Katarzynki

Drugi tydzień na zwolnieniu chorobowym wybitnie zaskoczył Matkę Ankę. Starość li to, czy co, że się kobiecina przez dwa tygodnie wykurować nie może? Co prawda majaki z tytułu podwyższonej temperatury objawiające się marzeniami o lodach pistacjowych odeszły w niepamięć, ale za to kaszlem Matka Anka mogłaby podzielić się z połową województwa. W związku z dobrą wolą i (co tu kryć) nabytym ostatnio lenistwem owa Matka tego nie poczyni.

Tym samym w ramach solidarności rodzinnej, niesiony resztkami silnej woli, padł Tata. Jak padł (mentalnie) tak leży i tylko głośne kichnięcia dają nam powód sądzić, że jeszcze żyje. Na szczęście dla całej rodziny głośne kichnięcia słychać i z piwnicy i z łazienki i z poddasza- znaczy to nie mniej, nie więcej niźli to, że się Tata nie daje i do łóżka nie poszedł. Łyka za to o niebo fajniejsze specyfiki niż Matka, bo przechwala się, że na katarze się skończy i kichając po raz kolejny zmienia swe położenie.

Do kompletu brakuje nam synka. Brakowało znaczy. Bo od południa z nosa leci mu woda, z rurki leci mu woda, a sam zainteresowany uciął sobie poobiednią drzemkę- co zdarza się naprawdę rzadko. Odsysamy więc hektolitry wody z Francesca i czekamy na (nie)rozwój wypadków. Jutro ma przyjechać Doktor Opiekun. Oceni, czy się Francesco nadaje na edukację przedszkolną i być może przepisze coś na zapas.

Wiecie, że przeziębienia dla nas to pestka w porównaniu z tym, jak obciążające mogą być dla oddechu Frania- wszak potworzasty lubuje się w utrudnianiu oddychania. Tym bardziej będziemy baczniejsi, że za dwa tygodnie moi chłopcy wybierają się na turnus, gdzie będą pływać, tańczyć i żonglować. A wiadomo- choremu Francescowi Doktor pozwolenie na wyjazdy zabierze.

Trzymajcie za nas kciuki moi mili, a jak tylko Matka odzyska dostęp do youtube, to Wam Matka pokaże coście najlepszego narobili!