Na początku naszego chorowania do zawału doprowadzało nas wszystko. Kaszlnięcie, niespodziewana zmiana parametrów, szybszy oddech- zawał. Jakoś tak powoli udało nam się większość oswoić. W dalszym ciągu reagujemy na pewne rzeczy przyspieszoną akcją serca, ale przyznać muszę, że teraz są to już naprawdę wariactwa w wykonaniu Franka. Wczoraj wieczorem Francyś miał dość niezapowiedziany kryzys: zaczął narzekać na to, że ciężko mu się oddycha, zwymiotował, dostał gorączki. Niestety nie pomogła wentylacja ambu, ani podwyższenie parametrów respiratora. O ile jelitówka jest raczej do pokonania, to niestety w przypadku Franka, takie niedyspozycje zwykle łączą się z oddechem. Po konsultacji z Doktorem Opiekunem włączyliśmy Frankowi tlen. I pozostaliśmy na czujce. Franio spał niespokojnie, gorączka spadała i spadała też tak ważna dla nas saturacja (czyli nasycenie organizmu tlenem). Było nerwowo.
Na zdjęciu widać, że Franek jest podłączony do pulsoksymetru- urządzenia wskazującego saturację i tętno- standard w każdej rodzinie z potworem. Te pięć cyfr to jeden z ważniejszych parametrów, dotyczących samopoczucia naszych zapotworzonych dzieci. 91% w przypadku Frania, kiedy ma podkręcony respi i włączony tlen, to naprawdę mało. Zwykle w ciągu dnia, bez tych akcesoriów saturacja Dziedzica osiąga 98-99%. Dlatego na poważnie się zmartwiliśmy. Francesco długo walczył z tymi parametrami (bez wspomagania saturacja spadała nawet do 87%!) i gdzieś dopiero około drugiej zaczął odzyskiwać formę. Podobnie z tętnem: Franco rozpędzał się i rozpędzał, żeby potem ładnie osiąść w okolicach 98% sat i 127 tętna- złośnik mały. Rano obudził się awanturą na ustach, że on przecież NIE LUBI mieć podłączonych cyferek do paluszka (czyt. pulsoksymetr to zło) i mam to NATYCHMIAST odczepić. I to samo dotyczy maszyny z tlenem (koncentratora). Od razu wiedziałam, że forma wraca. Zalecenia lekarskie na dziś to lekka dieta, dużo płynów i zwolnienie z przedszkola. Nie powiem, żeby Franklin się jakoś specjalnie tym zmartwił, co udowodnić może to zdjęcie z dzisiejszego poranka:
Zadzwonił na niby tylko do Marysi, powiedzieć jej, że w przedszkolu będzie w środę i żeby się nie martwiła, a potem pochłonęły go mapy, atlasy i stolice. I komputer. Bardzo Wam dziękujemy za mnóstwo czułości, jakie zrzuciliście na nas od wczorajszego wieczora. Za smsy, telefon, maile. Z Wami to my na pewno nie zginiemy.