Zaczęło się od Babci Kubusia. W tym wpisie można dokładnie przeczytać, jakie konsekwencje prócz tych dobrych niesie życie w sieci. Niejako w obronie Babci Kubusia, ale i w formie wyjaśnienia powstały kolejne wpisy, między innymi u Precla, Dzielnego Franka i w Dzieciowie. Na Frankową skrzynkę mailową także przyszło kilka maili zaniepokojonych Czytaczy, którzy martwią się, że swoją pomocą mogą nam zaszkodzić.
Nie wiem, czy kiedy piszę, że Franek lubi żyrafy i za kilka dni taką żyrafę Franek dostaje, można zakwalifikować to jako Zbiórkę Publiczną. Czekam za odpowiedzią z Fundacji.
Dodając informację o możliwości przekazywania 1% już stoję na krawędzi. Łatwiej byłoby nam się chyba wywinąć z przekrętów na budowy dróg, gdzie w grę wchodzą miliony złotych, niż z procenta podatku od Kowalskiego. Przerażające.
W ramach pomocy państwa Franek ma opłacane dwie godziny TYGODNIOWO zajęć. Aż boję się myśleć, co byłoby z jego sprawnością, gdyby nie fakt, że ma rehabilitację codziennie. Już nie wspominam o logopedzie, czy sprzęcie.
Rozumiem, że świat nie jest sprawiedliwy. Że ktoś musi zapracować i kupić żyrafę, którą mój syn dostanie. Ja nie wymarzyłam sobie choroby własnego dziecka. Nie śniła mi się po nocach walka o jego sprawność. Tak naprawdę wolałabym być po tej drugiej stronie: kupić komuś żyrafę, przekazać 1 %. Jakim trzeba być człowiekiem, by z zazdrości donieść, że ktoś przy okazji walki o życie bliskiej osoby za pomocą bloga prosi o pomoc? Na usta aż się ciśnie: jak żyć?
Frankowa strona nie jest prowadzona po to, by podnieść nam standard życia. Jest prowadzona z wielkiej miłości do małego człowieka. Jest o Franku i dla Franka.