Zaniedbanie tego miejsca jest wyłącznie winą Matki Anki, którą pochłonęło ostatnio tysiące myśli i spraw. Myślę, że już niedługo kilka z nich rozwiąże się na tyle skutecznie, że będziemy mogli powrócić na właściwe tory. Tymczasem prosząc o zrozumienie, skrót wiadomości Frankowych.
Od kilku dni nadejście wiosny we Frankowicach zwiastuje śnieg, deszcz, grad i wiatr. Francyś porusza się wyłącznie autem, wyłącznie w obrębie powierzchni zadaszonych- przedszkola, gabinetu rehabilitacji, gabinetów lekarskich i domów, gdzie koty na śniadanie pożerają bitą śmietanę. W związku z przedszkolem mnóstwo zmian- tutaj prosimy o kciuki, bowiem jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem Francyś ma dużą szansę pozbyć się Taty, odciąć pępowinę i zostać samodzielnym uczniakiem. Wymieniamy się zatem wieloma pismami z wieloma urzędami, a kiedy tylko sprawa straci rumieńce i dobiegnie końca, opowiemy Wam, co robimy, kiedy nas tu nie ma. Rehabilitacja wrze- i to po całości. Ściśle możemy powiązać ją z objazdem po gabinetach lekarskich, bowiem sen z powiek tradycyjnie spędza na Franiowy kręgosłup, co do którego ostatnią deską ratunku (czyt. pomysłowości) jest nasza wizyta w Warszawie w przyszłą środę. Poza kręgosłupem szukamy także przyczyny Dziedzicowego zasłabnięcia, które przyszło, poszło i nie pozostawiło żadnego punktu zaczepienia. Teorii rodem z Dr Hause’a jest mnóstwo, ale poszukiwania jeszcze nie dobiegły końca. Kiedy tylko znajdziemy odpowiedź lub rozwiązanie któregoś z powyższych problemów, a liczę, że tak wkrótce będzie, o wszystkim dowiecie się na bieżąco.
Zatem, żeby wynagrodzić i sobie i Franiowi trudy ostatnich tygodni w miniony weekend odwiedziliśmy naszą przekochaną Ignacówkę. A wraz z nimi sprawdziliśmy czy wrocławskie Afrykarium to jest to, co takie tygryski, jak my lubią najbardziej. Mogę Wam z ręką na sercu polecić to miejsce. Może zacznijmy od informacji praktycznych: niedziela to nie jest najlepszy dzień na zwiedzanie z wózkiem. Co prawda tłumów nie było, ale momentami Franiowi zamiast kotika albo pingwina przed oczami pojawiał się… waleń zasłaniając mu cały świat, nie zważając uwagi na małego wózkowicza. Na szczęście nasze mądre i wygadane dziecko potrafiło powiedzieć przepraszam i zazwyczaj zdziwiony waleń zmieniał miejsce położenia. Mama I. zdradziła nam, że najlepszym dniem do zwiedzania jest poniedziałek od rana- luz, blues i całe Afrykarium dla siebie. Teraz bilety: tutaj takim rodzinom jak my, czyli 2+1 i to niepełnosprawny najbardziej opłacają się czwartki, wówczas niepełnosprawny i jeden opiekun mają wejściówkę po 10 zł za osobę, w niedzielę ten sam zestaw kosztuje już 20 zł za osobę plus 35 zł bilet normalny. Co prawda trudno czasem o wolny czwartek, ale jeśli ktoś może- naprawdę polecamy to rozwiązanie, bo za zaoszczędzone pieniądze mistrz biznesu może udać się do zaprzyjaźnionej restauracji na frytki. Dzień zwiedzania- mamy, bilety- mamy, to jeszcze udogodnienia dla niepełnosprawnych tudzież matek z wózkami. Jest dobrze. Jest naprawdę dobrze. Na każdy poziom przewiozą nas windy- drzwi otwierają się automatycznie, przyciski są duże i nisko. Taka winda pomieści wózek i naszego dorosłego dużego Tatę, więc jest całkiem ok. Tam, gdzie nie ma potrzeby wind, a jest niewielka różnica poziomów są podjazdy- szerokie i ładnie wyprofilowane, nie rozwinie się na nich ponaddźwiękowej prędkości. Faktem jest, że pewnych rzeczy Franio nie mógł dojrzeć- z prostej przyczyny: nie mógł wychylić się lub stanąć na palcach, ale to nawet my sprawni i zdrowi nie wszystko widzieliśmy, bo przecież nie można rozkazać rybkom, żeby podpłynęły oglądającemu pod sam nos. Należy pamiętać, że zdjęcia w Afrykarium robić można wyłącznie bez lamp błyskowych!