Już tak mam, że należę do mam bezwzględnie zachwyconych swoim dziecięciem. Uważam, że Franek jest piękny, mądry i wyjątkowy. Zachwycam się wszystkim. Od nieszczęsnych qp zaczynając na zwykłym „tata” kończąc. No, ale jak się tu nie zachwycać, kiedy Franciszek z dnia na dzień robi takie postępy, że aż trudno w to uwierzyć.
Z czego możemy być aktualnie dumni?
Po pierwsze rozgadało nam się Dziecię ostatnimi czasy kolosalnie. Już nie tylko piesek, kurka i kaczka zagościły w naszym domu. Dziś do całego zwierzyńca nieśmiało dołączyło kocie „miau”. Poza tym Franek powoli zaczyna kumać, że to co wydobywa się z jego paszczy, może mu całkiem nieźle służyć do zarządzania swoimi rodzicami. Potrafi na całe gardło krzyczeć, kiedy tylko znikamy mu z pola widzenia i bynajmniej nie jest to krzyk rozpaczy, a rozkaz powrotu na stanowisko.
Zastanawiają mnie dwie rzeczy: jaki odgłos wydaje żyrafa? i kiedy padnie pierwsze dlaczego?
Po drugie: tradycyjne cuda rehabilitacyjne. Tato oświadczył miprzy kolacji, że oto nasz przeuroczy synek leżał dziś w czasie ćwiczeń na brzuszku i z uśmiechem od ucha do ucha podnosił głowę do góry. No i oczywiście robił to wyjątkowo i wspaniale. 🙂
Po trzecie: nie wiem, czy to złudne, czy faktycznie tak jest, ale już całkiem długo (odpukać w niemalowane) nie ma problemu z qpą. Lekarstwem na bolączkę okazał się sok jabłkowy, którego Dziedzic wypija całkiem sporo, a który powoduje to, o czym od dawna marzyliśmy.
A najważniejsze jest to, że po każdym Anka słyszę całą serię buziaków…