Franciszka dopadło coś. Coś objawia się podwyższoną temperaturą, zwiększoną ilością wydzieliny, niechęcią do jedzenia, kilkoma drzemkami w ciągu dnia, poranną chrypką, rozwolnieniem. Żeby cosia zdusić w zarodku, tato zadzwonił po Doktor Pediatrę. Pani Doktor orzekła, że nie ma jeszcze powodu do niepokoju, bo i gardło ładne i w płucach czysto. Przepisała kilka zapobiegaczy i nakazała obserwować Młodzieńca.
Obserwujemy go zatem uważnie i z obserwacji tych wynika, że:
*nawet niewielki stan przedprzeziębieniowy powoduje u Franka problemy z mówieniem. Wydzielina blokuje powietrze i mimo, że Franek rusza ustami i próbuje coś powiedzieć, głosu nie słychać. Na szczęście Dziedzic nie zniechęca się, przełyka ślinę i jest przeszczęśliwy, kiedy uda mu się w końcu wydobyć z siebie głos.
*zwiększona ilość wydzieliny (normalnie Franek prawie w ogóle nie wymaga odsysania) powoduje, że respirator ma problem, żeby dostosować się do Franka samodzielnych oddechów. Nawet czasie snu Franek oddycha szybko i płytko.
*poza tym Dziedzic, jak każde przeziębione dziecię jest apatyczny, nie chce jeść, patrzy smutnymi oczętami i prosi o uwagę w każdej sekundzie.
Cosia sprzedałam Frankowi ja. Coś nie jest jeszcze niczym poważnym. Jest cosiem. Trzymajcie zatem kciuki, żeby się to nie rozwinęło w jakieś jesienne paskudztwo.
I jeszcze jedna bardzo ważna sprawa: pomyślcie ciepło, pomódlcie się, jeśli potraficie, poślijcie energię Chustce i Bartkowi– oboje bardzo mocno walczą, by być.
Głupi to był dzień.