-Ja pierdziu… 6:15.- westchnęła matka Anka dzisiaj rano, kiedy z łóżeczka zaczęło dochodzić pierwsze „tatatatatatata”.- Mężu! Do Ciebie.- sapnęła sprytnie i odwróciwszy się na drugi bok, postanowiła dośnić.
Frankowy tata próbował przechytrzyć synka i tylko mrugał delikatnie, ale Młodzieniec był już cały gotów do zabawy i rad nie rad biedny ojciec musiał konwersować:
-Tatatatatatatata.
-Dobrze synku.
-tatatatata, nia, tatat!
-Tak synku.
-tatatatat, cmok, cmok.
-Tak myślisz?
-tatatatata! 🙂
Nagle przyszło olśnienie! Nie, ono nawet nie przyszło. Ono spadło matce Ance na głowę z takim impetem, że umarłego by obudziło. Zerwała się zatem kobiecina z łóżka w tempie ekspres, pogoniła do kuchni i pichciła i piekła i gotowała… no, dobra. Wstawiła tylko wodę na herbatę i zrobiła jajecznicę synowi, ale tamto brzmiało dramatyczniej. Nie wiedzieć kiedy zrobiła się siódma. Francesco już przebrany, konsumował śniadanie, mama biegała w poszukiwaniu „czegoś” do ubrania, a tata pakował ciasto dla Cioci Suzany. Dziś mamy TEN dzień. Dzień z Panią Martą. Z Panią Martą z Polskiego Radia.
W związku z powyższym tata dziś gotuje obiad, Dziedzic obiecał zachować się na medal, a Pani Marcie trafił się dzień z przysłowiową wisienką na torcie u Franklina: będzie i rehabilitacja i wymiana rurki, odwiedziny Doktora Opiekuna, Pielęgniarki i zapewne cała gama szaleństw.
Ciąg dalszy relacji nastąpi…
A poniżej Dziedzic kąpielowy: