Jedzeniowa zagadka.

Franciszek jedzeniowo potrafi zaskoczyć. Właściwie nie mogę go nazywać niejadkiem- przecież je. W taki piątek na przykład pałaszował wszystko, co tylko miał podsunięte pod nos. Jajko na śniadanie, serek na deser, potem zupa na obiad, potem dolewki zupy obiadowej i kisiel i pierwszy raz w historii 300 ml kaszki na kolację! Oczy przecieraliśmy ze zdumienia, ale trzeba było dziecię karmić, kiedy głodne. Tak samo ambitne menu zaplanowaliśmy na sobotę. I z takim samym zapałem podszedł do niego Dziedzic. Śniadanie zjadł z apetytem, potem deser, no i całości dopełniła pomidorowa Babci Goshi. Już myślałam, że moje dziecię w końcu wkracza na drogę przyzwoitego jadka, a tu przyszła niedziela!

I płacz. I grymas. I żal. Na widok śniadania. Na widok obiadu. Na widok deseru. Nieszczęście. Skusił się wyłącznie na zupkę u Babci Poli, po czym zażądał powrotu do domu i poszedł spać. A nie! Zjadł jeszcze lody. Tu winnam paść na kolana i błagać o wybaczenie Ciocię Dietetyk, no bo jak to, lody? Zamiast NORMALNEGO posiłku? Jednak, kiedy te wielkie niebieskie oczy spojrzą i zatrzepoczą te długaśne rzęsy, to dostają, co zechcą. Niestety lody zamiast obiadu także.

I waży przez to chudzinka nieco ponad 7 kg.

I spodnie normalne na dwulatka za szerokie w pasie dwukrotnie niemal.

I wbrew zaleceniom babć nie zje „kanapeczki z szyneczką” tudzież „pyzy sosem” także nie zje. I babcie cierpią wybitnie, że wnuczę niedożywione.

Wyniki krwi ma jednak dziecię w normie. Kiedy głodne dziecię- dopomina się wyraźnie. A, że lekki jest? Hm. Mniej się rusza, więc mniej spala. Mniej spala, mniej je. A może w efekcie buntu dwulatki uważają, że jedzenie jest passe?

Dlatego na przekór dodam zdjęcie, że w chwilach słabości potrafi kiełbasę z grilla pałaszować. Nigdy go nie rozgryzę.

 

 

Bolesna noc Franciszka.

Za nami noc z gatunku nieprzespanych. Wszystko zaczęło się około 22.30, kiedy to nagle Frankowy brzuch spuchł nieprzyzwoicie, a sam Franciszek zaczął przeraźliwie płakać. Brzuch nadymał się i nadymał, każdy nawet najmniejszy dotyk lub próba masażu były opłakane. Franuś zrobił się buraczkowy z wysiłku jaki wkładał w płacz i  pewnie z bólu.

Pamiętaliśmy taką sytuację jeszcze z Łodzi ze szpitala i wtedy, kiedy również nic nie pomagało, Ciocie za pomocą cewnika lekko odpowietrzały Franka. Nigdy w życiu tego nie robiłam, nie chcę, żeby pupa Franka przyzwyczajała się do tego typu ingerencji. Tutaj jednak poległam, nie mogłam patrzeć jak mały się męczy. Tato naoliwił końcówkę cewnika i powolutku staraliśmy się ulżyć Frankowi. To niestety też nie pomogło. Nie było więc innej rady nosiliśmy Franka na rękach i razem kwililiśmy. Kiedy Młodzieniec się trochę uspokoił, znów spróbowaliśmy masażu. Mimo, że nie obyło się bez płaczu, w końcu przyszła ulga. Jak na prawdziwego Dzielniaka przystało były i bąki i wielka qpa- o dziwo zupełnie normalna. Franciszek zasnął głębokim snem dopiero przed drugą. Brzuch nadal był wzdęty, a Dziedzic pojękiwał przez sen, jednak dotrwaliśmy do rana.

