Święty Adresat

20151129_112515Pamiętam, że w ubiegłym roku Franek nieco sceptycznie zabierał się do pisania listu do Mikołaja. Wyjaśniliśmy mu oczywiście całą ideę, że to grzeczne dzieci, że czary i magia, że list i prezenty, ale patrzył na nas tymi świdrującymi oczętami z wielką nieufnością. Kiedy jednak okazało się, że w dniu Mikołajek w butach wylądowało dokładnie to, o czym napisał, radości nie było końca. Tym samym, 20151129_112706kiedy dzisiaj zaproponowałam pisanie listu do Świętego Mikołaja, entuzjazmem mogłabym obdzielić pół miasta. I przyznam szczerze, że na szczęście skończyła nam się kartka, bo gdyby nie to, to Mikołaj musiałby hipotekę obciążyć, tak nam się Dziedzic z prezentami rozpisał. A, że był baaaaardzo grzeczny w tym roku, to myślę, że realizacja jego prośby jest całkiem realna. Napisany list oczywiście wylądował na parapecie w kuchni w najbardziej oryginalnej skrzynce pocztowej, czyli korytku na kwiatki i kiedy wieczorem okazało się, że go nie ma, to mało brakowało,20151129_113830 a jutro chłopak wymógłby pójście do szkoły na boso, bo już chciał przygotowywać buty. A Leon zapytacie? Przecież też jest grzecznym chłopcem? Wspólnie orzekliśmy, że jest jeszcze zbyt mały na pisanie listów, więc Mikołaj sam domyśli się, co podoba się takim dzidziusiom. W tej całej korespondencji nie rozumiem tylko jednego… Dlaczego list Taty wylądował w mojej skrzynce mailowej? 😉

A Wy piszecie już listy?

20151129_114210

 

 

Z powodu kręgosłupa

Najważniejszym niedasiem do pokonania jest teraz Franiowy kręgosłup, który bardzo osłabł w przeciągu ostatnich kilku miesięcy i przez który zwiedzamy wszystkie kliniki ortopedyczne w tym kraju. Od kilku tygodni trwamy w nieustającej konsultacji mailowej i telefonicznej po to, żeby udało się uratować to, co jest do uratowania i zapobiec dalszemu krzywieniu. Nie wyobrażam sobie, żeby teraz położyć Franka- normalnego pięciolatka, który mimo tego, że nie chodzi, nie może usiedzieć w miejscu. Dlatego trzeba walczyć o ten kręgosłup. O botulinie już wiecie. Konsultacja ostateczna w jej temacie 10 grudnia. Jednak pojawiła się też inna opcja. Zagraniczna. Do wypróbowania.

Tym samym bardzo Was proszę o dwie rzeczy. Kciuki, żeby coś drgnęło, żeby się udało, żeby choć zatrzymać. I brawa. Brawa dla Pani Dr Ani, która pomaga, choć nigdy nas na oczy nie widziała oraz Camilli i jej Męża, którzy pamiętali i im się chce, choć także nigdy nas nie widzieli. Siła internetu, za którą jestem bardzo wdzięczna losowi.

W kwestii kręgosłupa jeszcze jedna rzecz. Na wiosnę musimy zmienić Franiowi wózek elektryczny- to siedzisko doszczętnie rozwala mu kręgi. Bardzo jesteśmy zauroczeni Koalą Permobil oraz Lucą Junior- obydwa w wersji „nowe” kosmicznie drogie. Jeśli na Waszej drodze stanie gdzieś fantastyczna używka, pamiętajcie proszę o zdobywcy szos- Franciszku.

Trochę się dzieje. Do przeczytania więc!

Szósta Robótka

Czytaczu! Jeśli jesteś tu nowy i nie znasz bloga od podszewki, to pewnie nie pamiętasz, ale w zeszłym roku na naszym słupie ogłaszaliśmy, że JEST ROBÓTKA!

2015_blog-banner

W tym roku wszyscy blondyni, bruneci i rudzi oraz niscy i wysocy, panie domu i sekretarki prezesa, handlowcy, matki, ojcowie, duzi i mali robótkują po raz szósty! My też dołączamy. Bo to super sprawa jest. Już wyjaśniam: chodzi o to, żeby Starszakom w domu w Niegowie uśmiechnąć buzie. Jak to zrobić? Wystarczy wykleić, namalować, narysować, wydziergać, czy co tam potraficie kartkę i wysłać ją wybranemu przez siebie Starszakowi. Starszak taką kartkę dostanie, przeczyta lub odsłucha przeczytaną i zostanie uśmiechnięty. Szczegóły przedstawia Komitet Dezorganizacyjny pod TYM LINKIEM. Jest jeden skutek uboczny takiej robótki. Uśmiech wraca jak bumerang i nie pozostaje Ci drogi Czytaczu nic innego, jak być uśmiechniętym!

