Gadżetownia

Chyba każdy lubi, kiedy wokół niego jest ładnie. Ponieważ o gustach się nie dyskutuje, dla każdego ładnie może oznaczać coś zgoła innego. Ale są rejony, gdzie o to „ładnie” szczególnie trudno. Dziś będzie o gadżetach dla niepełnosprawnego.

Ortezy

Najpierw pokażę Wam, jak nie chcemy, żeby produkt miał wyglądać. Ortezy.20160411_101033Służą Frankowi codziennie w czasie fizjoterapii ze szczególnym naciskiem na poniedziałki i czwartki, kiedy Młody ma terapię w podwieszeniu, gdzie w ramach inwencji twórczej rehabilitantów biega, skacze i fika. Bez nich Frankowe stopy opadają, kolana koślawią się i nie ma nawet mowy o próbach stania.

Wady? Bardzo proszę: wykonanie- cienki plastik, toporne rzepy w ramach zapięcia, nierówna podeszwa, brak podeszwy antypoślizgowej, mimo, że Franio korzysta z nich naprawdę delikatnie klej nie trzyma i elementy, które miały korygować ustawienie stopy odklejają się. No i cena: 1600 zł. Nie pomyliło mi się, nie dodałam jednego zera. 1600 zł. Wykonane w Poznaniu przy okazji gorsetu. Pierwszy i ostatni raz.

Zalety: są ortezami robionymi na wymiar. To wszystko.

A teraz pokażę Wam, jak powinny wyglądać takie ortezy. Taddam:

Można? Ależ oczywiście, że można. Nie muszą być szare, smutne i brzydkie? Nie muszą. Czy mają wady? Jedną, podstawową: cena. 1300 zł + 1000 zł, które refunduje NFZ. Rozumiem, że jest to wiedza i umiejętności specjalistyczne, a za to się płaci, jednak gdyby nie środki na subkoncie Frania, byłoby cienko.

No a teraz zalety: przede wszystkim wykonanie, wszystko równo, każdy detal jest 20160411_101110dopracowany. Zapięcia na rzepy a z zewnątrz obicie skórzane w (uwaga!) wybranym przez Frania kolorze, sam wzór także wybrał Franek. Porządna podeszwa antypoślizgowa i wyjmowana „stopka”, żeby można było łatwiej zamontować stopę pacjenta. Widziałam także wersje bardziej dziewczęce w katalogu, więc do wyboru do koloru. Do tego gruby i solidny plastik, z którego są zrobione. Wszystkie „wyklejki” na miarę, które są niezbędne do 20160411_101204prawidłowego ustawienia stopy Franka, są tak przyklejone, jakby tworzyły całość. Wykonane w Ortopro w Łodzi. To już drugie ortezy, który dla nas robili i drugie jednakowo świetne. Poznańska przypadkowa zdrada mocno nas zabolała estetycznie.

To może jeszcze kilka zdjęć porównawczych:

20160411_101213

20160411_101231

Ocieplacz na obwód do respiratora

Franek jest szczęśliwym posiadaczem dwóch. Obydwa prezentowe. Pierwszy to ten, który już kiedyś widzieliście. Domowa,skrupulatna praca Bolusiowej Babci Krysi.

20160411_101444

Drugi, który otrzymaliśmy całkiem niedawno, produkowany „masowo”. Celowo stwierdzenie „masowo” wzięłam w cudzysłów, bo szczerze wątpię, że można zbić na tym miliony, co nie zmienia faktu, że także ten jest ładny.

20160411_101621

20160411_101710Dlaczego, jak w przypadku ortez nie piszę o ich wadach i zaletach? Bo obydwa są na piątkę. No, Babci Krysi na piątkę z plusem ,bo robiony pod klienta. Babcia podeszła profesjonalnie do zadania i zapytała o długość obwodu. Są różne, dlatego ten firmowy na Frankową rurę jest nieco za krótki i brakującą część otulamy chustką lub szalikiem. Poza tym w Babcinym jest zamek błyskawiczny. To znacznie ułatwia zakładanie, a to ważne, kiedy do ubrania ma się Franka, wózek, respirator i rurę. I jeszcze końcówki. O tym także Babcia pomyślała: na jej ocieplaczu końcówki są zawiązywane- wtedy nic się nie zsuwa i nie wędruje po respi. Poza 20160411_101722wszystkim jest robiony przez Babcię z sercem na dłoni i to chyba jego największa zaleta. Czy jakaś różnica na plus firmowego? Jedna- u Babci, jak to u Babci ocieplacz jest na naprawdę siarczyste mrozy. Przy lżejszych miałam wrażenie, że mocno suszy powietrze. Tym bardziej cieszymy się, że rura do respi ma outfit na każdą pogodę.

Nie zmienia to faktu, że obydwa są ładne i estetyczne. Spokojnie można się z nimi pokazać na mieście.

