestety ciężko mają z nami te sprzęty, ale nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. 🙂

(Bardzo przepraszam REDZIKOWO za nazwanie ich Radzikowem, ale Park Wodny polecamy!)

Za to popołudniu wyszło słońce, więc wybraliśmy się na frytki, które zaraz po chlebku z chmurką są drugim ulubionym posiłkiem Franciszka i tym sposobem o godzinie 19:45 Dziedzic padł jak długi i śpi. Konkretniej regeneruje się przed jutrem. Bo plany mamy zaiste olbrzymiaste. 😉

 

Orzechowy Gaweł.

Absolutnie nie zamierzam ukrywać, że te wszystkie ochy i achy, które mam przyjemność czytać pod notkami na blogu mają olbrzymi wpływ na moją próżność. Dobrze czytacie- na moją próżność, nie na próżność Franciszka. On jest przecież cudowny. A ja rosnę i puchnę z dumy, że taka mnie przyjemność w życiu spotkała, jak wyjątkowo uroczy syn.

Ponieważ już się wydało, że zaraz po „Na straganie”, Franek przepięknie deklamuje „Pawła i Gawła”- dzisiaj premiera, na którą serdecznie zapraszam! Ku wyjaśnieniu pospiesznie tylko dodam, że z tego co mi wiadomo od Frankowego Taty- Bolo nie był dzisiaj naszym gościem, a tajemnicza „dziewczynka”, to córka Doktora Opiekuna, której anielska uroda, zaprawiła naszego Dziedzica w szkoleniu kontaktów damsko-męskich.  Ach, no i to „kocham Cię”, takie piękne. Z resztą zobaczcie sami:

p.s. Sponsorem dzisiejszego odcinka są orzeszki nerkowca- jedyne, które pogryzie Franciszek i które mógłby jeść o każdej porze dnia i nocy. 🙂

Zagadka maturalna- rozwiązanie.

Miało być spektakularnie i efektownie. Że w plenerze. Że w kapeluszu. Że z opalenizną. A wyszło- jak zwykle, czyli Franciszek za nic w świecie nie chciał wyrecytować tego, o co mama prosiła. No, ale co się Młodzieńcowi dziwić? Dookoła tyle ciekawostek, tyle bodźców. Trudno skupić się na wyzwaniu aktorskim. Jednak preludium do wiersza jest. No i oczywiście w większości mieliście rację: Franek pokochał wiersz „Na straganie” Jana Brzechwy:

Voila:

Zagadka maturalna.

Żeby nie było, że tylko nasza biedna Ciocia M. musi się głowić i trudzić na maturze, to my też zafundujemy Wam zagadkę. Ponieważ dziś szacowni maturzyści głowili się nad egzaminem z języka polskiego, od Franciszka zagadka literacka.

Kto jest autorem i jaki tytuł nosi wiersz, który w kolejnym wpisie będzie recytował Franio?

Trzymamy kciuki!