To co, Robótka numer sześć?

Robotka2015_sztandar_500px

 

Ja pierniczę

A wiecie, że u nas wczoraj spadł pierwszy śnieg? Wracaliśmy właśnie z gumeczek naszym wesołym frankowozem i kiedy Franio zobaczył płatki, od razu zapytał, czy już Święta są blisko. No u nas… są. A jak Święta, to piernik. Przepis mamy sprawdzony w zeszłym roku, kiedy to wespół z Ciocią Ew. i Babcią Goshą popełniliśmy miliony pierniczków- pysznych i pachnących. Jak zwykle naszą książką kucharską był sms do Caramel i tym sposobem od tygodnia w „chłodnym i suchym miejscu” dojrzewa nasze ciasto piernikowe.

A było to tak:

weź 1/2 kilograma cukru 20151118_170525

 

 

 

 

20151118_170638oraz 1/2 kilograma miodu- najlepiej z zaprzyjaźnionej pasieki 😉

 

 

 

 

 

 

a także 1/2 kilograma masła 20151118_170106

 

 

 

 

20151118_172523oraz 1 i 1/2 kilograma mąki

1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

1 i 1/2 łyżeczki sody

1 łyżkę przyprawy do piernika

 

6 jajek i skórkę startą z 1 pomarańczy 20151118_172820

 

 

 

 

Potem musisz roztopić masło, dodać cukier oraz miód. Masę zdejmij  z ognia, dodaj przyprawy korzennej i skórkę z pomarańczy. W czasie, kiedy Ty zajmujesz się ogarnianiem masy miodowo-cukrowej, w ramy czego wchodzi igranie z ogniem i gorącym garnkiem, a rodzinne przepisy bhp wyraźnie zabraniają na zabawę kuchenką Twojemu niepełnoletniemu pomocnikowi, pomocnik ów… konsumuje.

20151118_170207

i konsumuje…

20151118_170320

 

 

 

 

 

 

20151118_170158…i konsumuje

 

 

 

 

Zatem czym prędzej przesiej mąkę razem z sodą i proszkiem do pieczenia. Dodaj do tego zmiksowane jajka…

20151118_173104


 …i wymieszaj.

Do takiego combo dodaj masę miodową i ponownie wymieszaj.

20151118_173330

W normalnych kuchniach mieszanie pewno wykonują wypasione roboty i inne mechaniczne mieszadła, u nas manufaktura w czystej postaci i tak po dobrych piętnastu minutach machania łopatką mamy ciasto! Takie piękne i gotowe odstaw do leżakowania w chłodnym miejscu na 3-6 tygodni.

20151118_175041

Po tym czasie ciasto piernikowe podziel na kilka części, rozwałkuj, jak na pierogi mocno podsypując mąką. Piecz na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia na złoty kolor przez ok 30 min w temperaturze 180 stopni. Ale to już instrukcja na zupełnie oddzielny wpis…

Smacznego 🙂

 

Unijna wywiadówka

Ponieważ cały czas w pamięci mam, ile czasu, perturbacji i nerwów zajęło nam wprowadzenie Frania do zerówki przy szkole ogólnodostępnej, staram się cały czas mieć rękę na pulsie. Młodziak, co prawda uzyskał zgodę na opiekę osoby zatrudnionej w formie pomocy nauczyciela, ale jest to zgoda na czas zerówki. Mamy taki plan, że od września, niezależnie od postanowień i ustaw, nasz Franio zostanie pierwszoklasistą. Naszym zdaniem jest to dla niego najlepsze rozwiązanie. Nadal niestety nie wiemy, jak będzie wyglądała opieka nad Frankiem. Mimo tego, jak ładnie i gładko wygląda to na zewnątrz i obok, Franio potrzebuje całodobowego dozoru (pewnie nikt tego nie zauważył, ale od września w szkole rurka Franka zatkała się już dwa razy- tylko sprawne oko i ręce Cioci M. sprawiły, że obeszło się bez afery na całą szkołę- dyskretnie dla Frania i bez traumy dla jego kolegów). Między innymi dlatego zależy nam, żeby osoba, która będzie zajmowała się Frankiem oprócz zdolności opiekuńczych oraz pedagogicznych będzie miała to „coś”, co jemu nie da odczuć, że tak bardzo różni się od kolegów, a kolegom nie napędzi stracha do kolegowania. Z resztą o kolegach z zerówki i szkoły mogłabym pisać i pisać- to są bardzo fajne i zaangażowane dzieciaki. Jednak dziś nie o tym.

