Buch, jak gorąco!

Wiem, że upał, że skwar i że praży. U nas także. Franek całe dnie spędza w domu, w towarzystwie najlepszej cioci na świecie, a zdobywać świat wychodzi wieczorami, kiedy temperatura spada poniżej 456 stopni. 🙂

Póki co (ale proszę odpukiwać w puste i niemalowane także) obywa się bez potówek pod tasiemką. Staramy się zmieniać ją przynajmniej dwa razy dziennie, gazik a’la krawat pod rurką zmieniamy 3-4 razy, myjemy szyję i pilnujemy. Dziedzic dnie i noce spędza w samej pieluszce, co objawia się stanem ZERO UBRAŃ DO PRASOWANIA, więc i ciałko szczęśliwe i mama zadowolona. Niestety te potówki z szyjki przeniosły się na głowę i mimo krótkiej fryzury Franciszek ma całą główkę w krostkach. Zwalczamy to przecierając główkę co chwila pieluszką tetrową, by zetrzeć pot, ale przyznam szczerze na niewiele to się zdaje. Dieta też jest mocno letnia, bo z zup i mięs (chciałabym by to kiedykolwiek zaczął jeść) przerzuciliśmy się na owoce i chłodniki oraz opcjonalnie jajecznicę, kisiel. Jedynym odchyleniem od jadłospisu jest rosół Babci Domowej, ale rosół Franek mógłby jeść codziennie.

A z upałami radzimy sobie tak:

Bo jakby ktoś nie wiedział, to mamy dom… z basenem! 😀