Tak jak tysiące dzieciaków, także nasz Franciszek rozpoczął dziś kolejny rok szkolny. Francio nie jest jednak zwykłym uczniem, tylko uczniem niepełnosprawnym, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Przez ostatnie trzy lata, odkąd to chłopaczysko zostało uczniem osiedlowej podstawówki, jego życie wykonało przynajmniej dziesięć salt i dwa podskoki. Mieliśmy więc w menu uczęszczanie do zerówki w pełnym wymiarze godzin razem z Ciocią M., mieliśmy batalię o pierwszą klasę i uroczą wymianę pism z Wydziałem Edukacji, kiedy to walczyliśmy o M., jako asystenta ucznia niepełnosprawnego, mieliśmy w końcu w drugim semestrze klasy pierwszej przenosiny do domu na nauczanie indywidualne. Miniony rok szkolny był więc dla nas, ale przede wszystkim dla Franka rokiem bardzo wymagającym fizycznie i psychicznie. Wakacje były mu potrzebne, jak nikomu innemu. W związku z tym na dwa miesiące totalnie zawiesiliśmy wszelkie zajęcia edukacyjne- nie było ani zajęć z logopedą, ani ukochanego hiszpańskiego. Została tylko rehabilitacja połączona z wojażami po przyjaciołach i totalnym lenistwem.
Widzicie, u nas to tak już jest, że zanim Franek ukończył z wyróżnieniem pierwszą klasę, my już zastanawialiśmy się, jak to będzie w drugiej. Jedno było pewne- nie ma mowy o powrocie do szkoły. Francesco tak bardzo dostał w kość pełnym uczestnictwem w zajęciach, że nie było możliwości, żeby to powtarzać. W związku z tym po raz kolejny złożyliśmy wniosek o wydanie orzeczenia o potrzebie nauczania indywidualnego. W międzyczasie toczyła się gorąca dyskusja z dobrą zmianą, o tym, jak od nowego roku szkolnego będzie wyglądała nauka dzieci specjalnej troski, a jedną z orędowniczek „naszej strony medalu” była Mama Dzielnego Franka- Agnieszka. To dzięki niej obkuta jestem w prawach mojego syna i wiem, czego mogę wymagać od systemu. Mimo, że nie widzieliśmy Frania na stałe w szkolnych ławach, to podobnie jak w pierwszej klasie, chcieliśmy, żeby w miarę możliwości mógł uczęszczać na wybrane lekcje. Z resztą ma taki zapis w swoim orzeczeniu. Ponieważ kilka dni temu gruchnęła wieść o tym, że uczniowie niepełnosprawni z orzeczeniem nie będą mogli mieć zajęć prowadzonych w szkole, kilkoro z Was czujnie napisało do mnie z ostrzeżeniem, że ta zmiana może dotyczyć Franciszka. Otóż nie. Bowiem Franio dlatego właśnie przeszedł na nauczanie indywidualne, by mieć zajęcia w domu. W pierwszej klasie bywało tak, że zmęczone plecy odmawiały posłuszeństwa, Franc lądował na kanapie, a Panie Nauczycielki prowadziły zajęcia z uczniem leżącym. Na szczęście dla nas, ten nowy zapis, który zamyka uczniów niepełnosprawnych w domach (bo fakt, że ma się orzeczenie oznacza, że uczeń nie może mieć zajęć indywidualnych na terenie szkoły, tylko w domu), nas nie zatrzymuje w nim na stałe. Franek może więc uczestniczyć w wybranych zajęciach wtedy, kiedy jego zdrowie na to pozwoli, a zajęcia programowe ma prowadzone w domu.
Jak to więc u nas będzie wyglądało w tym roku? Franio będzie miał zajęcia indywidualne trzy dni w tygodniu. Będzie miał mniej godzin, niż jego zdrowi rówieśnicy w szkole na naukę tej samej ilości materiału. W klasach młodszych jest to maksymalnie osiem godzin i tyle czasu właśnie obejmuje plan Franka. Jest to czas przeznaczony na nauczanie początkowe i język angielski. Z wychowania fizycznego, co oczywiste, Franek jest zwolniony. Do tego dochodzą dwie godziny zajęć rewalidacyjnych. W to wplatamy dwie i pół godziny rehabilitacji dziennie i hiszpański. W planach był jeszcze dodatkowy angielski, ale z tego raczej zrezygnujemy, bo Franio chce popróbować nauki programowania i za tego rodzaju zajęciami już się rozglądamy. Czy w tym roku Franek będzie chodził jeszcze do szkoły na lekcje z klasą? Będziemy się starać, żeby tak było, jednak wszystko zależy od tego, jak poukłada nam się plan tygodniowy i ile wysiłku będzie to chłopaka kosztowało. Naszym głównym założeniem jest nieforsowanie młodziaka.
Czy coś mnie martwi? Oj, miliony spraw! Przede wszystkim, czy Franc da radę kondycyjnie- fizycznie i psychicznie. Po drugie, czy uda mu się z materiałem bez jakiegoś totalnego fiksowania po lekcjach. Po trzecie, czy nie przesadzamy z ambicjami (hiszpański, programowanie)? Po czwarte, czy da radę z rehabilitacją? Mnóstwo, mnóstwo tego. Bo przecież dochodzą jeszcze wizyty za zdrowiem- w Łodzi, w Poznaniu, w Warszawie. Musi też być czas na przyjemności i słodkie nicnierobienie. Mam nadzieję, że jakoś uda nam się osiągnąć złoty środek.
A tymczasem… piję zieloną herbatę z pomarańczą i delektuję się tym, że mam w domu DRUGOKLASISTĘ! Tak wielu nie wierzyło, że to się może udać…