Jakiś czas temu po burzliwej debacie szkolnej z naszymi przyjaciółmi, wybrałam się do kaliskiego Inkubatora Przedsiębiorczości. Poszłam tam, żeby zapytać, czy ja jako mama niepełnosprawnego dziecka, mogłabym zrobić coś, co ułatwi mu życie w świecie sprawnych ludzi. Przecież zgodnie z terminem o edukacji włączającej KAŻDE dziecko niepełnosprawne ma prawo do nauki w szkole ogólnodostępnej, a faktu, że warunki bywają różne, chyba nie muszę Wam tłumaczyć. W naszej szkole jest nieźle- jest podjazd do wózka, jest szeroki korytarz i wejścia do klas (zorientowanym w temacie powiem, że wózek kimba2 wszedłby bez problemu), jest też obrotna i zaradna Pani Dyrektor. Dlatego właśnie pomyślałam, że jeśli można zrobić coś, co pomogłoby szkole być jeszcze bardziej niezłą, to trzeba to po prostu zrobić.

W Inkubatorze wyjaśniono mi, że jako Matka Anka, to ja w tej materii niewiele mogę. No, może poza tym, że podpowiem. Podpowiedziałam więc Pani Dyrektor tego, co się dowiedziałam: że w ramach Wielkopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego jednostka organizacyjna (w naszym przypadku Urząd Miasta, któremu podlega mój „ukochany” Wydział Edukacji, zaś któremu dalej nasza Szkoła) można ubiegać się o dofinansowanie ze środków Unii Europejskiej, które pozwoliłoby zabezpieczyć wszystkie potrzeby nie tylko Frankowi, ale każdemu niepełnosprawnemu dziecku, jakie pojawiłoby się w naszej szkole. Dziś Franio jest w zdecydowanej mniejszości uczniowskiej. I choć bardzo życzyłabym sobie, żeby dzieci nie chorowały i nie były niepełnosprawne, to niestety nie mogę tego wykluczyć. Kto wie, jak to będzie w przyszłości? Stąd uznałam, że już teraz można zabezpieczyć naszą Szkołę we wszystkie niezbędniki dla tego rodzaju uczniów- toalety, sprzęty, kursy dla kadry i nauczycieli. Byłoby fantastycznie, gdyby w przyszłości to nie rodzice, a urząd wybiegali na przeciw potrzebom uczniakom specjalnej troski i, żeby np. zatrudnienie nauczyciela wspomagającego nie było luksusem, a normą. Na stronie funduszeeuropejskie.gov.pl monitoruję więc moment naboru wniosków na „nasze” działanie i na szczęście mam w tym wsparcie Pani Dyrektor, która po przyjrzeniu się całej sprawie, obiecała zrobić wszystko, co w jej mocy. Fajne jest to, że jeśli udałoby się zdobyć takie fundusze, to ich wykorzystanie w żaden sposób nie obciąży budżetu miasta i szkoły, to coś w rodzaju bonusu- nie zabierzemy tego z dróg, ani z dofinansowania dla zdrowych dzieciaków, a skorzystać mogą wszyscy.

Musicie wiedzieć, że sama Pani Dyrektor, nawet z Matką Anką na plecach także nie zdobędzie tych funduszy. Tutaj musi zadziałać jednostka organizacyjna- miasto czyli i mój ulubiony wydział. I tak sobie Matka myśli, że skoro nabrała już tyle odwagi, żeby zacząć i zapytać, to może wybrać się do paszczy law (ulubionego wydziału znaczy) i zmobilizować szacownych Państwa Urzędników do działania? W myśl zasady, że jak nie drzwiami, to wiecie?

To co, będziecie trzymać kciuki?

 

Pod wpływem procentów

Słuchajcie, mamy problem z naszym synem.

