Kiedy miał wrócić, przez nasze głowy milion razy przebiegła myśl: „jak to będzie”. Choć wiedzieliśmy, jak wygląda respirator, pulsoksymetr, wymianę rurki znaliśmy i z teorii i z praktyki, to jednak życie szpitalne mocno zmieniło nasze postrzeganie rzeczywistości. Dom lśnił czystością, było cicho, spokojnie, goście z katarem odsyłani byli z kwitkiem. Mały lokator nie ruszał się, nie siedział, nie jadł, nie gaworzył. Miał nieco ponad 7 miesięcy, dom znał tylko z opowieści. Widział go ostatni raz 31 grudnia- całe długie pięć miesięcy wcześniej. W przypadku dziecka, to szmat czasu. Zapowiadało się, że będzie żmudnie, trudno i… nudno.
Minęły dwa lata:
Mały lokator stał się dużym, mądrym, sprytnym chłopcem. Mówi, siedzi, je. Śpiewa, czyta, recytuje. Jest piękny, zdolny i wspaniały. To z zalet. Oprócz tego wykłóca się o pilota do telewizora, nie che jeść kanapek z serem, woli kąpiel pod prysznicem niż w wannie, obraża się, kiedy nie może dostać frytek, terroryzuje, kiedy nie chce spać sam. W chwilach słabości mawia: „tatuciu kocham Cię”, na pożegnanie woła do mamy: „dniaaa miłego!” i jest oczkiem w głowie swoich dziadków.
Domowi zdarza się lśnić czystością, cicho nie jest już nigdy, spokojnie wcale, a zakatarzeni bliscy niekoniecznie poddawani są kwarantannie. Kalendarz kipi od wizyt wyjazdowych i tych przyjezdnych, zawarliśmy przyjaźnie internetowe, umocniliśmy te realne.
Franciszek jest.
Franciszek rządzi.
Franciszek ma dziś drugą rocznicę powrotu do domu.
23 maja 2011 roku wyglądało to tak –> KLIK i KLIK
23 maja 2012 roku sumowało się tak —> KLIK
Za rok to pewnie Franek sam coś naskrobie. 🙂