We Frankowicach spokojniej.

Franciszek zagipsowany, to zdecydowanie szczęśliwszy Franciszek. Te kilka ostatnich dni, w czasie których nasz Dziedzic był zdecydowanie marudnym człowiekiem, należy złożyć na karb bolącej nóżki. Od momentu założenia gipsu Franek nie miał ani chwili słabości. Śmieje się, gada, bawi, zaczepia i nawet je! Wszystko! Wczoraj był naleśnik z jabłkiem, leczo na obiad i pięknie zjedzona kolacja, a w niedzielny poranek zdobyliśmy jajecznicę. Największą trudnością z racji kontuzji Franklina jest kąpiel, ale i tutaj jakoś dajemy radę: chora noga owijana jest folią, tata trzyma ją nad powierzchnią wody, a Jaśnie Panicz spokojnie może zażywać kąpieli. Co prawda wody trzeba nalewać trochę mniej i nie ma takiej frajdy, ale przynajmniej nam dziecię brudem nie zarośnie.

Niesieni dobrym nastrojem i tym, że w końcu przychodzi coś na kształt wiosny, zaopatrzeni w koc, czapki i podporę po nogę pogoniliśmy wczoraj się wietrzyć. Franklin zapakowany w wózek stał na ganku i zabawiany przez Ciocię A. podziwiał świat. Razem z Wujkiem Farmerem naprawiali auto, a Dziedzic zarządzał, która śrubka będzie odpowiednia. Mogłaby już w końcu przyjść ta wiosna, uskutecznialibyśmy wtedy codzienne spacery, bo po takim przewietrzeniu i drzemka popołudniowa przyjemniejsza i apetyt jakby większy.

Poniżej: Dziedzic spacerowy:

Z serii: Co nowego w sprawach zdrowia?

1. Franciszkowy gips zamieniony zostało na przepięknej urody usztywniacz i tym sposobem nasz syn wygląda teraz jak rasowy kontuzjowany piłkarz. Orteza jest lekka, przewiewna i dużo wygodniejsza niż gips. Dziedzic z nowością na nodze wygląda tak:

2. W związku z Franklinowską osteoporozą działanie jest następujące: pobrano Dziedzicowi krew do badań i próbki wysłano do Wrocławia- wynik za około dwa tygodnie. Nie zmienia to nic, bo już zdjęcia pokazują osteoporozę, ale pozwolą stwierdzić, jak to wygląda „od środka” i tym samym łatwiej będzie określić dalszy plan działania. Odradzono nam badanie densytometryczne, ze względu na fakt, że u tak małych pacjentów trudno jest jednoznacznie zinterpretować wynik, a jego przeprowadzenie i tak nie byłoby możliwe w Kaliszu. Wniosek jest taki, że uzupełniamy dietę o wapń i wit. D3, a Dziedzicowe kończyny poddajemy jeszcze większej uwadze.

3. Rehabilitacja odwieszona prawdopodobnie od wtorku. Ma przyjechać Ciocia Monika obejrzeć co i jak i żeby nie rozleniwiać Dziedzica do końca, zaserwujemy mu program ćwiczeń light.

Wielkie ukłony należą się Doktorom z kaliskiego „okrąglaka”. Chłopakami zajęto się tam na 100%. Wszyscy starali się, żeby Dziedzic jak najmniej odczuwał fakt, że „coś się dzieje” i tym samym ilość komplementów, buziaków i miłości sięgała górnych partii norm. Dziękujemy, ale mamy nadzieję, że nie będziemy się zbyt często spotykać. 🙂

Z cyklu: Gadu-gadu: Cierpiąca na przerost ambicji matka, postanowiła nauczyć syna mówić ANNA. Oto ćwiczenia:

 

Z cyklu: Ciocie rozpieszczają:

Wielkiego buziaka i wielkie dziękuję ślemy Rybkowej Mamie i jej Rodzinie- za new look dla Franka na wiosnę! :*

Podwójna randka.

