List do mnie

Podobno bloger żyje tyle, ile jego ostatni wpis. Tak niedawno powiedziała mi pewna mądra osoba, a skoro już postanowiłam ją zacytować, to zgodnie z kalendarzem blogowym nie żyję od maja. Dwudziestego siódmego maja. Inny mędrzec mawia, że kobieta zmienną jest, więc ja Matka Anka po długim niebycie postanowiłam zmartwychwstać i wrócić do pisania. Pisania, które choć wymagające czasu (w deficycie), natchnienia (nie pytajcie) oraz wybitnego kunsztu oraz pisarskiego zacięcia (ha. ha.) potrafi uzależnić. Myślę o tymi wpisie już jakiś czas, a że jesień uderzyła mnie dzisiaj w twarz i odkryte nerki, stwierdziłam że przy gorącej herbacie i Wam i mnie przyjemniej spędzi się tutaj czas. Nie no żartuję – chłopaków zabił pierwszy dzień szkoły i przedszkola, padli dużo wcześniej niż zwykle, to mogę jak człowiek zasiąść do komputera jeszcze przed dwudziestą drugą. Ten internetowy niebyt obudzę więc listem. Listem do samej siebie. Sprzed niemal dziesięciu lat…

                                                                                        Styczeń, 2011 r.

Droga Anno, 

właśnie pocztą pantoflową dotarło do mnie, że urodziłaś swoje pierwsze dziecko. Gratuluję! Właśnie dołączyłaś do grona kobiet, które wiedzą wszystko. Słyszałam też, że Twój syn został okrutnie doświadczony przez los. Jest mi z tego powodu niezmiernie przykro, bo nie ma nic gorszego niż choroba ukochanego dziecka. 

Anno. Słyszysz pewnie to od wielu, ale ja naprawdę wiem co czujesz. Jestem Tobą dziesięć lat później. Bardzo bym chciała, żebyś uważnie przeczytała, co chcę Ci powiedzieć. Chciałabym, żebyś posłuchała kilku rad, które życie dramatycznie podało Ci zbyt późno. Rad, które jako Ty dziesięć lat później, chciałabyś usłyszeć na początku swojej drogi z niepełnosprawnym dzieckiem. 

Wiesz już, że Franek jest bardzo wyjątkowym chłopcem. Jest piękny, niebieskooki, idealny. Ten jeden gen, który otrzymał w życiowej loterii sprawi, że jego życie będzie z całą pewnością trudne i wymagające. Pamiętaj jednak, że nigdy przenigdy nie możesz zwątpić, ani się poddać. On będzie czerpał z Waszej walki, Wy z jego siły do czerpania z życia pełnymi garściami. Pamiętaj Aniu, że przed Tobą wiele trudnych decyzji. Niestety jak to w życiu nie zawsze będą one trafne. Czasem będą wręcz okrutnie błędne. Konsekwencje tych decyzji zawsze poniesie Franek. I choć brzmi to brutalnie, to tylko wiara w to, że robisz wszystko dla jego dobra, nie powinna Ci odbierać nadziei i sił do szukania nowych dróg i rozwiązań. Bardzo szybko też życie zweryfikuje Twoje przyjaźnie, znajomości i więzi rodzinne. Proszę Cię – nie trać czasu na ludzi, którzy pod płaszczykiem fałszywej troski w każdym zdaniu wbijają maleńką szpileczkę. To Ty wstajesz piętnaście razy w nocy, żeby sprawdzić czy Franek oddycha, poprawić mu nogę, zmienić pozycję, utulić po odpięciu rury od respiratora. To Ty tłumaczysz mu, dlaczego jest chory, dlaczego nie ma leku i że nie ma szans, żeby chodził. Ty patrzysz, jak płacze, bo bolą go plecy. Ty ukradkiem połykasz łzy, kiedy jest mu tak zajebiście trudno podnieść kredkę, odwrócić stronę w książce. Masz prawo być zmęczona i sfrustrowana. Dbaj więc o relacje, dzięki którym możesz czuć się bezpiecznie, które pozwalają nabierać Ci sił po cięższym okresie Franka. Resztę cioć dobrych rad i wujków wiem lepiej odpuść – nie warto się spalać.                                                  Kochana moja! Nie ufaj całemu światu. Świat tak naprawdę pędzi i tylko na chwilę zatrzyma się nad Twoim dzieckiem. Ufaj sobie. Jeśli tylko poczujesz, że coś jest dla Franka złe, że coś jest dla niego niewystarczające – nie bój się działać. Szkoda Twojego czasu, łez, energii i jego jakże nieprzewidzianie trudnego życia na bylejakość. To, jak Franciszek walczy, jakim jest wspaniałym chłopcem będzie dla Ciebie wspaniałą nagrodą i napędem do działań. 

Uwierz mi już teraz, że spotkasz na swojej drodze wielu wartościowych i wspaniałych ludzi. Znajdziesz wokół siebie mnóstwo życzliwych osób, które często zupełnie po cichu będą Ci pomagać. Spotkasz wyjątkowych specjalistów i ludzi z pasją, dla których Twój syn będzie nie tylko kolejnym numerem do odhaczenia i skarbonką, z której można wyciągnąć niemałe pieniądze. Spotkasz się z życzliwością i wsparciem.

Chcę Cię prosić, byś jednak w ferworze walki o Frania nie zapominała o sobie. Te tysiące wbitych szpileczek, drobnych kąśliwych uwag, ploteczek i pomówień będą Ci niejednokrotnie podcinały skrzydła. Właśnie dlatego musisz o siebie dbać. Dbać o swoje przyjaźnie, o swoje zdrowie, kondycję psychiczną. Dbać o dobrą atmosferę. Często, jak najczęściej się uśmiechaj. Staraj się z całych sił znajdować w swoim życiu najwięcej tego co dobre. Twoje dziecko jest mega ważne, ale bez Ciebie nie da sobie rady. Dlatego dbaj o siebie.

Chcę Ci powiedzieć, że dziesięć lat ciężkiej i wymagającej pracy jaką jest opieka nad dzieckiem cierpiącym na nieuleczalną chorobę do wspaniały efekt. Będziesz mamą wyjątkowego, silnego i dzielnego chłopca. Będziesz miała ogromny potencjał i doświadczenie, z którego serio będą korzystać inni. To wszystko co Cię czeka jest tak cholernie trudne, że nawet połowy nie jesteś w stanie sobie wyobrazić. Ale dasz sobie radę dziewczyno! A jak przez chwilę nie dasz, to też nic się nie stanie. Poleżysz troszkę, popatrzysz w sufit, odpuścisz na moment, zregenerujesz i… wrócisz dwa razy silniejsza. Będzie dobrze, Anko. Uwierz mi.

Z pozdrowieniami, 

Anna (10 lat później).

p.s. nie wyglądasz na dziesięć lat starszą. może tak maksymalnie osiem. i pół.