Ale nuda!

U nas jest taka nuda, że od godziny siedzę i myślę, coby Wam takiego napisać. Franciszek nie ma aktualnie żadnych problemów (w tym momencie wszyscy gromadnie odpukujemy w niemalowane, puste albo w cokolwiek). Ponieważ pogoda w kratkę zapraszamy sobie gości albo sami jesteśmy gośćmi i wędrujemy po świecie. W świecie bowiem nic tak nie smakuje jak rosół Babci Goshi i z nikim się tak fajnie nie szaleje jak z Dziadkiem ksero.

Zatem z racji minionego Dnia Dziecka Franciszek stał się posiadaczem drewnianej planszy ze zwierzętami, owocami i pojazdami, którą w ramach promocji udało nam się wyłuskać w markecie. A dodatkowo od kilku dni spędza noce w ZOO. Naprawdę. Z resztą zobaczcie:

I jeszcze tylko pocztówka z wakacji, bo tak trudno się oprzeć:

 

 

 

 

 

Realne kłopoty z nierealnego świata.

Zaczęło się od Babci Kubusia. W tym wpisie można dokładnie przeczytać, jakie konsekwencje prócz tych dobrych niesie życie w sieci. Niejako w obronie Babci Kubusia, ale i w formie wyjaśnienia powstały kolejne wpisy, między innymi u Precla, Dzielnego Franka i w Dzieciowie. Na Frankową skrzynkę mailową także przyszło kilka maili zaniepokojonych Czytaczy, którzy martwią się, że swoją pomocą mogą nam zaszkodzić.

 

Nie wiem, czy kiedy piszę, że Franek lubi żyrafy i za kilka dni taką żyrafę Franek dostaje, można zakwalifikować to jako Zbiórkę Publiczną. Czekam za odpowiedzią z Fundacji.

Dodając informację o możliwości przekazywania 1% już stoję na krawędzi. Łatwiej byłoby nam się chyba wywinąć z przekrętów na budowy dróg, gdzie w grę wchodzą miliony złotych, niż z procenta podatku od Kowalskiego. Przerażające.

W ramach pomocy państwa Franek ma opłacane dwie godziny TYGODNIOWO zajęć. Aż boję się myśleć, co byłoby z jego sprawnością, gdyby nie fakt, że ma rehabilitację codziennie. Już nie wspominam o logopedzie, czy sprzęcie.

Rozumiem, że świat nie jest sprawiedliwy. Że ktoś musi zapracować i kupić żyrafę, którą mój syn dostanie. Ja nie wymarzyłam sobie choroby własnego dziecka. Nie śniła mi się po nocach walka o jego sprawność. Tak naprawdę wolałabym być po tej drugiej stronie: kupić komuś żyrafę, przekazać 1 %. Jakim trzeba być człowiekiem, by z zazdrości donieść, że ktoś przy okazji walki o życie bliskiej osoby za pomocą bloga prosi o pomoc? Na usta aż się ciśnie: jak żyć?

Frankowa strona nie jest prowadzona po to, by podnieść nam standard życia. Jest prowadzona z wielkiej miłości do małego człowieka. Jest o Franku i dla Franka.