Lato w pełni. Zatem Franciszek, jak na prawdziwego letnika przystało, buszuje po ogródku, przyjmuje gości, zajada lody i spędza jeszcze więcej czasu z tatą. W sobotę odwiedził nas Hubert z rodzicami. Hubert to rówieśnik Franka, więc chłopaki szybko zapałali do siebie sympatią. Zawsze jestem pełna obaw, co do kontaktów Franka z innymi dziećmi, ale zwykle na wyrost. Hubi w ogóle nie zwracał uwagi na „inność” Franka, a wręcz przeciwnie bardzo szybko skojarzył, że Dziedzic potrzebuje trochę pomocy i że całkiem fajnie można się z nim bawić. W związku z tym chłopaki razem jedli babeczki, czytali książki i bawili się zabawkami Franklina. Jest mnóstwo plusów, które generują takie spotkania. Przede wszystkim Franciszek może pobyć z kimś, kto w podobny do niego sposób rozumie świat. Poza tym uczy się funkcjonowania w grupie, w której nie jest pępkiem świata. Wie, że uwaga jest skupiona nie tylko na nim, ale i na jego małym koledze. No i oczywiście może na swój sposób i na miarę swoich możliwości rywalizować. Ze zdumienia przecieraliśmy oczy, kiedy Dziedzic gryzł kurczaka aż miło. Do tego dołożył zupę i deser. A wszystko dlatego, że Hubert robił to samo. Przerabialiśmy to samo, kiedy był Fif. Powtórka była z Hubertem. Uwielbiam takie spotkania:
Żeby nie było wujek też pomagał: 🙂