Najpierw sprostowanie: odcięci byliśmy trochę od internetów, bo nasz Tato urządził wielkie malowanie i wyekspediował nas do Dziadka Ksero na wakacje, gdzie sieci ani widu ani słychu. Byliśmy więc trochę na fb, ale sami wiecie, że to nie to samo! Wracamy więc i nadrabiamy zaległości.
Z końcem czerwca nasz Franciszek zakończył edukację w przedszkolu. Był i dyplom godzien absolwenta i słownik w nagrodę i dla wszystkich dzieciaków słodkości popołudniowe. Chyba nikogo nie zdziwię, jeśli napiszę, że najbardziej to tęskno za Marysią, ale jeśli to przeznaczenie, to się uda. Mimo tej miłości jest jeszcze kilka innych osób, którym chcielibyśmy podziękować. Pani Eli, Pani Beacie, Pani Dyrektor i Pani Irence za to, że przez ostatni rok starały się Franka włączyć w zabawy przedszkolne, nauczyć pracy w grupie i oswoić z byciem samodzielnym przedszkolakiem. Franciszek pierwsze tygodnie przedszkola przepłakiwał okrutnie. I to nie chodziło o fakt, że musi tam chodzić. Był bardzo dumny z tego, że jest przedszkolakiem. On się zwyczajnie bał. Bał się gwaru, hałasu, zawieruchy i tego wszystkiego, co potrafi zafundować dwudziestoosobowa grupa cztero- i pięciolatków. Z biegiem czasu było coraz łatwiej, co jest niewątpliwą zasługą naszego uporu i konsekwencji (Franio miał wagary w naprawdę wyjątkowych sytuacjach), ale także podejścia pracujących tam Pań. Baaaardzo dziękujemy!
Dlaczego zatem postanowiliśmy zakończyć przygodę z Przedszkolem nr 19? Powodów jest kilka. Jak wiecie, oprócz bycia najzwyczajniejszym w świecie pięciolatkiem, łobuzem i cwaniakiem nasz Francesco ma jeszcze kilka zadań życiowych. Pracuje z wieloma specjalistami, których celem jest zapewnienie mu komfortu nie tylko fizycznego, ale i psychicznego. Właśnie w porozumieniu z nimi, uznaliśmy, że najlepszą opcją dla Frania jest zerówka w szkole ogólnodostępnej, gdzie zapewnioną będzie miał opiekę jeden na jeden nauczyciela wspomagającego. Musicie wiedzieć, że w szkołach i przedszkolach integracyjnych jest tak, że jeden nauczyciel wspomagający przypada na pięcioro dzieci z niepełnosprawnością (Pani Elu pozdrawiamy!) i choćby ten nauczyciel dwoił się i troił, to ciężko jest pogodzić pracę dziecka z autyzmem, z dzieckiem np. z Zespołem Downa i innymi. Bo przecież niepełnosprawności są tysiące, a wszystkim dzieciom należy się taka sama szansa na edukację. Wiecie także, że nasz Franek nie jest samodzielny głównie fizycznie: nie podniesie kredki, która mu upadnie, jest słabszy manualnie, nie chodzi, nie przemieści się sam, nie skorzysta z toalety, nie odkręci kranu, w końcu także sam się nie naje (nawet sztućce plastikowe są za ciężkie). Poza wszystkim Franio wymaga także innego rodzaju uwagi: mówi zdecydowanie ciszej niż jego rówieśnicy i mimo posiadanej wiedzy (czy Wy wiecie, że on zna wszystkie państwa europejskie i zabiera się za Afrykę???) nie jest w stanie przekrzyczeć swoich kolegów. Aczkolwiek dzięki Cioci Beacie od Literek jest już o niebo lepiej. Dlatego wiecie również, że ostatni rok w przedszkolu był rokiem Frankowego Taty przyklejonego do krzesła w przedszkolu. Pępowinę czas odciąć i dużemu chłopakowi i małemu. Złożyliśmy zatem wszystkie stosowne dokumenty i zapisaliśmy Dziedzica do naszej rejonowej zerówki w ogólnodostępnej szkole podstawowej. Dodatkowo złożyliśmy także formalny wniosek do kaliskiego Wydziału Edukacji o przyznanie Franciszkowi nauczyciela wspomagającego w formie jeden na jeden. Póki co sprawy się nieco przedłużają, więc o ich toku i formie napiszę przy efekcie końcowym. Jedno Wam powiem- łatwo nie jest.
Tym samym ku osłodzie kilka fotek na pożegnanie z Frankowej drogi przedszkolnej, bo od września to planujemy prawdziwą bombę!