Franek ma pięć lat, jednak sam lubi podkreślać, że już prawie sześć. Precyzuje już zatem swoje zainteresowania względem spędzania czasu wolnego. Oczywiście 99% jego pomysłów na zabawę, to telefon albo tablet. Nie zabraniamy mu tego, staramy się jednak ograniczać. Z jednej strony jest to zrozumiałe, Francyś ze względu na swoje słabsze ręce i dłonie nie bawi się klockami, plasteliną, skomplikowanymi samochodami. Nawet te na pilota, które są w naszym domu, obsługuje Tata- do czego, pewnie jak większości ojców, nie trzeba go namawiać. Odkąd Franek nauczył się czytać, jednym z bardziej trafionych prezentów są książki. Czasem jednak Ciotki głęboko wzdychają: „znowu książkę? Ja to bym chciała mu coś innego, coś tak bardziej, wymyśl coś Matko!”. Dziś więc wpis o najbardziej trafionych prezentach nieksiążkowych dla chłopca takiego, jak nasz Franek. Zabawkach łatwych w obsłudze, ale ambitnych i nie nudnych. Takich, którymi pięciolatek zainteresuje się dłużej niż pięć minut. Może znajdziecie inspirację dla swoich młodziaków?
Tata Franka i nasza Babcia Domowa mają fioła na punkcie przyrody i geografii. Tą pasją zarażają więc Francesca, który pokochał zabawki geograficzne. Wisi więc w naszym domu na ścianie mata. Mata- mapa. Nadrukowane na materiale kontynenty, flagi, strefy czasowe i nazwy państw i ciekawostki. Mata jest z materiału, ma kieszenie na skarby (u nas buty do ćwiczeń, cewniki i memory), ma zawieszki, przez które Tata przeciągnął kij, żeby ładnie się prezentowała i tym sposobem zdobi naszą ścianę. Plusy: kolorowe zachęcające grafiki i ciekawostki, nazwy państw, oceanów w języku angielskim, zajmuje mało miejsca (co przy tonie innych zabawek naprawdę ma znaczenie), ładnie wygląda przywieszona nad łóżkiem w formie makatki, uszyta starannie. Minusy: dla dziecka, który nie zna liter pisanych ciężka do rozszyfrowania, raczej forma atrakcji- dekoracji (u nas w kategorii zabawki, bo Franek w czasie ćwiczeń leży i studiuje mapę).
Kto nie przegrał w memory ze swoim dzieckiem, niech pierwszy rzuci kamieniem! U nas memory rządzi. Jest misiowe, zwierzęce, samochodowe, bajkowe, ale tylko to z flagami rządzi. Nie dość, że można trenować pamięć, to jeszcze na dodatek kojarzyć nazwy państw z flagami. Tata i Franek stawiają poprzeczkę nieco wyżej i trzeba dorzucić stolicę, której na kafelku nie ma. Świetny prezent dla małego pasjonata geografii.
Interaktywna mapa świata. Żebyście widzieli minę Franka, kiedy Wujek Adam rozpakował ten prezent! Zachwyt i zmieszanie w jednym. Takie wiecie- chciałbym, a boję się. Interaktywna mapa świata to zabawka na długie godziny. Po wybraniu kategorii (stolice, flagi, zabawne fakty, regiony świata) i naciśnięciu diody na określonym państwie usłyszymy krótką informację z danej dziedziny. Kiedy się już tak wyedukujemy, możemy przejść na formę quiz lub tryb wyzwanie. Tryb wyzwanie, to nasza ulubiona konkurencja. W zasadzie Franka. Dwóch graczy otrzymuje pytanie, żeby odpowiedzieć, trzeba posiąść naprawdę ogromną wiedzę i nacisnąć odpowiednią diodę. (Wynik ostatnich rozgrywek Franek- Rodzice (!!!): 5:1, 5:3, 5:4- liczę, że kiedyś się odegramy). Cudny prezent. Plusy: naprawdę wartościowa forma nauki przez zabawę, ogromny przekrój wiedzy geograficznej podany w krótkich, łatwych do zapamiętania komunikatach, można przełączyć na tryb z językiem angielskim. Minusy: jednak dla starszych dzieci, które liznęły już szkoły (Franek odnajduje się znakomicie, ale nie wszyscy pięciolatkowie poczują tu flow), dość duże gabaryty- rozłożona na stole, zajmuje jego połowę, powieszona na ścianie (jeśli jest wolna) nie zawsze działa- diodę trzeba dość mocno docisnąć, co na przykład u nas oznacza, że Franek bawi się tylko z pomocą osoby sprawnej manualnie.