Fotelikowe poszukiwania trwają nadal. Wszystkim mamom, które na Frankową skrzynkę przysłały sugestie, linki, opisy- baaardzo dziękujemy! Poszukiwania i porównywania trwają i muszę przyznać, że nie miałam pojęcia, że wśród foteli samochodowych może być taki rozstrzał jakościowy, gatunkowy i cenowy. Mamy już kilka modeli na oku, jednak już teraz wiemy, że jakikolwiek zawita do naszego domu i tak będzie musiał być „ulepszony” myślą techniczną Frankowych rodzicieli.

Poza tym u nas w domu odbyła się podwójna randka. Rodzice wychodzili, a  Franklin spędził cudowny poniedziałkowy wieczór w towarzystwie Cioć Ani i Moniki- swoich przekochanych rehabilitantek. Przed wyjściem złośliwiec mały na hasło: „zrób papa” , zrobił papa i zupełnie nie zwrócił uwagi na to, że starzy wychodzą. Co gorsza, był wyraźnie zniecierpliwiony naszym tuptaniem w drzwiach, bo w perspektywie miał swoją randkę. Najwyraźniej więc Dziedzic dorasta, a my jak na nadopiekuńczych starych przystało, nie potrafimy tego ogarnąć. Kiedy Frankowy tata dzielnie próbował utrzymywać równowagę na łyżwach (aż żal, że nie miałam aparatu 🙂 ), Dziedzic był rozpieszczany, zabawiany i tulony. Po powrocie do domu zastaliśmy śpiącego Franklina i uśmiechnięte od ucha do ucha Ciocie. W związku z powyższym Ciociom gratulujemy odwagi i dziękujemy za wieczór. 🙂 Na szczęście poleciły się na przyszłość…

A poniżej odkopane w czeluściach twardego dysku. Franciszek przedrurkowy. Siedmiodniowy. 🙂

p.s. A od Cioć dostawaliśmy regularne smsy o treści: „jest ok”, „jest dobrze” i „jest bardzo dobrze”… 😀

Love story.

Na początku była miłość. Wielka taka, że aż oczu nie można było oderwać. Ona przyjeżdżała, a on już od progu witał ją cały w skowronkach. Spędzali razem długie godziny na zabawach, śmiechach, rozmowach. Poranki i popołudnia, które spędzali razem, były dla każdego z nich czasem najbardziej wyjątkowym z całego dnia. Aż pewnego raz coś pękło. Do dziś nie wiemy, co się wydarzyło. On nagle zaczął jej unikać. Mimo, że przychodziła, nie chciał z nią przebywać. Wpadał w złość, kiedy tylko słyszał jej kroki na schodach. Ona jednak nie traciła nadziei, że jeszcze będzie tak jak kiedyś. Wytrwale pojawiała się codziennie u jego boku i nie zważając na jego protesty, starała się, by uwierzył, że będzie przy nim zawsze. I uwierzył. Jej miłość zwyciężyła. Dziś znów wchodzi witana szerokim uśmiechem. Znów spędzają wesołe godziny razem. Znów z radością w oczach chwali jej się, co od wczoraj wydarzyło się w jego burzliwym życiu. O kim mowa? O Franku! O Franku i jego Cioci Ani Rehabilitantce. Tak bowiem w skrócie można opisać szczegóły ich znajomości. Franklin po grudniowym kryzysie rehabilitacyjnym, kiedy to całe ćwiczenia potrafił przepłakać znów wrócił do pełnej formy. Ciocia Ania zaś mogła odetchnąć z ulgą i już w pełni staje się obiektem buziaków, uśmiechów i min Francesca. Podejrzewam go nawet o pierwsze poważne zauroczenie…

A poniżej: Franklin ćwiczy. Z Ciocią Anią oczywiście.:

*  *  *

Ten blog bierze udział w konkursie na Blog Roku 2011 i dzięki głosom Czytaczy znalazł się w kolejnym etapie. Liczniki wyzerowano i można po raz kolejny wysłać jeden sms o treści A00346 pod numer 7122 (1,23zł), by Frankowe podwórko mogło zawalczyć o tytuł Bloga Blogerów. Za wszystkie głosy dziękujemy!!!

