Odkąd Franciszek został niezwykle sprawnym operatorem swojego wózka elektrycznego, nawet na moment nie możemy spuścić go z oka. Już dwa razy nam zwiał, za nic mając sobie nasze zawały. Na szczęście w tej swojej samodzielności jest niezwykle ostrożny, więc zatrzymuje się na poboczu, kiedy widzi auto i (no dobra) stara się omijać kałuże. Dlatego, żeby sprawdzić jego samodzielność w świecie, na spółkę z naszą sąsiadką uknułyśmy intrygę waniliową!
Oto bowiem w naszym domu nagle zabrakło cukru waniliowego! Straszne prawda? Normalnie wzięłabym nogi za pas, poszła po cukier i wróciła za… no dłuższe pół godziny. Ale nie tym razem. Tym razem nie mogłam pójść. Wysłałam więc mojego niespełna pięcioletniego, podłączonego do respiratora, niepełnosprawnego (AAAAAAAAA) syna po cukier do sąsiadów. Aga została poinformowana telefonicznie, że za chwilę pod jej bramę zajedzie Francesco w swojej wyścigówce i że pożyczy troszkę cukru. Tym samym całkiem przypadkowo spacerowała za bramą, mając baczenie na podjazd. Franek zaś cały w skowronkach wyruszył z pierwszą dorosłą misją! Obserwowany z garażu przez Tatę i przez ukrytą w krzaczorach Mamę. Wyruszył… i klapa! Okazało się, że na odcinku stu metrów ( w obie strony!) niezwykle ciekawa może być studzienka kanalizacyjna (zatrzymał się na chwilę), traktor sąsiada (kolejna chwila), aż w końcu odpadł totalnie i pojechał „coś sprawdzić mamo!” w przeciwnym kierunku. Już myśleliśmy, że nici z pierwszej odpowiedzialnej misji Francesca, ale chłopaczysko dało się przekonać i zanim Ciocia Aga zapuściła korzenie za bramą, dojechał na miejsce! Dojechał, poprosił o cukier, zdefraudował kilka truskawek, pogadał z dzieciakami i wężykiem (!), środkiem drogi (!!), mówiąc dzień dobry pozostałym sąsiadom wrócił szczęśliwie do domu.
Tak, wiem. Jestem złą matką 😉
A potem zapytał, czy może jechać do sklepu!
/oznaczyłam czerwoną krzywą strzałką, bo przecież prawie nie widać, taka to była daleka wyprawa!/