Po szóstej obudziły nas salwy armatnie z okolic pieluszki, wielkie niebieskie oczy, uśmiech od ucha do ucha i tatatatatatatatata.

Przez cały poniedziałek Franek nie zjadł nic, co odbiegałoby od jego normalnej diety. Nowością było 50ml soku śliwkowego, który jest głównym podejrzanym po wczorajszym zajściu. Marchewkowy takich akcji nie wywoływał.

 

Franek od kuchni.

Ciężko jest być rodzicem Celebryty. Jeszcze ciężej jest, kiedy Celebryta ów ma pewien wstydliwy problem i matka próbuje rozwiązać go publicznie. Słowo się rzekło, jak to mówią porządni górale, więc lecimy z nowinkami ze sfery… Tej, o której wszyscy wiedzą, a mówić nie wypada.

Jest TROSZKĘ lepiej. Do menu wprowadziliśmy kilka dość istotnych zmian i po dwóch dniach widać NIEWIELKĄ poprawę. Wczoraj, co prawda pozbywaliśmy się jeszcze resztek ubiegłotygodniowych z organizmu i wieczór nie należał do najprzyjemniejszych, ale dziś to już cud, miód, malina. Przede wszystkim: póki co pozostajemy wierni Bebilonowi Pepti. Odstawiamy na razie naleśniki na prawdziwym mleku i dorosłe jogurty. Dziedzic je częściej, ale mniejsze porcje (pomysł skuteczny, z gatunku na 5+ należący do taty). Franklin pije zamiennie z wodą sok z marchwi i przegryza tartym jabłkiem. Do tego otręby do kaszki i owsianka na śniadanie. Na obiad mamowa zupa. Ryba raz w tygodniu.

Pytacie o te niewielkie efekty? Bardzo proszę:

-brzuch miękki – Dziedzic szczęśliwy

-zjada z ochotą- bo mniej, ale częściej

-pije dużo

-… i puszcza bąki (wiem, nie powinnam).

 

 

 

Mały głód.

-Co począć? Co począć?- jęknęła w duchu mata Anka, kiedy jej dziecię po raz kolejny oznajmiło, że jest głodne.

Okazuje się, że Franklin jest już całkiem dorosłym mężczyzną i bardzo szybko przyzwyczaił się do tego, że je jak człowiek. Jak człowiek, to znaczy normalne śniadania, obiady i tylko na kolację ta nic nie znacząca kaszka. Dlatego, od momentu, kiedy na chwilę wróciliśmy do systemu kaszek na śniadanie- Dziedzic nie dojada. No, bo cóż to jest kaszka? Kiedy dziecię posmakowało już jajecznic, naleśników i owsianek a’la mama? Dieta stała się lżejsza, ale niestety problem qpny jak był, tak trwa nadal. Nie chcemy przyzwyczajać Dziedzica do czopków ani innych qpouwalniaczy, będziemy serwować normalne śniadania uzupełnione o błonnik, próbować ze śliwką- naturalnie. A ponieważ z tym Rzymem, to nie tak od razu, postaramy się cierpliwie czekać na efekty.

A jutro? Jutro kontrola! Kontrola Frankowej nogi, po której na 99% Dziedzic wróci do domu uwolniony! Teraz to się zacznie. Rower już odkurzony, czeka na właściciela, nowe trampki stoją gotowe do startu, tata odpowiednio zmotywowany, zbiera siły. Będą wędrówki, przejażdżki, eskapady. Drżyjcie okoliczni rowerzyści i biegacze. Franklin nadchodzi!

Przy okazji wizyty w szpitalu, tato poprosi o USG brzucha. Tak dla spokoju serca, żeby wiedzieć, że to dieta, a nie inne czary-mary przyblokowało naszego Franciszka. Od momentu przypadkowego wykrycia nieszczęsnej osteoporozy matka jakoś się taka przewrażliwiona stała…

Tymczasem, mimo złamania, Dziedzic wędruje. Dzięki wózkowym wędrówkom Frankowe lico przybrało piękny rumiany odcień, a sam zainteresowany ucina sobie tylko krótki popołudniowe drzemki, żeby jak najmniej stracić z podwórkowych atrakcji.

