Franek oczywiście jest w grupie ryzyka. Ma przecież swoją chorobę podstawową – smard1, oddycha za pomocą respiratora, jest żywiony za pomocą pega – rurki umiejscowionej w brzuchu. Osłabia go każda niedyspozycja. Oczywiście koronawirus robi na nas ogromne wrażenie, bo byłoby dalece nieodpowiedzialne totalnie go zignorować w naszym przypadku.
Mamy w domu środki do dezynfekcji skóry i powierzchni. Dokładnie myjemy ręce, toaletę, uchwyty, klamki, telefony, piloty maści wszelkiej i komputer. Mamy trochę ryżu, mąki i słoików. Staramy się mieć zdrowy rozsądek.
Leoś oczywiście nie chodzi do przedszkola. Franek ma zajęcia wyłącznie online, zawieszoną rehabilitację przynajmniej do końca marca, odwołane lub przełożone wszystkie wizyty wyjazdowe. Nie odwiedzimy też w najbliższym czasie dziadków i z wiadomej przyczyny siedzimy w domu. Ponieważ ja nie mogę raczej pracować zdalnie, staram się podwójnie dbać o higienę rąk, pracuję nad niedotykaniem swojej twarzy i zawsze mam przy sobie żel antybakteryjny.
Nie obawiam się koronawirusa bardziej niż każdej innej przypadłości, która mogłaby dotknąć Franka. W jego przypadku nigdy nie można przewidzieć efektu. Bardziej obawiam się tego, że jeśli zachorowalibyśmy ja i Szymon i musielibyśmy trafić na oddział zakaźny, to kto zajmie się Frankiem? Obawiam się tego, że jeśli wirus trafi Franka, to gdzie na oiomie znajdzie się dla niego bezpieczne miejsce i czy będę tam mogła z nim być? (Zbyt dobrze znam szpitalną rzeczywistość, by myśleć o pozostawieniu go samego). Obawiam się tego, że nagły pik choroby doprowadzi do takiego szału w służbie zdrowia, że nasz system tego nie udźwignie, co oczywiście odbije się na najbardziej chorych.
Dbajcie o siebie, myjcie ręce, unikajcie skupisk ludzkich. Zostańcie w domu.
Dzięki, że pytacie, czy u nas dobrze! Loffki!