Fajną mieliśmy niedzielę…
Po pierwsze przyjechali Dziadek Ksero i Babcia Gosha. Spędzili z nami pół dnia, babcia zrobiła pyszny obiad, dziadek trenował z Frankiem boks i inne dżudo i nasze dotąd słabe rączki, tak wywijały, że my Frankowi starzy przecieraliśmy oczy ze zdumienia! A wyglądało to tak:
Potem był drzemka. Najpierw zasnął Frankowy tata. Kiedy Franuś spostrzegł, że jego najlepszy kumpel nie wykazuje żadnych chęci do zabawy zaczął go zaczepiać. Cmokać i machać łapkami i generalnie wariować. Ojciec spał, więc po paru minutach Dziedzic zrezygnował i też zasnął. A wyglądali tak:
Ale najlepsze wydarzyło się przed chwilą! Ciocia (Mic)Halina pracowała dziś na naszym komputerze. Najkrócej rzecz ujmując, przygotowywała prezentację do swego szacownego liceum o Kurcie Cobainie. Wychodząc, zostawiła plik z otwartą piosenką, o tą:
Kiedy Franek przed chwilą (ok. 23:15) obudził się na jedzonko, cały w uśmiechach, żeby czymś odwrócić uwagę od jedzenia (z którym ciągle mamy problem) Frankowy tata puścił Nirvanę. I co? I Dziedzic w takt „Snells like teen spirit” spałaszował CAŁĄ butlę kaszki! My wariowaliśmy ze szczęścia, a Franek wysłuchał jeszcze Unforgiven Metallici z miną- „fajna muza, można głośniej?” i nie zamierzał zasypiać. Dlatego Frankowy tata biegał po pokoju z laptopem i śpiewał (czego nie powinien robić publicznie) a Franek cały w skowronkach zasypiał. Teraz chrapie jak szalony, a my jesteśmy tacy dumni! Bo nie dość, że nasz syn zjadł pięknie BEZ sondy dziś i kaszkę i zupkę i pół banana, to jeszcze lubi porządną muzę!
A. I na koniec trochę słodkości:-)
Babci Domowej dziękujemy za pierogi i za to, że Frankowa matka obiadu wczoraj gotować nie musiała. Babci Goshi dziękujemy za obiad dziś i za to, że Frankowa matka obiadu gotować nie musiała. Babci Wandzi za ciasto dziękujemy, bo Frankowa matka piekarnika nie posiada. Takie babcie to super sprawa:-)
Jeszcze weekendowo buziakujemy:*