Poniżej foto z jednego z takich wypadów:



Na ryby.

Choć Wujek Farmer mieszka zupełnie w innym kierunku niż morze, to właśnie dzięki jego pomysłowości przez kilka ostatnich dni w naszym domu królowały najprawdziwsze ryby z najprawdziwszego kutra rybackiego. Franklin okazał się wybitnym smakoszem ryb, więc kuchnia należała do niego. Tym samym nasze dziecię przez cały weekend było w kulinarnym siódmym niebie i spożywało ryby pod każdą postacią. Nie spodziewaliśmy się, że aż tak mu będą smakowały. Jadł dosłownie wszystko- smakował mu nawet debiut kulinarny mamy- zupa rybna. Żałowałam tylko, że nie mamy w sąsiedztwie Preclowego Taty, bo po tym, co wyczarował ze zwykłego makaronu, kiedy gościłyśmy z ciocią M. w Warszawie mogłabym się spodziewać cudów w naszej kuchni z tą ilością ryb! W ogóle ostatnio Dziedzic nas zaskakuje. Zjada bez grymasów i kłótni wszystko, co ma na talerzu – jak nie nasz synek. Po cichu liczymy na jakiś efekt w postaci bonusu wagowego, ale ważyć dziecię będziemy dopiero po zdjęciu usztywnienia z nogi- a to najprawdopodobniej dopiero 26 marca.

Z życia celebryty:

Zdobyliśmy już telewizję internetową,teraz przyszedł czas na radio. Napisała do nas Pani Marta z Polskiego Radia i tym sposobem Dzielniaka z Kalisza będzie można nie tylko zobaczyć, ale i usłyszeć. Pani Marta ma zamiar spędzić jeden dzień z mikrofonem w naszym domu i tym sposobem powstanie najprawdziwszy w świecie reportaż radiowy o Franku. Do usłyszenia w Programie I Polskiego Radia. Jak zaczniemy zdobywać telewizje śniadaniowe i ekskluzywne pisma dla pań też nie omieszkamy się pochwalić, ale wody sodowej się raczej nie spodziewamy. Z resztą już niedługo na jednym z portali ukaże się artykuł popełniony przez Frankową mamę- pod warunkiem, że to co mama skleci, nada się do publikacji.

Zdrowie i uroda:

Francesco dojrzewa, dorasta i mężnieje. Dlaczego? Dlatego, że UWIELBIA, kiedy obcinam mu paznokcie (a jeszcze całkiem niedawno płakał przy tym, jakbym go ze skóry obdzierała) i uwaga: POZWALA sobie włożyć do buzi szczoteczkę do zębów! Taddam! Do mycia ich pewnie jeszcze daleko, ale to olbrzymi sukces, biorąc pod uwagę fakt, że do tej pory na widok każdej ze swoich pięciu szczoteczek do zębów Franek wpadał w gniew, złość i żal. To także sukces naszej Pani Specjalistki, bo to ona trenuje nadwrażliwą na dotyk Frankową buzię.

Pytanie do Czytaczy:

Czy macie swój ulubiony wpis na Frankowej? Jeśli tak, to który?

Sama mam wybrać kilka ulubionych i zastanawia mnie, czy moje typy, to perełki w moim mniemaniu, czy faktycznie mają to coś.

 

 

Franklin zaskakuje, Tato dorasta.

Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi, ale nie przypuszczałam, że aż tak szybko. Nie nadążam za własnym dzieckiem. Dlaczego? Dlatego, że nasz Franklin postanowił jeść. Dużo. Jak na niego, to nawet bardzo dużo. Oto nasze menu z dwóch ostatnich dni:

śniadanie: dzień I: naleśnik z jabłkiem, dzień II: jajecznica z dwóch jajek

II śniadanie: mix owocowy a’la tata, dzień II: duży danonek

obiad: dzień pierwszy: wielki kubek spaghetti, dzień II: zupa ogórkowa Babci Domowej (300 ml- ja też nie wierzę, ale sama mu ją podałam)

kolacja: dzień I i II: 180ml kaszki.

Nie wierzę. On to zjadł sam. Bez udawania, namawiania, obrażania. Zjadł.

Efektem takiego menu, jest to, co powinno być efektem u zdrowego dziecięcia, a czym pisać zakazano i szczęśliwi mama, tata i Ciocia Dietetyk.

Z życia Celebryty:

Wczoraj wyemitowano reportaż o Franciszku i jego zmaganiach. Krótko i zwięźle. Poza dyskusyjnym poziomem wypowiedzi Frankowej mamy, nie można się prawie do niczego przyczepić. Napiszę tylko, że respirator, ssak i pulsoksymetr wypożyczamy od Stowarzyszenia HELP, a nie kupiliśmy. Kupiliśmy stabilizator, materace i wszelki różności niezbędne do rehabilitacji. Nie było najgorzej. Dziękujemy Pani Sylwii i Panom z kamerami za cierpliwość i pracę nad wieściami o nas. Będą powtórki. Wszystko znajdziecie na AmazingTV. Na maila przychodzą wyrazy zachwytu nad Frankowym urokiem i (nawet) nad tatową „ciachowatością”.

Mówiąc o „ciachowatości”…

Nasz tata, a właściwie to Frankowy tata ma dzisiaj URODZINY. Od rana śpiewaliśmy z Frankiem sto lat, tatowa Mama upiekła pyszny tort (który już podjadam, bo tak trudno się oprzeć), a tato pogonił na miasto. Jak wróci, znów mu zaśpiewamy sto lat. A niech ma! Bo go kochamy. :*

Kochany Frankowy tato,

z racji tego, że całe10 lat minęło od momentu uzyskania przez Ciebie pełnoletności życzymy Ci dużo cierpliwości do mamowych foszków mniejszych i większych, życzymy Ci, żeby w naszym domu nigdy (same) nie psuły się klamki, krany i gniazdka. Żebyś dzielnie znosił wszystkie beznadziejności, jakie podsuwa Ci Potworzasty i żebyś miał dużo dużo siły. Jak zawsze. We loff ju!!!! 😀

Franklin& Mama, żona Twoja czyli.

p.s. I jeszcze życzymy Ci sylwetki jak u atlety, urody jak u Bonda, uroku jak u Clooneya i sprytu… jak u Franka. 🙂 a resztę szepniemy Ci na uszko.

Franciszek wspomagany.

Jak wiecie, nasz Franciszek uczęszcza na zajęcia z wczesnego wspomagania. Nowa Pani przypadła Dziedzicowi do gustu i raz na dwa tygodnie Franklin wraz z tatą uczą się nowych sposobów komunikacji. Tym samym trenujemy wszelkie wyliczanki, uczymy się szukać nosa, uszu i oczu (okazuje się, że wszytko to posiada nasz tata), doskonalimy aaaa, ooo, eee,… . Pani Specjalistka mówi, że Franklin jest niezwykle mądrym chłopcem i rozumie więcej niż nam się wydaje, a wszelkie trudności, jakie mamy, żeby się porozumieć wynikają z tego, że 1. Dziedzic nie wszystko potrafi jeszcze odpowiednio przekazać, 2. jest stuprocentowym leniwcem i wygodniej mu, kiedy my zgadujemy. A ile przy tym frajdy!

