Tak, jak obiecałam dziś podwórko blogerskie objął Franek. Nie doszukujcie się sensu i drugiego dna. Chłopak mówi to, co chce i jak chce. 🙂
Za jakość filmu odpowiada mama owego chłopaka, więc produkcja oscarowa nie jest to na pewno. Miłego wieczoru!
Tak, jak obiecałam dziś podwórko blogerskie objął Franek. Nie doszukujcie się sensu i drugiego dna. Chłopak mówi to, co chce i jak chce. 🙂
Za jakość filmu odpowiada mama owego chłopaka, więc produkcja oscarowa nie jest to na pewno. Miłego wieczoru!
Franio ma dwa ulubione słowa:
1. „obladziam sie”, czyli obrażam się:
Używane w stosunku do tego, kto podpał, np. nie pozwalając na komputer (mama), goniąc do jedzenia (mama), goniąc do kąpieli (też mama), wyłączając telewizor (taddam! znowu mama) lub w stosunku do tego, kogo akurat nie ma i nie może się obronić. Np. „obladziam się na tatę” „a co takiego zrobił, skoro go nie ma?” „nie ma go!”- powód zaiste wystarczający. Na szczęście Dziedzic zdaje sobie sprawę z tego, że wyraźnie nadużywa tego sformułowania, więc od razu niemal dodaje: „Obladziam się, jak dziulaw na ciaple” i po sprawie.
2. „ofotka”- ulubione słowo cioć, babć i rodziców- ochotka; zdrobnienie od ochoty, chęci (na coś/kogoś):
Franiowi zdarza się mówić o sobie w drugiej osobie liczby pojedynczej, więc niezwykle często z jego ust pada:
„Mać ofotkę na Elewine komputedzie dzwonić”
„Mać ofotkę na Ewe ćiwczyć”
„Mać ofotkę na Anie śpiewać”
„Mać ofotkę na Michacie siedzieć”
Czy Wy też zauważyliście, że nad wyraz często w jego życiu zmieniają się kobiety, z którymi Dziedzic ma „ofotkę” spędzać czas? Tak, mnie też to niepokoi.Żeby nie było zbyt cukierkowo, zdarza się także:
„Nie mać ofotki na kąpanie”
„Nie mać ofotki na dziupkę”
„Nie mać ofotki na ledzienie”
„Nie mać ofotki na ulodzinki” (Co po 6 godzinach przygotowań przyprawiło mnie niemal o zawał!)
Coraz częściej myślę o tym, żeby to Dziedzic zaczął Wam filmowo opowiadać, co dzieje się u nas ciekawego. Skoro już tyle mówi…
Kiedy trzylatek z okazji urodzin rozkłada party na dwa dni- wiedz, że coś się dzieje. Jak wiecie, w sobotę mieliśmy dziecięce urodzinowe party dla kolegów. Pierwszy raz w historii urodzin Franka (wiem, pamiętam ta historia to raptem trzy lata), postanowiliśmy urządzić kinderbal. Ponieważ Franio aktualnie jest wielkim fanem małego czerwonego samochodziku, uznaliśmy, że motywem przewodnim imprezy będzie właśnie ZygZac. Tuż przed godziną zero okazało się, że 20% naszych gości padło ofiarami zorganizowanej akcji gorączkowej i rozłożyło się na łopatki. Tym samym machamy łapką do Bola, Bruna i Borysa i życzymy im pogonienia cosiów, gdzie pieprz rośnie!
Pozostała ekipa pojawiła się jednak piękna, zdrowa i wspaniała… i z czego bardzo się cieszymy, rozniosła nam dom w pył! Chłopcy i dziewczynki malowali, pisali, wycinali, robili gofry, biegali, krzyczeli, dokazywali. Rodzice się nie wtrącali :), więc było tym bardziej szalenie. Okazało się, że Franek ma ze trzy razy więcej zabawek, niż myślimy, że nie powinny mnie dziwić kawałki bananów w traktorze (!!!) i że wystarczy dać dzieciom wolność i duuuuuuuuuużo owoców i czekolady, żeby zabawa była przednia! Wszystkim Ciociom i Wujkom dziękujemy za obecność, a Bartkowi Pierwszemu, Bartkowi Drugiemu, Filipowi, Amelii i Weronice dziękujemy, że sprawili, że Franek nie mógł z wrażenia zasnąć, że na przekór naszym obawom i mimo początkowej niechęci bawił się z dziećmi bez żadnych kompleksów i że wszyscy solidarnie obiecali powtórkę za rok!