Franek ma pięć lat. Od trzeciego miesiąca życia jest podłączony do respiratora. Zdiagnozowany jako jedno z pierwszych dzieci chorujących na przeponową postać rdzeniowego zaniku mięśni. W jednym z wielkich szpitali, na jednym z poważnych oddziałów, bardzo ważny pan doktor powiedział nam, że jeśli się upieramy, możemy go zabrać do domu, ale może lepiej jakiś ośrodek? Po czym dodał, że nie będzie siedział, nie będzie jadł, nie będzie mówił…

A on, kochany pamiętniczku nadaje jak szalony. Po prostu buzia mu się nie zamyka. Nawet przez sen mówi! Pyta, dręczy, krzyczy. Ciągle i wciąż. A kiedy czyta, drogi pamiętniku, to trochę za szybko i respirator nie nadąża. I my mu ciągle powtarzać musimy. Wolniej Franio, głośniej troszkę. Franio wolniej.  I to właśnie ten problem jest. Czy można jakoś ustawić ten respirator, żeby nadążał? 😉

Trochę sobie z Was zażartowałam drodzy Czytacze. Ale tylko po to, żeby wszystko szybciutko wyjaśnić. Widzicie Frania na tym filmie? Dzielnie siedzi (choć kręgosłup prawie do wymiany 🙁 ) , trzyma głowę, panuje nad rękoma. No i czyta! To fakt, że cicho i być może trudno Wam będzie go zrozumieć, ale czyta! A miał nie mówić. I piszę to nie tylko dlatego (choć przede wszystkim), żeby się pochwalić, ale także po to, żebyście wiedzieli, że to także dzięki Wam. Fundacja „Zdążyć z pomocą” zakończyła właśnie księgowanie 1% za rok 2014.  Wasz 1% nie poszedł na marne. Dzięki temu, że w ubiegłym roku w rozliczeniu podatkowym 1% podatku przekazaliście na rehabilitację i leczenie Frania, ten młody dzielny człowiek mógł uczęszczać na swoje ukochane gumeczki, ćwiczyć z Ewą, Anią i Markiem, a także jeździć do Pani Beaty od Literek. A dziś wiemy, że znów zaznaliśmy Waszego wielkiego serca i dobroci. Wystarczy pieniędzy na kolejny rok ćwiczeń i walki z potworzastym. Jesteśmy ogromnie wzruszeni tym, że nasz dzielny syn ma tylu fantastycznych przyjaciół. Dodaliście nam skrzydeł i wiary, że może uda nam się pomóc dobrnąć Franiowi w dobrej kondycji do leku. Bardzo dziękujemy.

p.s. Wiersz, który czyta Franio to „Okno” z „Wierszyków domowych” Michała Rusinka- ostatnio ulubionej lektury.

Coraz bliżej

Nie wiem, jak to jest u Was, ale u nas w tym roku wyjątkowo szybko czuć… Święta. No20151116_092934 nie żartuję. Jakoś tak nas wzięło. Franek od tygodnia zasłuchuje się w świątecznej składance Pana Buble, więc i pod matczynym nosem co jakiś czas brzmi Jingle Bell’s. Tata coś tam śpiewa, że all I want for Christmas to Mama i komplet kluczy, czy inne czary mary do garażu, a Leon jakby zupełnie świadom, do jakiej niepoważnej rodziny trafił, bierze wszystko na klatę. Dzisiejszy wpis będzie więc zapowiedzią naszych przygotowań świątecznych (matko święta w listopadzie!!!), bo dziś choinka, za chwilę ciasto na pierniki, list do Mikołaja, a potem cuda panie i wianki 🙂 Wchodzicie w to?

20151116_124845

Z tą choinką to naprawdę nie żartowałam. Co roku bowiem prawie na ostatnią chwilę pędzimy tuż obok do szkółki i wybieramy najpiękniejsze drzewko na świecie. Przemiły Dziadek Wiktora hoduje na naszym osiedlu drzewka do wyboru i koloru: duże, małe i średnie. Bardzo mocno zielone i szare.20151116_124819 Zwykle ubieraliśmy choinkę tuż przed Świętami i potem było jej tak jakoś… mało, krótko. Dlatego w tym roku wyjmiemy ozdoby świąteczne pewnie zaraz na początku grudnia, a dziś odwiedziliśmy las- jak to mówił Franio- i zaklepaliśmy najpiękniejszą, najwspanialszą i w ogóle naj… Naszą choinkę!