Za kontakt do Pani Specjalistki dziękujemy Beacie (mamowej koleżance ze studiów). Buziak! :*

Z cyklu: POMAGACZE:

W sobotę, 10 marca z okazji Powiatowego Dnia Kobiet w Opatówku odbędzie się koncert. Koncert, na którym zbierane będą pieniądze na sprzęt i rehabilitację dla naszego Franciszka. Już dzisiaj dziękujemy Organizatorom i Darczyńcom, a o szczegółach na pewno napiszemy w sobotę. DZIĘKUJEMY!!!!

Z serii: Celebryci w naszej rodzinie:

1.Okazało się, że Frankowy tata został Tatą Stycznia. Wszystko dzięki naszym Czytaczom, którzy wysłali tonę smsów i dzięki temu tata weźmie udział w plebiscycie na Tatę Roku, a kiedy wygra wyjazd do SPA, to mama i Ciocia Suzana pojadą się pięknić (tylko tata jeszcze o tym nic nie wie:) ). W ramach wygranej tata otrzymał elektryczną szczoteczkę do zębów i pastę, coby jego uśmiech lśnił stąd na koniec świata. W ramach nagrody rodzinnej tata został wybuziakowany przez żonę i syna. Czytaczom dziękujemy!

2. Reportaż o Franku Dzielniaku, który kilka dni temu mieliśmy przyjemność nagrywać, nadawany będzie 8 marca o 20:55 o tutaj ————-> klik. Całe 20 minut! Gdyby komuś było mało, będą powtórki 🙂 A serio, to nagranie trwało kilka godzin, program będzie trwał 20 min., aż się boję czego tam nie będzie.  W razie czego, będziemy się tłumaczyć.

Zdrowie i uroda:

*Franklinowski znów ma problem z tym, z czym miewa problemy od czasu do czasu. Dziś poskutkował czopek, ale obserwujemy i serwujemy dania light z oliwą w przerwach.

*Kąpiel z nogą owiniętą folią jest do bani, choć Frankowi utrudnia to tylko tyle, że nie może fikać do woli. Za to łapki szaleją.

*Jutro Franek będzie próbował wątróbki a’la Babcia Gosha. Mama i jej słabe nerwy będą tymczasem w pracy. Na szczęście.

*Nasz syn ma 79 cm wzrostu i stopę o długości 10cm. Jak prawdziwy facet! Nie ważymy go póki co, bo ma usztywniacz na nodze, ale na mamine oko jakiś taki pulchniejszy jest…

Buziakujemy kochani Czytacze! :*

 

p.s. A w piątek mamy w domu święto. 😀

Powrót do formy.

Franciszek ewidentnie wraca do formy. Budzi nas o 6:40 i gada aż skapitulujemy i weźmiemy go do naszego łóżka. Kłóci się, kiedy nie chce jeść i obraża, kiedy nie pozwalamy oglądać cały dzień telewizji. A dziś posłał tacie mordercze spojrzenie numer 234, kiedy ten ośmielił się zwrócić synowi uwagę, by przestał zgrzytać zębami. Tak, Franciszek wraca do formy.

Jak każdy Celebryta Franklin ma wśród „swoich”: Doktorów, Pielęgniarkę, Rehabilitantki i własną osobistą Dietetyczkę. W związku z naszym najnowszym odkryciem, osteoporozą czyli, jak zwykle postanowiliśmy się nie dać i powolutku działamy. Radziliśmy się kilku doktorów i wspólnie doszliśmy do wniosku, że jako takiego leczenia nie będziemy podejmować. Dlaczego? Dlatego, że nie wiadomo, jaki którakolwiek z terapii miałaby wpływ na chorobę podstawową, czyli SMARD1. Poza tym Franklin ciągle rośnie i zmiany w jego kościach zachodzą tak szybko, że powinniśmy postawić na tu i teraz, czyli wzmacniać, wzmacniać, wzmacniać.

