Gryping

Postanowiła Matka Anka zmienić swoje życie. Jak postanowiła, tak zrobiła i uprawia gryping. Gryping polega na tym, że z kanapy w dużym pokoju przeniosła się Matka do małżeńskiego łóżka na poddaszu, gdzie z uporem maniaka próbuje zamknąć skalę na termometrze. Fundnęła sobie Matka do tego ból mięśni wszelakich (Wy wiedzieliście, że nawet w stopach są mięśnie? Bo nawet te Matkę bolą) i do bólu mięśni dodała ogólne osłabienie. Matkowa ulubiona Pani Doktor orzekła- grypa, więc siedź Matko w domu. Żeby nadać całej sytuacji nieco dramaturgii, matkowy organizm nie może zażywać wszystkich leków, bo to jej szkodzi, a tamto nie pomaga. Leczy się zatem Matka Anka głównie syropem z cebuli made by osobisty mąż, zapija herbatkami z malin od Wandzi Babci i Prabci Stasi, kuruje rosołem made znów by mąż i leży. Leży i w sufit niski na poddaszu patrzy.

Tymczasem piętro niżej toczy się życie. Życie nie bardzo rozumie, że Matka nie może się do niego zbliżać, coby go nie narazić na gryping i co chwilę pragnie wyznawać Matce miłość. Miłe to, nie przeczy Matka i dodaje sił więcej niż syrop z cebuli, ale zalecenia lekarskie, zaleceniami i tym sposobem tak blisko, a jednocześnie tak daleko życia Matka dawno nie była.

Gryping natomiast uświadomił Matce, jak wielkie pokłady cierpliwości ma jej osobisty mąż. Nie dość, że ten syrop i rosół sam własnoręcznie, to na dodatek nawet nie krzywi się, kiedy musi zrobić 174 herbatę z malin i przynieść owocki oraz podać chusteczki. Podejrzane to trochę, nie powie Matka, bo osobisty mąż nie słynie z pokładów cierpliwości, ale przy mentalnym wsparciu Suzi, wieczorną herbatę robił, nucąc jeden z ich ulubionych przebojów.

Nie wie Matka, czy to na skutek podwyższonej temperatury, czy obniżonej odporności, ale postanowiła sobie, że wynagrodzi wszystkie trudy i wysiłki osobistemu mężowi, jak tylko dojdzie do pełnej sprawności. Matka bardzo życzyłaby sobie, żeby to było jutro albo nawet za chwilę, ale syrop z cebuli z całym szacunkiem, to nie jest to, co Matki lubią najbardziej.