 

Tak sobie jednak pomyślałam, że tuż przy choince będą prezenty. I jak na prawdziwą prawie zorganizowaną Matkę Ankę popełniłam listę. Nie, że swoich, znaczy dla mnie. Tylko listę takich, które trzeba nabyć. I już, już nurkowałam w odmętach sklepów internetowych, kiedy napisała do mnie Ula i zaprosiła mnie do świątecznej edycji Handmade for Hope. Akcję organizuje Fundacja SMA- ta sama, która ma pieczę nad wszystkimi nowinkami ze świata leków i walk z potworami. Ula pisze, że między innymi dzięki Wam z poprzednich edycji udało się uzbierać dwadzieścia siedem tysięcy złotych. Mnóstwo pieniędzy na badania, leki i działanie. Fajne w tej akcji jest to, że kupując jakiś przedmiot (a można zdobyć 20151116_124830naprawdę perełki) masz prezent na Święta, a całość wpłaconej przez Ciebie gotówki jest przeznaczona na działania Fundacji. Jeśli macie ochotę, dołączcie do tego wydarzenia KLIK KLIK KLIK .

Tym samym z listy przedświątecznych przemiłych obowiązków mamy już choinkę. Jutro działamy w kierunku ciasta na pierniki, bo to już naprawdę ostatni dzwonek! Potem napiszemy list, choć Franio jakoś podejrzanie głośno w tym roku wypowiada swoje marzenia, a potem będzie już z górki. To co? Namówiłam Was do przedświątecznego szaleństwa w listopadzie? Przecież to w ogóle nie koliduje z andrzejkami. Wosk też będziemy lać 😉

Chlebek bananowy

Byliście już kilkukrotnie gośćmi w kuchni Franka i musicie wiedzieć, że z każdym razem przede wszystkim jemu sprawia to coraz więcej frajdy. Z precyzją aptekarza odmierza składniki na wadze, czyta przepis i sprawdza dostępność składników, pyta po co i dlaczego, podjada i smakuje. Ponieważ dziś jesień mocno rozhulała się na naszym podwórku, to na rozgrzewkę popełniliśmy chlebek bananowy z cynamonem i imbirem z tego (klik) przepisu.

Potrzebne będą:

300 g mąki

400 g bananów (my mieliśmy dokładnie 374 po obraniu 😉 )

150 g cukru pudru (Franek mówi, że jest słodszy niż ten nie w pudrze)

125 g masła (odmierzone niemal z linijką)

2 łyżeczki cynamonu

łyżeczka proszku do pieczenia

2 łyżeczki startego świeżego imbiru (mieliśmy więcej, bo lubimy, choć Franio stwierdził, że jest ostrrro)

2 jajka (najlepsze znoszą kurki Babci Goshi)

sok z cytryny

20151111_182505Nie od dziś wiadomo, że w gotowaniu najfajniejsze jest próbowanie! kiedy zatem odmierzyliśmy już wszystkie składniki, Franek próbował…

20151111_183234…cukier

 

 

 

20151111_184237

…i mąkę

 

 

 

20151111_184248i jeszcze raz cukier…

 

 

 

 

20151111_183551…i przede wszystkim masło! Musicie wiedzieć, że Franek mógłby masło jeść łyżkami. Samo. Kanapka śniadaniowa, to nie bułka z masłem, a masło z bułką!

Spróbowane masło należy rozpuścić i gorącego już lepiej nie próbować. 😉

Za to banany trzeba rozgnieść za pomocą widelca. Wspólnie z Frankiem uznaliśmy, że to okrutnie męczące zajęcie jest, dlatego skorzystaliśmy z opcji „uruchom Tatę” i poprosiliśmy go o pomoc. Rozgniecione banany trzeba skropić sokiem z cytryny, aczkolwiek po czasie na profilu Frania na facebooku (bo wrzuciliśmy tam zapowiedź tego posta) przeczytałam, że najlepiej by było, gdyby banany nieco sczerniały. Sok z cytryny chyba im to trochę utrudnił.