Zdjęć mamy tak mało, że aż wstyd. Coś tam jednak udało się wybrać, więc możemy pochwalić się światu, że było tak:
Przygotowywaliśmy się naprawdę solidnie…
…by młodzież mogła szaleć, skakać i dokazywać. Gdzieś tam w tle jest Franio. Widzicie, jak pięknie się wkomponował w towarzystwo. 🙂
Aha! Zgodnie z radą Cioci Żanety: NIGDY, ale to PRZENIGDY nie sprzątaj przed imprezą swojego dziecka. 😀
Dzisiejszy dzień oprócz konkretnego zawału, kilku nerwów i podwyższonego ciśnienia, przyniósł mi także 1652 siwe włosy. Dlaczego tyle? Tak sobie pomyślałam, że łatwiej będzie mi zapamiętać godzinę, o której wszystko się zdarzyło. A była dokładnie 16:52.
Dziś, dokładnie o 16:52 po raz pierwszy od początku naszej przygody z rurką tracheo, rurka się zatkała. Co to oznacza? Oznacza to, że mimo nastaw respiratora, Franio nie był wentylowany. Respirator wyczuł problem i włączył alarm o „niskiej wentylacji minutowej”, co zwykle oznacza, że Franula odłączył się od respi. Tak naprawdę byłoby to dla niego bezpieczniejsze, bo przecież radzi sobie oddechowo. Zaś z zatkaną rurką jest tak, jakby ktoś zaczął go dusić. Kiedy wbiegłam do pokoju, Dziedzic był już cały zapłakany, blady, z ustami bez żadnej barwy. 10 sekund zajęła mi próba wentylowania ambu, szybkie odessanie, następne i znów ambu. „Zatyczką” okazała się gęsta zaschnięta wydzielina, która musiała gdzieś przykleić się do rurki, a potem zatkać jej koniec. Po kilkunastu sekundach, Franio wrócił do swoich barw i do dobrego humoru, posyłając mi soczystego buziaka. Wydzielinę mocno potraktowaliśmy solą fizjologiczną i odessaliśmy porządnie.
Ech… nikt się nie wyrywa, to sama sobie przyznam 100 punktów za refleks i organizację. Choć cała akcja trwała może pół minuty, to pozwoliło mi to po raz pierwszy przetrenować siebie w warunkach ekstremalnych. Z powtórkę jednak podziękuję.
1652 siwe włosy. Ktoś poleca jakąś porządną farbę?
Jestem mamą pełnoprawnego trzylatka. Trzylatek ów po dniu pełnym emocji odpoczywa przed jutrem. A działo się tyle, że trudno będzie zdążyć z relacją urodzinową przed północą. Przede wszystkim to muszę Wam powiedzieć, że można pozazdrościć Franciszkowi znajomych. Odebrałam dzisiaj 6 telefonów z życzeniami, 8 smsów, 6 maili. Pod wpisem urodzinowym na tę chwilę jest 61 komentarzy! Profil Franka na facebooku od rana usłany wyrazami miłości. Bardzo Wam wszystkim serdecznie dziękuję w imieniu małego Jubilata. Jeśli choć maleńka część Waszych życzeń się spełni, możemy być bardziej niż pewni, że wszystko będzie na swoim miejscu. I tak sobie myślę, że to fantastycznie mieć takie grono cudownych jak Wy znajomych. BARDZO DZIĘKUJĘ!
Żeby jednak nie było tak różowo, zdradzę Wam sekret, że rano po tym, jak odśpiewaliśmy Franiowi sto lat, Młodzieniec rzekł, co zacytuję: „Nie mam ochotki na ulodzinki.” Kryzys wieku, czy jak? Do tego stopnia nie miał ochotki, że aż pokłócił się z respiratorem, a wezwany Doktor Opiekun przepisał lek na wzmocnienie odporności.
Na szczęście im bliżej godziny zero, czyli wizyty naszych zapowiedzianych i niezapowiedzianych gości, tym humor i oddech Franciszka wracał na swoje miejsce. Teraz, kiedy śpi, jest już prawie ok.
A jacy dziś byli Goście? Jak zwykle u Dziedzica- najfajniejsi. Przede wszystkim zuchy! Trzynaścioro młodych fantastycznych dzieci, pod wodzą Pani Kasi, z laurkami, balonami i podarkami zastukało do naszych drzwi. Franio, co prawda przywitał ich płaczem i lamentem wielkim, że ho ho, ale na szczęście niebieska wyścigówa szybko załagodziła atmosferę! Jakaż wspaniała była to wizyta! Zuchy pytały, śpiewały i opowiadały. Franciszek cały wieczór oglądał laurki, a ja jak tylko odeśpię, szybko je sfotografuję i pokażę Wam te cuda. Zuchom i Pani Katarzynie Sibińskiej ze Szkoły Podstawowej nr 23 w Kaliszu bardzo bardzo bardzo dziękujemy za wizytę i prosimy o jeszcze. Franiowi przyda się taka socjalizacja.
