Śpiulkolot

Tak sobie ostatnio pomyślałam, że jeśli chodzi o temat zdrowego snu na tym blogu, to nie dość, że jestem dość monotematyczna to na dodatek mocno samolubna. Kiedy już w ramach wpisu wspomnę coś na ten temat, to zwykle jest to opis niewyspania rodzicielskiego. Zarówno mojego, jak i mojego małżonka. Niemal z namaszczeniem godnym bohaterów romantycznych wspominamy, jak to trzeba w nocy wstawać, dreptać po zimnej podłodze, poprawiać, unosić, opuszczać, przykrywać i odkrywać. Trzeba też po omacku znaleźć ambu albo (co zdarza się niezwykle rzadko) odessać. Czyli z na wpół otwartymi oczami trafić jałowo jałowym cewnikiem do rurki. Męka i katorga.

Wszystko to oczywiście ma potem wpływ na nasze dzienne funkcjonowanie. Przez dziesięć ostatnich lat wstawaliśmy przez sen co niemiara i jest to ilość niepoliczalna. A ponieważ jak dobrze liczycie każdemu z nas przybyło dziesięć lat, to każda taka noc wcale nie dodawała nam wigoru i energii, czy nawet urody. Tym sposobem, jako wytrawni praktycy w nocnych pobudkach, także i my zaczęliśmy stosować miliony sztuczek, by jakoś to wszystko sobie ułatwić. Na przykład, kiedy okazuje się, że noc będzie z gatunku cięższych (z różnych powodów: od kłopotów z oddychaniem, po koszmary i drętwiejące nogi), to jedno z nas przenosi się do Franka i śpi w pozycji mocno nienaturalnej w poprzek. Zawsze jest się wtedy pięć centymetrów od niego i część rzeczy można wykonać na leżąco niemal z zamkniętymi oczami. Czasami też, kiedy już po kokardy mamy wstawania – wstaje słabsze ogniwo. Wiecie ten sam motyw, jak u noworodków. Każde z nas czeka tę setną sekundę dłużej, żeby wstało to drugie. Zawsze to jedno wstanie mniej. No, ale nas jest dwoje. I jakkolwiek byśmy nie wstawali, jakich sztuczek nie użyli, jak nie spali to zawsze ten ciężar rozkłada się na pół. Jest więc nieco łatwiej.

A z drugiej strony medalu jest on. Beneficjent naszych nocnych wędrówek – Franciszek. Kiedy ciężar nocnej pobudki rozkłada się na naszą dwójkę, to za każdym razem powód jest jeden – potrzeba Franka, której sam nie jest w stanie zaspokoić. W czasie snu (z resztą na jawie także) Francyś wymaga pomocy w każdym aspekcie. Trzeba go okryć, kiedy marznie, odkryć – kiedy gorąco. To taka podstawa, którą znają wszyscy rodzice rozkopujących się w nocy małolatów. Ale u Franka jest tego więcej. Trzeba zmienić mu pozycję, jeśli tego potrzebuje – położyć na boku lub na plecach, poprawić zawinięty pod spód palec u stopy, poprawić miednicę, rurkę zaplątaną między kolanami, wyjąć rękę spod boku, położyć na brzuchu. Trzeba przy tym pamiętać, żeby nie pociągnąć go za pega ani nie odczepić od respiratora. Trzeba podać pić. Trzeba czasem przewentylować i czasem odessać. Trzeba włożyć poduszkę pod głowę albo ją wyjąć.Trzeba zrobić za niego wszystkie te rzeczy, które każdy sprawny jedenastolatek robi w czasie snu sam.

Za każdym razem przy każdej z tych potrzeb Franek musi nas zawołać. Zwykle chodzimy spać później od niego, więc zmieniamy bok, pozycję, poprawiamy zanim się położymy – tak proforma. Ale kiedy zaśniemy, Franek woła. Ponieważ w nocy, przez sen, na leżąco Franek mówi ciszej, mamy umówiony specjalny sygnał. To kląskanie. Kiedy więc Franek zawoła a żadne z nas nie usłyszy, wówczas kląska. Albo woła i kląska na zmianę. Za każdym razem musi zawołać i czekać aż któreś z nas się zjawi (między naszymi łóżkami jest nie więcej niż 3 metry odległości, którą musimy przetuptać). Jeśli żadne z nas nie usłyszy za pierwszym razem, musi zawołać i zakląskać jeszcze raz. Tak więc najbardziej w tej rodzinie nie śpi Franek.

Kiedyś liczyłam. Za każdym razem, kiedy wstałam do Franka, wrzucałam do pudełka jeden klocek. Wyszło mi, że od 23.30 do 6.15 wstałam siedem razy. Robiłam to przez kilka nocy i liczba nocnych powstań wahała się między 3 a 7 właśnie. A potem okazało się, że mój maż mógł doliczyć swoje 2 albo 5. Zakładamy więc, że Franek budzi się w czasie nocy około 7 razy. Po takiej rundzie musi funkcjonować, jak normalny chłopak. Chodzić do szkoły w wymiarze pełnoetatowym (przypomnę tylko, że Franek nie uczy się indywidualnie, jest chłopcem, który chodzi do szóstej klasy na równi ze sprawnymi rówieśnikami), musi ćwiczyć dwa razy dziennie (rano i popołudniu), odrabiać lekcje, czytać lektury no i grać w fifkę. Jeszcze na angielski dodatkowy musi chodzić. Mimo, że nie sypia ciągiem regulaminowych 8 godzin.

Tak więc, kiedy czasami nie ma na coś sił, to wiem, że naprawdę nie ma na to sił. I w jego przypadku to dokładnie widać kiedy. Wówczas posłuszeństwa odmawia mu ciało i oddychanie. Franek bardzo rzadko mówi, że jest zmęczony. Zanim padnie na przysłowiową twarz, jak każdy rasowy nastolatek resztką sił wykrzesa energię na ostatni film na you tubie, ostatnią rozmowę z Zosią na messengerze i ostatni meczyk, żeby dokopać Realowi. Także jeśli chodzi o spanie w naszym domu, to tylko Leonowi nie przeszkadza buczenia ssaka nad głową.