W rockowej chustce od Wujka Foto, w swojej wyścigowej rękawiczce (swoją drogą baaaardzo trafiony zakup), w apaszce na szyi, z respiratorem zawieszonym dyskretnie z tyłu, Franklin przemierza nadmorski deptak. Z uporem godnym olimpijczyka dociska joystick na maksa, żeby pokonać piasek. Strasznie ciężko steruje się elektrykiem na piasku, bo koła grzęzną i uciekają na boki. Ale Franio jedzie. Jedzie zobaczyć polskie bałtyckie. Mijamy dwie staruszki. Najpierw patrzą na szczerbaty uśmiech Francesca, potem z dezaprobatą na Frankowych rodziców trzymających się za ręce.
-Zobacz Zosiu, jacy są teraz rodzie. Od małego dzieci do wygody przyzwyczajają.
-Ahahahaha- myśli sobie Matka Anka- my z tą wygodą poszliśmy tak daleko, że Franek nawet oddychać nie musi. 😉