Urodziny nie miałyby racji bytu, gdyby nie Dziadkowie. Jak to w przypadku jedynego wnuka bywa i dziś Franio był dla swoich Dziadków gwiazdą wieczoru… Co za tym idzie wszystkie metody wychowawcze musiałam odłożyć w kąt (na szczęście nie ma ich aż tak wiele) i zgodnie z zasadą „rodzice wychowują, dziadkowie rozpieszczają”- Franciszek szalał do późnych godzin wieczornych, zasypiając w na kolanach Tatusia z okrzykiem „Pooolska biało- czerwoni”. Że nie pomogło- fani piłki nożnej wiedzą.
No i teraz najgorsze. To znaczy nie dla mnie. Raczej gdzieś dla tysięcy Was- niewiast po drugiej stronie ekranu. Co? Hm. No, może kto? Zuzanna i Ewa. Drogie Frankowe fanki- Zuzia i Ewa to Wasza największa konkurencja. I nie mówię tego jako Mama (nomen omen zazdrosna okrutnie o każdą kobietę w życiu swojego syna), tylko jako kobieta. Franio cały w pąsach śpiewał dziś „nikt na świecie nie wie, że się kocham w Ewie”, kiedy rzeczona składała mu życzenia urodzinowe. /Niewtajemniczonych wtajemniczę, że Ewa to rehabilitantka Dziedzica/ A Zuzia? Zuza była dziś gościem-niespodzianką. Nieco młodsza od Niania – córka Wujka Foto obsypała Franklina pocałunkami, a ten mały złośliwiec z uśmiechem od ucha do ucha prosił o jeszcze. Dowód zdjęciowy pewnie Wam wystarczy.
Wnioski?
Skoro trzecie urodziny przebiegają w takim ekspresowym tempie i skoro rozłożyć je postanowiliśmy na dwa dni, to nieco obawiam się siódmych… Jedno jest pewne: zmywać nie będę!
Prosto z posprzątanej kuchni, prawie przed północą
Matka Anka
Mama TRZYLATKA Franciszka.
Ahoj!
Trzy lata temu nasz świat stanął na głowie. W życiu mamy i taty Franklinowskich pojawiło się 53 cm i 2650 gramów szczęścia. Szczęście owo postanowiło udowodnić nam, że możemy wszystko, pozbawić nas egoizmu, doceniać najmniejsze sukcesy.
Trzy lata temu o 8:25 rano na świat przyszedł Franciszek.
Kochany synku!
Żyj tak, jak tylko potrafisz najpiękniej. Bądź.
***
Impreza urodzinowa rozłożona na części. Dziś i w sobotę. Dziś wyjątkowi goście bardzo mali i Ci nieco więksi. Relacja zapewne rozłoży Was na łopatki. W sobotę impreza dla kumpli. Tematyczna. Aż się boję.
Ciocia Caramel zrobiła nam takie cuda:
Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, lub skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu…
Ależ to by było proste, prawda? Gdyby każdy rodzic, zanim będzie rodzicem miał szansę wiedzieć, jak to będzie. Byłoby to także okropnie nudne, bo lepiej się zaskoczyć pierwszymi kolkami, zębami, guzami niż wyczekiwać i wyglądać, kiedy przyjdą. Niestety nie jestem jeszcze w stanie pozostać obojętną na inne dzieci. Przyglądam się dzieciom znajomych, przyjaciół, przypadkowych osób. I choć nie wiem, jak bardzo bym się starała, w jak bardzo dobrej akurat kondycji psychicznej bym była, nie umiem jeszcze przestać porównywać. Widzę, co omija moje dziecko. Widzę, czego nie doświadcza. Franek nigdy nie raczkował, nie siadał, nie próbował wstać. Nawet ząbkowanie przechodził przy pomocy środków przeciwbólowych w szpitalu. Bywa strasznie trudno.Rodzice dzieci chorych, jak Franek, nie dostają planu działań. Nie dostają ulotki. Dostają rokowania. Statystyki. Przewidywania. To bardziej coś, jak wyrok. Tyle, że dla dziecka. W naszym wypadku, każdy kolejny dzień po diagnozie, to sukces. Każdy kolejny oddech, to wielka wygrana, która przybliża nas do największej przegranej w życiu. Przeponowo-rdzeniowy zanik mięśni atakuje przede wszystkim mięśnie odpowiedzialne za oddychanie. Nasza rodzina została obwarowana terminem przydatności. Mówili, że na pół roku, potem, że może dwa lata.