20151111_184513

Pozostałe składniki umieszczamy w oddzielnej misce (wszak zmywania nigdy zbyt wiele!) i dokładnie mieszamy. Mieszanie też jest dość ciężką pracą, jednak tym razem nie mogliśmy wykorzystać tężyzny Taty, bo mały Leon dość ostentacyjnie postanowił włączyć się w przygotowanie chleba i w samym środku gotowania zaśpiewał jedną ze swych ulubionych serenad, znaną wiernym słuchaczom pod tytułem: „To już naprawdę 20151111_184823najgłośniej, jak potrafię”. Kiedy tata uspokajał Leona, my mieszaliśmy mąkę, cukier (spróbowany po raz czwarty), cynamon, jajka i całą resztę. Wiecie, że roztopione wystudzone masło nie jest już tak dobre, jak to w kostce? Franio twierdzi, że bez porównania.

Do masy dokładamy banany, które niezbyt sczerniały i całość wykładamy do keksówki.

20151111_185334 20151111_190522Tak przygotowany chlebek władamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Jeśli chcecie zgodnie z przepisem, to na 55-60 minut. Zdaniem naszego piekarnika wystarczyło 40 i ciasto było gotowe!

20151111_193743Wyszło pysznie! W całym domu pachnie imbirem, a dzięki ilości, jakiej go dodaliśmy (znacznie więcej niż 2 łyżeczki), jest naprawdę mocno rozgrzewający. Dlatego wieczorem, kiedy Franio zjadł kolację, wykąpał się,a potem kolacji i kąpieli zażył także Leon, rodzice zasiedli do konsumpcji. Siedzieli tak i konsumowali, konsumowali i siedzieli i tak oto z chlebka zostało… o to:

20151111_225722Smacznego!

Jeszcze tylko to zmywanie 🙁

20151111_190833

Tydzień po tygodniu, czyli skąd się wziął Leon

Tydzień 6:

No i jestem w ciąży. Heh. Będziemy mieli drugie dziecko. Szaleństwo, szok, hormony. Gdzie my zmieścimy dwa wózki? Moi chłopcy przeszczęśliwi. Franek mówi: „Będę karmił dzidziusia butelką z mleczkiem, a potem pójdziemy na górkę spać w moim małym łóżku.” Reklama espumisanu dla dzieci, F. na widok płaczącego maluszka: „Nie płacz już mój bracie!”

Tydzień 7:

Franio mówi do mojego brzucha: „Chodź Dzidziusiu, pouczymy się literek z szarego zeszytu, a potem pójdziesz spać.” Będzie starszym bratem. Najlepszym na świecie.

Tydzień 8:

Dziadkowie zaskoczeni, ale szczęśliwi. Babcie solidarnie zamówiły wnuczkę- nie wiem, czy się orientują, że to nie można wybierać. Franek mówi, że będzie miał siostrę. Doktor Prowadzący nie wypowiada się w temacie płci. Wszystko w porządku. Spać, śledzi, ogórków kiszonych, kebabu, wolnej toalety. Bycie w ciąży jest super.

Tydzień 9:

Byliśmy z Frankiem na zakupach. W galerii mnóstwo niemowlaków. Na widok tych odzianych na różowo, Franio z rumieńcem: „Jak moja siostra!” Zjem go, taki jest słodki.

Tydzień 10:

Śledzie są super. I żurek z kiełbasą! I bigos! Żeby tylko tak nie mdliło. Jedzenie jest super. Rosnę. Słodycze? Mogą nie istnieć. Ogórka dajcie!

Tydzień 11:

Grypa. Antybiotyk z serii lekkie. Syrop z cebuli, rosół, maliny, łóżko, gorączka, sto myśli na minutę, L4, strach.

Tydzień 12:

USG. Dwie ręce, dwie nogi, głowa, pęcherz, żołądek, cały kręgosłup, przezierność ładna, kość nosowa w sam raz, płeć nadal nieznana. Ojciec dziecka, zwany w pewnych kręgach Tatą Franka (trzeba mu będzie zmienić ksywkę!) twierdzi, że Doktor Prowadzący znacząco uśmiechał się na chłopca. Franek nadal chce siostrę.

Tydzień 13:

Któryś wieczór z rzędu Franek goni do snu Dzidziusia. Dziś zaśpiewał mu kołysankę: „pooora na dobranoc, bo już księżyc świeci, Maluszki lubią Franki, Franki lubią Maluszki”

Tydzień 14.

„Mamo, a czy Dzidziuś może jeść hot-dogi?” Teraz może. Teraz kocha hot-dogi, kebaby, pizze i inne takie i tylko resztka silnej woli Matki Jego powstrzymuje go przed taką dietą. A piwo! Piwa też by się napił Dzidziuś jeden. Łatwo nie będzie 😉

Tydzień 15.