Aktualnie jesteśmy na pozycji 12. Do Finału wchodzi 10 blogów.

Weekendowy skrót informacji.

Kochani Czytacze! Mogliście poczuć się zaniedbywani przez kilka ostatnich dni, ale jakoś doba nam się diametralnie skurczyła od początku walki z Potworzastym. Postaram się jednak nadrobić zaległości:-)

Po pierwsze:

do Franka przyjeżdża nowa ciocia. Ciocia, która rehabilituje Dziedzica. Od pierwszej wizyty nawiązała się między nimi nić sympatii. Młody uwielbia być przekładany, rozciągany, przerzucany, obracany i generalnie kocha, kiedy z jego ciałem COŚ się dzieje. Z HELP dostajemy dwie godziny tygodniowo rehabilitacji, ale ponieważ Frankowi tak bardzo się to podoba, a efekty w postaci podnoszenia głowy i wyciągania rączek (szczególnie prawej, która była niemal nieruchoma) są, postanowiliśmy, że będziemy opłacać Frankowi trzy dodatkowe godziny i ćwiczony będzie codziennie. Przy chorobach mięśniowych rehabilitacja jest nieodzowna, a kiedy jeszcze przynosi ona takie efekty jak u Franklina nie ma co się lenić!

Po drugie:

odwiedziła nas Ciocia Ola. Przyjechała z Nim. Przyglądał się Frankowi, zaczepiał go i w końcu Dziedzic dał się namówić. Zaprzyjaźnił się z Panem Misiem 🙂 Po ostatniej kolacji, to właśnie Misio musiał być gruntownie prany, bo Franek uznał, że jedzenie wyjęte z buzi lepiej wygląda na pluszaku niż na nim. A ciocia z kolei zaciekawiła Franklina długimi czarnymi włosami. Jednak miłość do brunetek nie wygasła.

Po trzecie:

Frankowa matka w sobotę delegacjowała się. Wraz z ciocią Suzaną odwiedziła konferencję w Katowicach. Po powrocie do domu okazało się, że nasza kuchnia przeszła małą rewolucję. Dziadek Ksero na spółkę z babcią Goshą zrobili tam mega-porządek. Pomalowali ściany, wyszorowali podłogę, okna i wszystko, co tylko dało się wyszorować. Babcia jak zwykle przeszła samą siebie, Frankowy tata był dopieszczony obiadkiem a Dziedzic szczęśliwy z  powodu tabunu przewijających się ludzi.

Babciu Goshu i Dziadku Ksero- czyli Mamo i Tato Frankowej matki- bardzo Wam dziękuję, jesteście najlepsi!

Po czwarte:

Walczymy wciąż z zaparciami. Ciocia Beata poradziła odstawić kleik ryżowy i wstawić coś błonnikowego. Mama Michała poleca śliwki suszone. Qpo drżyj- nadchodzimy!

Jednak NAJWAŻNIEJSZE wydarzyło się dziś:

byliśmy na spacerze! Taddam! Co prawda spacer odbył się tylko od ogrodu i trwał raptem pół godziny, ale był to nasz pierwszy spacer. Była też ona. Suzana. Biegała, trzepotała rzęsami i uwodziła mojego synusia. Wujek P. dzielnie znosi konkurencję w postaci Dziedzica i to wraz z nimi i Ciocią Amelką Franek i jego starzy odbyli pierwszą podróż. A oto fotorelacja:

 

I jeszcze z Suzaną::-)

 

I z Tatą:

Po spacerze…

 

Buziakujemy!!!!:*