Za dwa dni trzecie urodziny.
Tort zamówiony. Goście zaproszeni.
Wyobraźcie sobie, że dostajecie pulę oddechów na życie. Z jednej strony musicie oddychać, żeby żyć. Z drugiej zaś, każdy kolejny oddech odejmowany jest z puli. Co będzie, kiedy dobijecie do zera?
Jesień. Kurde.
Raz ciepło, raz przymrozek, raz zimno, innym razem znów mglisto.
No fajna jest. Liście kolorowe, kasztany, grzyby suszone, las.
Łykamy tran, witaminy, pijemy sok z malin. Rodzinnie.
Frania złapał wczoraj wieczorem smutek. Złapał i trzyma. Smutek ów sprawił, że Dziedzic jest markotny, jest nieswój, jest płaczliwy. Jeść za bardzo nie chce. Troszkę marudzi. Oczy zamglone. Wygląda, jakby na ramieniu zaczaił się jakiś coś. Jeszcze niezidentyfikowany, jeszcze nie zwiększył wydzieliny, jeszcze nie przyniósł temperatury podwyższonej. Po Franku widać jednak, że się zaczaił, że się kręci.
Idź sobie cosiu, pókim łaskawa.
Zupełnie niespodziewanie i zupełnie spontanicznie odwiedziliśmy wczoraj Poznań. Spędziliśmy dzień mocno turystycznie, kulinarnie i nieco zakupowo. Franio do granic przyzwoitości wykorzystał Ciocię Ew., od której wymagał bezwzględnej uwagi i Wujka Logistyka, od którego wymagał bezwzględnej kondycji.
Przy okazji tego wypadu okazało się, że:
– Franio uwielbia głośną muzykę w samochodzie.
– Franiowi nie przeszkadza, kiedy mama śpiewa. (uf.)
– Jedzenie w małych fajnych knajpkach smakuje zdecydowanie lepiej, niż w domu i można zjeść zupę i przycisnąć drugim.
– Kiedy emocje sięgają zenitu można nie spać caaaaały dzień i o 22iej wieczorem jeszcze opowiadać tacie tak:
„bal a boom ziupke, pomatatową, piesek, patyczek, palk, ekea, siuupel, sibko sibko s Adamem, ciocia śmiejała się…”
Z resztą, jak znajdziemy chwilę, to nagramy i sami posłuchacie. A może czas na alternatywnego vloga made by Franciszek? Tymczasem foto:
1. Ciocia i Wujek mają regał, na którym podpisują się wszyscy goście. Także i Franciszek prawie samodzielnie złożył tam swój autograf. Tym samy regał zyskał 100 pkt do atrakcyjności.
2. Pierwszy raz mogliśmy pospacerować po Cytadeli w Poznaniu. To znaczy, kto spacerował, ten spacerował. Byli i tacy, których noszono…
3. Miały być zakupy, a wyszło, jak zwykle, czyli Wujek z Franiem biegali między regałami, a Mama i Ciocia notorycznie ich poszukiwały.
Kiedy zaczynam myśleć, że Franciszek ostatnio tak śmignął z rozwojem, że upłynie sporo wody, zanim nas znów czymś zaskoczy- on robi taki numer jak dzisiaj. Zbieraliśmy szczęki z podłogi, kiedy Dziedzic zażyczył sobie herbaty w kubku, po czym wziął kubeczek w swoje (osłabione chorobą) ręce, podniósł i się napił. Sam! Bez fajerwerków, zapowiedzi, fanfar. Z miną, jakby to robił od zawsze, tylko nie chciało mu się nas wtajemniczać. Wyjaśnię Wam jeszcze, tak na wszelki wypadek, że jeszcze kilka dni temu w ogóle nie miał ochoty pić z kubka, pozostając wiernym butelce ze smokiem.
Patrzcie Państwo. Herbatka z Dziedzicem:
P.s. Za plecami Tato. Trzyma Franciszka za barki, żeby się nie garbił. Skoro już chce być samodzielny, niech to robi porządnie! 😉
P.s. 2. Przy okazji macie okazję usłyszeć, jak brzmi Franio, kiedy rurka jest ustawiona nie do końca tak, jak powinna.