Albo to. Perełka. Wielkie laboratorium naukowe. Pełne zagadek i ciekawostek. Sadziliśmy już ogród, chłopaki robili wulkan i szukaliśmy dinozaura. Fajna, prosta w obsłudze
zabawka naukowa. Nasz Tata ma zmysł pedagogiczny, więc pięknie objaśniał przy tym wszystkie prawa natury rządzące światem. Dobry, bardzo dobry prezent. Nawet dla przedszkolaka, bo większość zadań i tak wykonuje się z rodzicami.
Dla odmiany może coś… matematycznego. Zaraz po tym, kiedy moje dziecko zagnie mnie z pytania geograficznego, płynnie przechodzimy na zaginanie matematyczne. Zacznijmy od czegoś prostszego. Monopoly junior- już od dawna w naszym domu. Wciąga do gry zarówno Dziadzię Grega, który próbuje wnuka nauczyć przedsiębiorczości tłumacząc mu, gdzie kupić, jak zainwestować, żeby Matkę z torbami puścić w finale, jak i Ciocię A., która ma cichy pakt z Dziedzicem i ścigają się w zakupach- czyli kupują wszystko jak leci, byleby Matka kupić nie zdążyła. Fajna forma pionków. Figurki i zwierzęta są na tyle duże, że Franek może samodzielnie przesuwać je po planszy, uczy liczenia i daje namiastki ukochanej dziadziowej przedsiębiorczości. Minusy? Wciąga tak bardzo, że zdarzało nam się grać nawet wtedy, kiedy Franek już odpuszczał. Jeśli chodzi o matematyczne cuda, to taki oto skarbeniek od Babci Domowej. Waga matematyczna. Franio nie darzył sympatią królowej nauk, więc postanowiliśmy sposobem. Zawieszanie i odwieszanie ciężarków, to świetny sposób na naukę dodawania,odejmowania i równości. U nas sprawdzała się świetnie, kiedy Franek musiał policzyć, ile jeszcze łyżek zupy musi zjeść, żeby móc skończyć obiad- takie tam rodzicielskie sztuczki. Dla nas minusem (jak niestety w większości zabaw i gier) jest fakt, ze Franek sam nie zawiesi takiego ciężarka, musi korzystać z pomocy osoby sprawnej manualnie. Raczej dla dzieci od zerówki wzwyż.
Na co my zwracamy uwagę, kiedy kupujemy lub podpowiadamy prezent dla Franka? Ano jest taka krótka lista: 1) Zabawka musi być ciekawa dla Franka, więc poruszamy się w obrębie jego zainteresowań naukowych lub dziecięcych (auta, samoloty, no wiecie). 2) Zabawka musi w miarę możliwości być lekka, łatwa w obsłudze. Tak, żeby Franek choć minimalnie mógł sam ją obsługiwać. Np. puzzle są atrakcyjne tylko przez chwilę i choć Franek bardzo lubi je układać- a wygląda to tak, że on wskazuje palcem miejsce, w którym mam umieścić element, to taka forma szybko przestaje być dla niego atrakcyjna, nikt nie lubi być wyręczany. 3) Gabaryty- ogromne gry, wielkie układanki, klocki odpadają. Franek najczęściej siedzi w bafiinie lub na kanapie. Ma mały stolik, na którym taka zabawka musi się zmieścić. Ważne więc jest to, że np. wspomniane puzzle nie wypadną z obrębu stolika po ich ułożeniu. Domino zaś, to u nas zawijas nad zawijasy, a Franek najbardziej lubi to zwierzęce, bo nie dość, że domino, to jeszcze można zwierzątka pozgadywać. 4) Powtarzalność- zwracamy też uwagę, by zabawki Franka nie były wszystkie w tym samym stylu. No bo przecież, ile można układać siedemnasty rodzaj puzzli o samochodach.
Franio jest pięcioletnim ciekawskim zerówkowiczem. Wiedzę i doświadczenie, jak każde dziecko zdobywa przy pomocy dorosłych. Podobnie jednak jest z zabawą. Musi siedzieć wygodnie, musi mieć dobrze ułożoną rurę od respi, musi korzystać z pomocy sprawnych kolegów i rodziców. Zorganizowanie atrakcyjnej dla niego zabawy to dość duży wyczyn. Jednak z czasem i nam i dziadkom i wszystkim naszym znajomym wychodzi to coraz lepiej.