Szukamy imienia. To nic, że Dzidziuś nie ma jeszcze płci. Trzeba się przygotować na każdą ewentualność. Franek dla siostry obstawia Lidę- imię jego jednej z największych miłości, rodzice gonią raczej w kierunku Heleny. Ewentualny Braciszek jest po prostu Braciszkiem. Bezimiennym.

Tydzień 16.

Znamy płeć! Ha! Będzie… chłopiec. Brat, braciszek. Tata zwariował ze szczęścia, Franek 12210740_963567583728938_1811608028_oupewnił się, że „ten brat” też ma siusiaka i doszedł do wniosku, że „ten Dzidziuś mamo robi wszystko tak, jak ja. Nawet został bratem.” U Matki burza hormonalna płacz i euforia na przemian. Z trzema facetami w domu, to na pewno zwariuje.

Tydzień 17

Dzidziuś stał się wybitnym smakoszem wszystkiego. Co ewidentnie widać po skurczonych ubraniach i zadyszce na schodach w pracy. Franek codziennie pyta, czy on też kiedyś mieszkał w mamowym brzuszku.

Tydzień 18.

„Bracie zjedz sobie lizaka! Bracie, a lubisz chrupiące udka z kurczaczka? Bracie, czy ty umiesz już mówić?” – Franyś codziennie zwraca się do mamowego brzucha per Bracie. Z dumą oświadcza wszystkim dookoła, że latem zostanie starszym bratem i pójdzie do zerówki. Wszyscy mamy nadzieję, że tak właśnie będzie.

Tydzień 19.

Po męsku: „Puściłeś bączka Franio?” -pytam naiwnie, choć atmosfera jest dość wyrazista w tym temacie.”To nie ja! To dzidziuś!”- odpowiada. Aha. Młodszy, to ma przerąbane.

Tydzień 20.

I w końcu się poznali! Francesco obejrzał Brata na komputerze u Pana Doktora, uznał, że całkiem miły z niego szkrab i zapytał, czy w nagrodę za to, że był grzeczny, może dostać frytki. Tymczasem Dzidziuś sfiksował lekko i zafundował mamusi dodatkowe badania, w kierunku zupełnie nie takim, jakby chcieli rodzice. Badania sprawiły kilka bezsennych nocy i przeczytane całe internety.

Tydzień 21.

12204476_963568727062157_279752517_oMądrzy doktorzy wykluczają po kolei wszystkie podejrzenia. Noce stają się łatwiejsze. Młodszy z braci ma smaki na kebaby i lody truskawkowe, Starszy zaś najchętniej jadłby chipsy potworkowe i frytki- no nie jesteśmy my rodziną marzeń dla dietetyków.

Tydzień 22.

„Mamo, a czy wiesz, że jak się dzidziuś urodzi, to mu będę czytał <Reksio. Wielka księga przygód>? ”

Tydzień 23:

Zaczynam etap bardzo poważnych rozmów:

-Dziadku, a jak się urodzi mój brat, to Ty i Babcia będziecie go kochać?-Franio pyta Dziadka Ksero i Babcię Goshę.

-Oczywiście, tak jak Ciebie, najbardziej na świecie- odpowiadają niemal chórem.

-A on też będzie Waszym wnuniuniuniem tak, jak ja?

-No jasne-odpowiada Babcia- będziemy mieli dwa słoneczka, Ciebie i Twojego brata.

-To ja się baaaardzo cieszę- odpowiada uspokojony, mądry starszy brat.

Tydzień 24:

-Mamo, jeśli mój brat będzie chciał, to będę mu pożyczał mój respirator.

Tydzień 25:

Wychodzimy z przedszkola: -Mamo! Tylko nie zapomnij o moim braciszku!

Tydzień 26.

Jesteśmy na etapie rozważań imieninowych… Jakoś z dziewczyną szło nam łatwiej. Jednak Franio od czasu do czasu wpada na coś genialnego. – Mamo? A może mój brat mógłby mieć na imię Białoruś? Byłoby śmiesznie, prawda? -Dla niego na pewno-pomyślała Matka Anka

Tydzień 27.

Matka wije gniazdo. Trochę chyba za szybko, ale niesiona gwarnym „ale masz wielki brzuch” uznaje, że może Doktor Prowadzący się pomylił i wielki dzień nastąpi nieco szybciej?

