Po czym poznać, że Franciszek dorasta? Po delegacji.
Tak się poskładało, że w ramach moich obowiązków służbowych od czasu do czasu muszę wyjechać. Na trochę, na chwilkę, na kilka dni. Jak w tym tygodniu. Po każdym takim wyjeździe dostrzegam, jak Franio szybko rośnie i się zmienia.
Zdaje się, że kiedyś moja nieobecność aż tak bardzo mu nie doskwierała. Teraz okazało się, że przez ostatnie kilka dni Franek wymagał od taty, żeby jechał „po mamusię do pracy”. Kiedyś rozmawiał ze mną chętnie przez telefon. Teraz każde słowo musiałam od niego kupić, a niewymuszonego wyznania miłości nie doczekałam się w ogóle. Kiedyś wracałam do domu i Dziedzicowi bardzo szybko powszedniała moja obecność. Teraz kolacja z mamą, kąpiel z mamą, książeczka z mamą, zasypianie z mamą. Nie to, żebym narzekała, ale różnica jest znacząca na moją korzyść. W domu Franklin wita mnie uśmiechem od ucha do ucha i odnoszę wrażenie, że gdyby mógł, zeskoczyłby z kanapy, żeby się ze mną przywitać. Z jednej strony miłe to i budujące, z drugiej zaś wywołuje wielkie wyrzuty sumienia za każdym razem, kiedy trzeba wyjechać.
Właśnie dzisiaj wróciłam.
Franio znów wydaje się większy i mądrzejszy. I tuli się i całuje i widać, że tęsknił. Jak ja.
Dlatego śpimy we trójkę. 🙂