Przedszkole A.
Przedszkole B.
Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna.
Profesor Kotwicki.
Pięćset myśli na minutę.
Prosimy o kciuki.
Pozdrawiamy,
Poszukiwacze Przygód. 🙂
Przedszkole A.
Przedszkole B.
Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna.
Profesor Kotwicki.
Pięćset myśli na minutę.
Prosimy o kciuki.
Pozdrawiamy,
Poszukiwacze Przygód. 🙂
Z racji weekendu, który trwa i trwa i trwa, jak rzadko mam okazję pobyć z Frankiem w „pełnym wymiarze czasowym”. Od pobudki do zaśnięcia. I muszę Wam przyznać, że po pierwsze: baaaaardzo mi się to bywanie podoba, a po drugie, zaczynam poznawać swojego syna ze strony, którą Tata zna bardzo dobrze. To chyba dlatego czasem marzy, by uciec wieczorem… gdziekolwiek. 🙂
Nasz trzylatek aniołkiem nie jest, co to to nie. Trenuje cierpliwość rodzicielską do granic przyzwoitości. Pewnie dlatego z nadzieją patrzymy na zasady rekrutacji w KAŻDYM przedszkolu w tym mieście.
Oto przypowieść. Śniadaniowa. Tylko z dzisiaj, a tak jest podobno codziennie. Śniadanie trwało godzinę i uwaga: nie zostało zjedzone i tak. Co było w menu? Naleśnik. Jeden. Z czekoladką, bo tak sobie Dziedzic zażyczył. Przypowieść śniadaniowa we frankojęzyku, tylko dla wytrwałych:
-Mamo dziobać! Ptaciek! Jaaaaa. Cialny. Dziobać mamo leci.
-Franio jedz, proszę.
-Mamo. Litelka M. Jak Mama. Jaka Mama Ania. Ty jecteć Mama Ania. Flanio kocha mamcucia. Flanio kocha tatucia. Kocha Babcię, Dziadziucia teć kocha.
-Franio jedz, proszę.
-Mamo! Dziobać! Tatuć idzie do piwnicy. Bęęęęęędzie palił w pieciu. Dzimno mamo nie? Mamo dziobać Flanio ćkacie, hop hop. Jak auto w komputedzie zielonym. Miało wypadek. Bach mamo! Cielwone auto. no mówie ci!
-Franio, ale proszę cię, jedz.
-Mamo! Nalećnik. Dziobać. Flaoni lubi nalećnika s ciekoladkom. Dziobać mamo. Jem. Ale pyćny mamo. Mamo Anio, dziobać, paluciek bludny do ciekoladki.
-Franio, nie baw się, jedz.
-Maaaamo. Ćpiewamy? Lalalala, młotek, makekekon. Lalala. Michacia tak śpiewa. Powadźnie! No mówię ci. Mamo, dziobać zielony kwiatek, jak auto wyścigowe. Dziobać mamo, idzie tata. Cio to za dźwięk? To auto!
-Franio, czy możesz jeść?
-Mamo. Nie mać ofotki na ćniadanie. Mać ofotokę na kolacie. Flanio nie je nalećnika. A mooooodzie… danio?
-Nie ma danio synku, jedz naleśnika.
-Jećtem Flanio. Tulidanio. Flanio Tulidanio. Ale ćmiećne, cio mamo?
-Franio jeeeeedz.
I tak bez końca. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że okrutnie trudno zachować powagę, kiedy Młodzieniec nadaje jak małe radyjko. Mówi, mówi i mówi. Jedzenie kumuluje w jednym policzku i mówi. Takim samym zainteresowaniem cieszy się plama na obrusie, jak i koparka przejeżdżająca za oknem. Mówi. Oj wiem, pamiętam, jak martwiłam się, że mówił nie będzie. No, ale jeść przecież też musi.
Czasem żałuję, że nie możecie tego zobaczyć na żywo.