Rok.

Ten wpis———-> klik

oraz

ten—————->klik

powstały dokładnie rok temu. 23 maja w ubiegłym roku po szpitalnych przygodach, dreszczach emocji, płaczach, żalach, złości, ale także w imię wielkiej miłości, wiary i nadziei w to, że się uda do domu wrócił nasz syn. Wrócił chłopiec podłączony do respiratora, zależny od dodatkowego tlenu, karmiony sondą. Chłopiec, który nie potrafił podnieść ręki do góry, który nie pozwalał całować, dotykać swojej buzi. Wrócił, by podobno dożyć w domu.

Z oczami pełnymi strachu, sercem stukającym w nadmiarze i trzęsącymi się rękami zakładaliśmy pierwszą bez nadzoru pielęgniarskiego sondę, pierwsze odsysanie to był dla mnie zawał. Do pierwszego spaceru zbieraliśmy się jak na Kilimandżaro. Pierwsza podróż autem była lepiej przygotowana niż wyprawa w kosmos. Pamiętacie party na pierwsze urodziny Franka? Trwało trzy dni. A pierwsze oddychanie? W mamową galę. A wpisy o Pomagaczach? Festiwal Bergera? Orkiestry Dęte? Akcje w Bece? Mam wrażenie, że to było wieki temu. Pierwszy mamowy wyjazd służbowy? Koszmar. Miliony telefonów do domu. Wielka pomoc Cioć z Łodzi, Mam dzieci z potworami za kołnierzem. To nasz rok. Przez ten rok osiągnęliśmy wiele.

Przede wszystkim Franek jest. Oddycha bez dodatkowego tlenu, podejmuje własne próby oddechowe, je samodzielnie (od wczoraj nawet kanapkę z szynką), siedzi, rusza rączkami, stopami, pupą, uwielbia się kąpać, podróżować. Pozwala dotykać swojej buzi, pokonał strach przed wiatrem. No i gada! Na całego. Są momenty, że wręcz wykłóca się o swoje.

Przez ten rok poznaliśmy mnóstwo wspaniałych i wyjątkowych ludzi. Kilka internetowych znajomości stało się realnymi przyjaźniami. Kilka kolejnych kiełkuje.  W całym tym zamieszaniu mamy oparcie wśród Babć, Dziadków, Cioć i Wujków Franka.  Nie sposób tutaj wymienić wszystkich, którzy w tej machinie walki z potworzastym oliwią kolejna trybiki. Mamy Suzi i Wujka P., Wujka Foto, Fifków, Bruniaczy- od dawna są już naszą rodziną. Udało nam się pogodzić normalne życie z walką o szczęśliwe dzieciństwo naszego dziecka. Jest dobrze.

Nasz syn codziennie dodaje nam siły, by szukać, sprawdzać i organizować mu jak najlepszą opiekę ze strony Cioć Rehabilitantek, Lekarzy. Uśmiech tego rozrabiaki wynagradza wszystko.  Już nawet wybaczyłam mu to, że zerwał mi łańcuszek, a tata rośnie przynajmniej 10 cm, kiedy Franek publicznie, głośno i wyraźnie zakrzyknie z „TATA” z buziakiem na dokładkę.

Jest dobrze.