Urlop od tatowania.

Tak się szczęśliwie złożyło, że w lipcu Frankowy tata może trochę popracować. W tym samym czasie pracuje także mama. Frankiem zaś zajmuje się najlepsza na świecie Ciocia M. (już dawno przeszkolona „na każdą okoliczność i wszelki wypadek”). Franciszek Ciocię uwielbia i nawet posuwa się do tego, że próbuje ją terroryzować używając swoich sprawdzonych sztuczek na: a/ Franka „taki jestem nieszczęśliwy w tym pionizatorze, ratuj mnie prrrrrroszę” b/Franka „jak zjem jeszcze jedną łyżeczkę to świat się rozpadnie na kawałki, więc ratuj mnie prrrrrrroszę” i w końcu c/ Franka „dostaniesz buziaczka i powiem co chcesz, tylko spraw bym nie musiał jeść/pić/ćwiczyć”. Na szczęście z odpierania terrorystycznego ataku Franka Ciocia także przeszła przeszkolenie i po prawie trzech tygodniach lipca śmiało mogę napisać, że Ciocia M. sprawność opiekunki zarurkowanego Dziedzica zdobywa medalowo.

Ale nie o Cioci miał być wpis. Mamy problem z tatą. Otóż moi kochani Frankowy tata ma pierwszą tak drastyczną przerwę w tatowaniu na cały etat. Rzadko zostawia przecież Dziedzica na dłużej niż kilka godzin i dalej niż kilkaset metrów. A teraz zdarza się, że kiedy wychodzi Franklin jeszcze śpi, a kiedy wraca Franklin szykuje się do spania. Dlatego tata ewidentnie cierpi.  I się biedak męczy. I tęskni. I myśli. I się zastanawia. Czy Franklin zjadł, czy wypił? Czy na pewno jest odpowiednio ubrany? Czy już po rehabilitacji? Czy nie płacze? Zamiast korzystać z wolności, z głowy wolnej- przechodzi dokładnie to samo, co mama (nie to, że mam z tego jakąś satysfakcję…).  I jeździ biedny tata tym autem i wozi to, co ma wozić, a serce złamane w kącie siedzi i płacze za syneczkiem. Syneczek w tym samym czasie odprawia harce i szaleje w każdy możliwy sposób, zupełnie zapominając o tym, że rodzic biedny rozkojarzony chodzi i z głową w chmurach. Efektem drastycznego odcięcia pępowiny jest fakt, że Franek jest rozpieszczany już nie tylko przez pracującą mamę, ale teraz głównie przez pracującego tatę. Zatem należy się spodziewać, że wychowamy potwora. Na własnej kanapie.