Doktor Pediatra zaleciła suplementację diety o Cebion. Ciocia Dietetyk dodatkowo zaleca tran, a poza tym podrzuciła kilka kulinarnych pomysłów i mimo, że są one oczywistą oczywistością wpadłam na nie dopiero po przeczytaniu maila od Cioci. Modyfikacja diety naszego Jaśnie Panicza to przede wszystkim uzupełnienie jej w dania z wit. D3 i wapniem. Dlatego do  Frankowych zup będziemy dodawać żółty ser, a na jego talerzu będzie lądował łosoś i makrela.Dodatkowo zupki na giczy cielęcej i kurzych łapkach (co do których musi się także przekonać nadwrażliwa matka). A jak tylko będzie więcej słońca, Dziedzic będzie się opalał i D3 sam sobie wyprodukuje. 🙂

Z cyklu: oddechowo:

Od momentu Frankowych gorszych dni próby oddechowe były coraz rzadsze. Ponieważ Franklinowi dokuczała boląca nóżka absolutnie rozumiem, że oddychać mu się nie chciało. Jednak od chwili, kiedy noga jest usztywniona, znów próbujemy. Są to dystanse o niebo krótsze od słynnych 37 minut, ale zawsze. Dziś Francesco oddychał sam 10,5 minuty. 🙂

I w końcu o Czytaczach:

bardzo Wam dziękujemy za wszystkie wpisy! 🙂 Czyta nas naprawdę kawał świata! Czytają nas i mamy i tatusiowie, studenci i studentki, miłośnicy psów, kotów, papug, mieszkańcy krajów ciepłych, zimnych, bliskich i dalekich, pracownicy i szefowie, szaleni i spokojni, gaduły i milczki… Słowem mamy najfajniejszych Czytaczy pod słońcem! Wszystkim Wam bardzo dziękujemy za ciepłe słowa, za odwiedziny i za to, że jesteście. Cudownie, że walczycie ze swoimi Potworami, świetnie, że czytanie nas pomaga komuś mieć lepszy nastrój, rewelacyjnie,… że jesteście! Buziakujemy :*

Wdech-wydech.

Prawidłowość, z resztą bardzo oczywista jest taka, że Frankowi dużo lepiej samodzielnie oddycha się  rano. Nocą, kiedy Dziedzic śpi i nie musi ćwiczyć/jeść/bawić się/siedzieć- jego przepona odpoczywa i jakby regeneruje siły. Dlatego rano Franklin odłączany jest od respiratora bez najmniejszych skrupułów, pomaga zrobić tacie śniadanie, wygląda przez okno w kuchni, odwiedza łazienkę- wszystko BEZ RESPIRATORA. Dla mnie i Frankowego taty chwile, kiedy możemy ponosić Franka bez całej mechanizacji przy boku są niewiarygodne! Możemy bez problemu kręcić się wokół własnej osi, bawić w ganianego i zaglądać wszędzie tam, gdzie do tej pory było to niemożliwe- na przykład za lodówkę. 🙂 W końcu doczekaliśmy się chwili, kiedy możemy powiedzieć: „Franek, aleś ty ciężki chłopie, ręce już bolą od tego noszenia” 🙂 i robimy to z uśmiechem od ucha do ucha.

Mimo wszystko samodzielne oddychanie Franka męczy i im bliżej wieczora, tym jest to dla niego trudniejsze. Dlatego, żeby nie zniechęcać Młodzieńca do prób, nie forsujemy go na wyrost i to zazwyczaj on decyduje, kiedy chce oddychać sam. Jak? Protestuje, kiedy chcemy go podłączyć do respiratora- charakterek ma zdecydowanie po tatusiu. 🙂

Z serii chwalimy się:

dziś Franek na śniadanie zjadł owsiankę z sokiem malinowym. Cały talerz. Nic nadzwyczajnego, prawda? Ale on to zrobił BEZ RESPIRATORA. Oddychał sam. I jadł. Franklin-Dzielniak.

