Jakiś czas temu wrzuciłam do sieci filmik, na którym widać, jak Leoś myje okno. Stoi na parapecie i starannie wyciera szybę. Wrzuciłam to oczywiście z próżności i żeby się pochwalić, jaki to mój pięcioletni synek jest wspaniały. Dodając taki filmik na stronie, którą obserwuje kilka ładnych osób, niejako zgadzam się z komentarzami, które mogą paść. A padły różne – od zachwytów (których wiadomo, że oczekiwałam), jaki to Leoś zaradny i wspaniały, poprzez zarzut, że narażam dziecko na niebezpieczeństwo. Oprócz komentarzy były też prywatne wiadomości, że taka praca dla dziecka to jest za dużo i że oczywiście mógł się zabić. Wrzuciłam piętnaście sekund naszego życia. I choć tłumaczyłam, że okno jest na parterze, że ja stoję obok, że w oknie jest moskitiera (zapomniałam dodać, że w ramie a nie na taśmę klejącą), że rozmawiałam z Leosiem że musi uważać i że on jest naprawdę rezolutnym chłopcem – wyszło, że wykorzystuję dziecko do ciężkich robót domowych i że przesadzam. Leon widząc, że zaczynam myć okna, sam zapytał czy może mi pomóc. Wyjmuje ze zmywarki (wszystko poza dużymi nożami), miksuje jajka na biszkopt, wynosi śmieci, składa po sobie ubrania (jak mu przypomnę) i ścieli łóżko.
Odkąd Franek w towarzystwie swojego Taty wrócił do szkoły, codziennie wysypuje się na niego tona konfetti i lukru. Tata Franka, jak wiecie zajmuje się nim od zawsze. Potrafi też przybić gwoździe, naprawić pralkę, przykleić płytki i powiesić lampę. Potrafi też powiesić pranie, zrobić obiad, pościelić łóżko (jak mu przypomnę). Chodzi do szkoły jako opiekun i osoba towarzysząca swojego syna, bo tak zadecydowaliśmy na początku naszej drogi. Tata często jeździ też z Franciem na konsultacje lekarskie. W tym wypadku komentarze są zgoła inne – jaki wspaniały! Cudowny! Wyjątkowy! W prywatnych wiadomościach moje koleżanki gratulują mi rewelacyjnego zamążpójścia, ostrzegają, żebym uważała bo na taki skarb czyha zapewne milion innych kobiet.
Dumna przeokrutnie jestem ze wszystkich moich chłopaków. Z Francia to wiecie – on jest takim wzorem radości, walki i dzielniactwa, że wymiękam. Leoś doskonale odnajduje się w naszej rzeczywistości – jest tak fajnym chłopakiem, że wzruszam się nad nim nieustająco. Szymon Tata wiadomo – cud, miód i orzeszki do tego przystojny.
Ale! (Zawsze jest przecież jakieś ale). Najpierw biczyki, że Leoś jest zmuszany do prac domowych, potem peany że jego Tata potrafi to i owo. W myśl zasady, że czym skorupka za młodu wierzę, że jeśli teraz Leoś wie, że ze zmywarki samo się nie wyjmuje, pranie samo nie wrzuca do kosza, a buty cudem nie układają w rzędzie, to duży Leon będzie to po prostu robił. I stanie się beneficjentem peanów, jaki to wspaniały, pomocny i fantastyczny mężczyzna.
A teraz z drugiej strony. W czasie, kiedy Szymon wiesza pranie ja sprzątam kuchnię. Kiedy on zajmuje się Frankiem, ja niestety nie jestem w spa, tylko w pracy. Kiedy on kosi trawę, ja wożę Leona na karate i zabieram Franka, żeby on miał większy luz. Kiedy Szymon chodził z Franciszkiem do przedszkola ojezu co to były za wiersze pochwalne. Kiedy to robiłam ja – cisza. Kiedy mój mąż wyjmuje ze zmywarki, w tle słychać fanfary kiedy ja sprzątam auto – norma. Kiedy Tata idzie na pobranie krwi z dzieckiem jest wow i wzrusz w oczach personelu, a mama? „Niech tu podejdzie i potrzyma dziecko!” . Tata zostający w domu z niepełnosprawnym dzieckiem, to niemal ósmy cud świata. Kiedy zostaje Mama to jest tak bardzo oczywiste, że nikt na to nie zwraca uwagi. Oczywiście naginam w jedną i drugą stronę, ale jak to jest, że kiedy Tata ogarnia wszystko to, co w domu się ogarnia zwyczajowo to dostaje medal, order i miejsce na Powązkach, a kiedy Mama to jest to norma? Mieszkamy w tym domu razem. Wszyscy nosimy piach na butach, odkładamy kubki do zlewu, wrzucamy brudne ciuchy do pralki. Dlaczego za uprzątnięcie tego medal należy się tylko Tacie? On nie został honorowym wolontariuszem na usługach Franka tylko jest jego Tatą! Który świadomie zdecydował się na dziecko i który ma z tego tytułu takie same prawa i obowiązki, jak Mama.
Hej Dziewuchy! Co z Wami? Najpierw trzymacie pod kloszem swoich syneczków, a potem uważacie, że facet myjący gary to wcielenie boskości. Wy też myjecie gary, podłogi, obcieracie zasmarkane nosy, odrabiacie lekcje, myjecie okna i wstawiacie pranie. Uczcie tego swoich chłopców, żeby potem mężczyznami będąc byli samodzielnymi, a nie jajkami na miękko, które nawet odkurzacza nie dotkną, bo to niemęskie. Dajcie sobie te medale. Sama sobie to długo przestawiałam w głowie. Mój mąż jest oczywiście wspaniałym Tatą i kocha swoich synów nad życie. Tylko… dlaczego miałoby być inaczej? Bo jest mężczyzną? No nie. Oboje jesteśmy zmęczeni naszym życiem na czujce tak samo. Ciepły obiad, czysta pościel i umyty piekarnik należą się nam obojgu tak samo.
p.s. Tak wiem, jest cudownym Tatą 😉