Tydzień 28.

Nasze pierwsze wakacje we czwórkę. Brat nieco zaocznie, ale wielce ucieszony. Ryba w naszej ulubionej smażalni u Juliusza smakuje, jak nigdy dotąd. Rodzice planują przyszłoroczny urlop z dwoma wózkami. Piasek jest super. Franek codziennie zabiera Brata na zapiekankę. Brat (i Mama też) są przeszczęśliwi.

12207562_963569017062128_1255951932_o

Tydzień 29.

„Mamo zrobiłem sobie siedzonko z Brata!” oznajmia Franek, kiedy niosę go do samochodu. Taaak. Ten brzuch musi być naprawdę wielki.

Tydzień 30.

Nadal Brat. Imienny. Leon. Przyklepane. We wrześniu urodzi się Leon Trzęsowski.

Tydzień 31.

12208944_963568580395505_199079166_oWalka o zerówkę Franka i nauczyciela wspomagającego nie jest ulubionym zajęciem Leona. Buntuje się, w związku z czym Matka zalega na kanapie. Blog leży odłogiem, maile nieodpisane, Franek w nadmiarze korzysta z komputera, teściowa ratuje obiadami. Wolna amerykanka.

Tydzień 32.

Od kilku dni Franio interesuje się, jak Leon zjawi się w naszym domu. Jak z tego brzucha wyjdzie. Ponieważ Doktor planuje wyjście cesarskie, tłumaczenie jest mocno ułatwione. Mama pojedzie do szpitala, doktor rozetnie jej brzuszek i wyjmie Leona. Nie wiedzieć czemu Franka najbardziej interesuje etap rozcinania.

Tydzień 33.

Jest ciężko. W sensie wielkości Matki. Brzuch przesłania cały świat. Kolejne pisma w sprawie zerówki Franka nie wpływają na niego kojąco. Telefony okraszone łzami, ale dopiero w zaciszu łazienki. Bezsenność w nocy. Senność w dzień. Franek łazikuje z Ciocią M. całymi dniami. Matka posypia w czasie rehabilitacji. Leon ma się świetnie. Rośnie, co naprawdę widać po brzuchu.

Tydzień 34.

Lojalni Czytacze zaczynają rozgryzać nieobecności blogowe Matki. Pojawiają się pierwsze zapytania mailowe i dyskretne sugestie komentarzowe. Matka idzie w zaparte. Plan jest taki, że wszystko musi pójść dobrze i jakoś publicznie Matka nie chce zapeszać. Liczy na wyrozumiałość.

Tydzień 35.

Leonku- woła Franek od rana- wyjdź już z tego brzucha, to Cię nauczę jak się je frytki.

Tydzień 36.

Różnice między ciążami widoczne są coraz bardziej. Czuje je Matka dokładnie- Franio leniwie przeciągał się w brzuchu, co jakiś czas, zmieniając wolniutko pozycję. Leon urządza wieczną macarenę. Kopie wszędzie. Tam gdzie nie kopie wysuwa pupę. Jest zdecydowanie skocznym dzieckiem. Doktory się konsultują. Leon wydaje się być chłopakiem na medal. Brzuch coraz większy.

Tydzień 37.

Coraz bliżej wielkiego dnia. Nauczyciela dla Franka nadal brak. Nerwy nie sprzyjają Leonowi. Regularnie kładzie Matkę na kanapę. Doktor Prowadzący nie jest zadowolony z trybu życia, jaki na mecie fundują Matce instytucje. Nakazuje racjonalność. Ha. Ha. Ha.

Tydzień 38.

Różnica w zachowaniach ciążowych także mocno widoczna. Z Frankiem „o tej porze” już wszystko było gotowe. Teraz po pierwszych próbach dawno temu, Matka wznowiła przygotowania. I spakowała torbę do szpitala- w końcu. Leon jest mocno pobratowy: wózek po bracie, łóżeczko po bracie, ubrania po bracie i po Bolusiu. Dzięki Ci o losie za pojemną piwnicę i poddasze.

Tydzień 39.

No to jedziemy. Franio do zerówki. Mama do szpitala. Leon jest tuż tuż.

12211062_963683050384058_1734680789_op.s. Większość „ciążowych” zdjęć zrobionych jest w czasie ćwiczeń Franka w gabinecie rehabilitacji. Czasem widać piętę, palce albo całego rehabilitanta Marka 😉 ups!