A w załączeniu: Chłopaki spacerują po domu. (zdjęcie zrobione mamowym telefonem, więc jakość okrutna, ale nie mogłam się powstrzymać)

 

Wiem, jestem okropna, że wieści o Dziedzicu ostatnio tak dawno temu…

Doba powinna mieć przynajmniej cztery godziny więcej. Przynajmniej w naszej rodzinie. Od ostatniego wpisu minęło zaledwie trzy dni, a ja się czuję ,jakbym popełniła grzech śmiertelny nie referując na bieżąco osiągnięć Dziedzica. Niestety w tym tygodniu cierpimy z Frankowym tatą na chroniczny brak czasu.

Co u Franka?

Franuś od ostatniego razu przebył już połączenie z Trilogy numer trzy. Dlaczego? W nocy z poniedziałku na wtorek Dziedzic wpadł w szalony niepokój. Okazało się, że Trilogy zaczął mu bezwzględnie pakować oddechy o takiej objętości, że Franek nie był w stanie spokojnie zasnąć. Ponieważ noc była głęboka przełączyliśmy respi na Legendaira, a rano znów na Trilogy. Do tej pory nie wiemy, co było przyvzyną dziwnego „zachowania” Trilogy”- tato będzie to dziś konsultował z Doktorem Opiekunem. Od tej pory Dziedzic już niemal zupełnie przejął nad nim kontrolę. Zdarza się oczywiście, że się pokłócą- ale wówczas (co może zabrzmi brutalnie) wystarczy odłączyć Franka na 5 sekund od respi, mały nabierze trzy-cztery swoje oddechy (płytkie, bo płytkie, ale swoje) i po podłączeniu współgra z maszyną. Jak każda mama uważam, że tylko moje dziecko jest takie mądre, ale ono naprawdę jest! 🙂

Dzisiejsza noc przebiegła spokojnie. Jaśnie Panicz wylądował oczywiście w łóżku rodziców, ale nie z powodu respi. Z powodu… miłości, przytulanek i buziaków. No i spałam pomiędzy dwoma grzejnikami- bo i tata i syn oddają tyle ciepła, że mrozy nam niestraszne!

Z wieści jedzeniowych:

-Francesco podjada całkiem ładnie- naleśnik z jabłkiem, zupka od Babci, ryba, frytki (wiem, nie powinnam, ale zaledwie dwie!). Mamy problem z piciem, bo Dziedzic nie chce pić, ale myślę, że to wynik ostatnich respiratorowych przepraw.

– wieści jedzeniowy dały efekt w postaci wieści wagowych: nasz kolos w wieku 16 miesięcy waży 7,1kg i ciągle tyje! (przynajmniej taką mam nadzieję)

Z cyklu: anegdoty dla ludzi o mocnych nerwach:

Franuś leży na kanapie. Mama gotuje zupę, tato ogarnia mieszkanie. Franuś leży, leży, leży i leży. I cmoka i gada i mruga… No, ale są takie momenty w ciągu dnia, że musimy zrobić coś POZA wielbieniem naszego syna, więc tylko z daleka rzucamy ochy i achy w kiernku Dziedzica. Znudzony naszą ignorancją Franklin odpina się, respi włącza alarm, my gonimy ratować nasze dziecko, a nasze dziecko (odłączone od respiratora!) przesyła nam buziaki. No i weź potem wierz w te jego duszność matko i ojcze…

***

Galowo: zasypało nas po pas dosłownie, ale my się nie damy. Torba spakowana, zaproszenia zabrane, paznokieć umalowany i jedziemy z Ciocią M. na podbój stolicy. Są dwa powody, dzięki którym mamy możliwość brania udziału w tej całej gali. Jakie? A takie:

 

 

Do piątku berło nad blogiem przekazuję tacie. Fanki obu panów uprzedzam, że ja tu jeszcze wrócę, wyrazy miłości proszę więc składać cichutko i niepostrzeżenie… 🙂

Z wieści ważnych i pięknych:

Na świat przyszła Pola. Piękna, mądra i zapewne grzeczna. Mamie i Tacie gratulujemy i ślemy wielkiego buziaka!