Od jakiegoś czasu Franio miewa koszmary. Budzi się najczęściej około 3-4 w nocy z płaczem, mocno przerażony i bezdyskusyjnie domaga się wstania i pójścia na dół. Bo on nie zaśnie. Bo się boi. Czego? Szarych potworków.
Nie mamy zielonego pojęcia, skąd wzięły się szare potworki w naszym domu. Nie straszymy Franka duchami, potworami ani niczym i nikim innym. Na podziw jednak zasługuje fakt, że wyrwany z głębokiego snu, jest w stanie kolejną godzinę analizować swój sen. Mimo przerażenia pyta i Tatę i mnie, czy na pewno w naszym domu nie ma szarych potworków, czy w kuchni też ich nie ma, czy w łazience także. Kiedy wyjaśniamy mu (o trzeciej w nocy), że szare potworki w ogóle nie istnieją, nakazuje zejść Tacie na dół i pogonić je tam, gdzie pieprz rośnie.
Dziś w nocy znów pojawił się motyw szarych potworków. Franio zasnął wtulony w Tatusia, tysiące razy zapewniany, że nic się nie dzieje i może czuć się bezpieczny.
Ranek przyniósł 38 stopni gorączki, rehabilitację na ambu i cztery godziny odsypiania. Kiedy lek przeciwgorączkowy przestał działać, Frankowa temperatura skoczyła do 38,5 stopnia, pojawiły się wymioty i kolejne odsypianie po leku. Musicie wiedzieć, że Franio, jak prawdziwy mężczyzna, już przy 37,5 stopnia jest baaaardzo słaby. Przy 38,5 był dziś totalnie wyłączony i apatyczny. Doktor Opiekun nakazał podrasowanie nastaw respiratora, a zawezwana Doktor Pediatra wysłuchała dziwnych brzydko rokujących cudów na prawym płucu. Apetytu zero, ale humor zaczął wracać, kiedy w drzwiach pojawiła się ukochana Ciocia M. W użyciu antybiotyk, dużo płynów i spełnianie najmniejszych zachcianek. Zwolnienie z ćwiczeń. Przed nami chyba długa noc. Szare potworki mogłyby iść skąd przyszły i zabrać to, co przyniosły.
Kciuki mile widziane.