Opaska na głowę

Co prawda my nie korzystamy z tego gadżetu, bo Franio raczej nie jest z tych śpiących w czasie podróży, ale widziałam na forum, że rodzicom bardzo się podoba. Dlaczego? Dlatego, że potwory zanikowe zabierają siłę mięśni. W czasie jazdy więc głowa delikwenta wędruje na prawo i lewo. Taka opaska może się więc przydać nie tylko w czasie snu. Znalazłam ją na tej stronie. Dla mnie ma jedną wadę widoczną obok zdjęcia: cenę. Myślę, że w tym koszcie zmyślna pani domu z umiejętnością obsługi maszyny do szycia poradziłaby sobie kilka razy.

IMG_0973

Po wtopie z ortezami, kiedy to przy odbiorze szczęki nam opadły, szczególnie zwracamy uwagę na jakość wykonania gadżetów dla Franka. Mają one spełniać swoje funkcje, ale wcale nie muszą być brzydkie lub niestarannie wykonane. Tym bardziej, że zazwyczaj kosztują grube miliony.

Niespodzianki w podróży

To miała być zwyczajna podróż. Taka w stylu przyjemne z pożytecznym. Francyś bowiem wyrasta ze swoich ortez i coraz trudniej było mu strzelać gole Markowi w czasie rehabilitacji. Spakowaliśmy więc przydasie, umówiliśmy się z Wujkami miejscowymi (czasem zastanawiam się, w ilu miejscach Polski [świata?] moglibyśmy pomieszkać u „Wujków” tylko dlatego, że ktoś zna i lubi Francesca?), więc umówiliśmy się na tortille i frytki (menu wyjazdowe zabija, wiem) i wyruszyliśmy w świat. Synowie nasi, to wybitnie podróżne bestie, bo ani Młodszak ani Starszak nie marudzą na trasie i nie płaczą. Za to Francyś wciąga nas w miliony gier podróżnych: od zgadywania znaków przydrożnych poprzez zgadywanie marek samochodów aż do nawigowania Taty. Leon zaś, jeśli nie śpi, to miętosi swoją podróżną pszczółkę i z zaciekawieniem przygląda się migającym za oknami drzewom. Generalnie poezja. No. Do wczoraj.

12637113_1005189342900095_4812679_o

Bo właśnie wczoraj, kiedy to planowaliśmy w międzyczasie i zakupy i niespodziankę u Ciotki Beaty nasz Stasieniek (samochód znaczy) jak nie kaszlnął, jak nie stęknął, jak nie zaprotestował, że dalej to on nie ma opcji nie jedzie! I wszystko byłoby do ogarnięcia, gdyby nie fakt, że byliśmy 112 km od domu, w prawie obcym mieście, z dwójką dzieci, jednym respiratorem, połową kanapki i pudełkiem eklerek. No i całym bagażnikiem przydasi. I protestującym autem. Nasz zaradny Tata obejrzał forda z każdej strony i orzekł, że tak być nie może, szukamy warsztatu. Przypadkowy warsztat przy trasie był podejrzanie pusty. Pan mechanik zaś mocno otwarty. Orzekł: sienieda, spróbujcie w wielkim mieście, ale do Kalisza nie wrócicie w tym stanie. Tata więc zadzwonił do Wujka Artura, ten do swojego mechanika i tak oprócz wizyty w Ortopro mieliśmy umówioną leczniczą wizytę samochodową.

Wizyta ortezowa przebiegła w sumie w porządku. Franio trochę protestował przy pobieraniu miary, ale jak zwykle okazał się niesamowitym dzielniakiem i już za miesiąc pojedziemy przymierzyć ortezy z pająkami! Wizyta samochodowa… no powiem tak. Jakoś doturlaliśmy się na dwójce do Pana Mechanika. Nasz fordek, Staśkiem zwany wyzionął ducha niemal u bram warsztatu. Pan Mechanik zajrzał, tam gdzie zaglądać mogą tylko mechanicy, wzniósł forda kilka metrów nad ziemię i nakazał naprawę. Tymczasem w naszych podróżnych synach obudził się głód. Młodszak ma szczęście, bo przecież korzysta z najlepszej restauracji świata- Matki Anki czyli, ale Starszak po pochłonięciu kanapki, zażyczył sobie eklerka i w ramach zdobywania masy zażądał „porządnego obiadu”. Gdybyśmy byli w domu, to pewno na siłę właśnie kończyłabym mu wciskać śniadanie, ale przecież wiadomo, że nigdzie nie smakuje tak, jak na wycieczkach.

Staśka na szczęście udało się dość sprawnie naprawić. Niestety wizyta warsztatowa mocno zmieniła nasze plany i dość drastycznie, czyniąc mniejsze zło w życiorysach musieliśmy opuścić punkt zakupy i niespodzianka. W ramach rekompensaty zaraz po rosole Cioci Doroty nastąpiły frytki i tortille, Franek zakochał się w Amelii i łamiąc serce Matce osobistej całował ją na kanapie w dużym pokoju (!!!), a niczym niewzruszony Leon cudnie przespał całą noc.

Za miesiąc musimy jechać na przymiarkę ortez. Jak myślicie, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem?

Ortezy: 2300 zł (w tym o 1000 postanowiliśmy poprosić NFZ)12630834_1005189386233424_20582610_o

Leczenie Staśka: 180 zł (Pan Mechanik policzył ogromny rabat)

Wrażenia z wyjazdu: bezcenne.

Nas to w sumie nawet dzisiaj bawi.