-Franio, a Ty jak będziesz dorosły, to co będziesz robił?
-Frytki!
-Frytki?
-Tak. Takie do jedzenia. Jak Wujek Radek. Będę pracował w parapapapa.
Rodzice rzadko kiedy nadążają za marzeniami swoich dzieci. Nasz syn chciał już jeździć koparką, pracować w zoo u małpek, pracować z Ciocią M. w sklepie, jeździć na traktorze. Do każdego z tych planów podchodzi z pełnym zaangażowaniem, a nam nie pozostaje nic innego, niż wspierać go w tych jego marzeniach. Jest to dużo łatwiejsze, kiedy do pomocy mamy takich Wujków i Ciocie, jak nasi. Najpierw wspomniany Wujek Radek przysłał plakietkę. I to nie byle jaką, bo z M! Z M. i z imieniem Franek. Oczy Franka świeciły, jak pięć złotych chyba nawet po zaśnięciu. Potem okazało się, że tuż za miedzą zakochana po uszy Dynia przeszukuje okoliczne stragany w poszukiwaniu frytek, które nie dość, że będą wyznaniem miłości, to na dodatek przeżyją podróż zza granicy i będą służyły Dziedzicowi przez długie lata.Tak do naszego domu trafiło to:
Najpierw musieliśmy sprawdzić, czy te frytki to faktycznie nadają się tylko do zabawy. Jak? Franio własnoręcznie, a raczej za pomocą własnego języka spróbował KAŻDEJ i kiedy okazało się, że one jednak z materiału, kolej przyszła na burgera. A jest w nim wszystko! I wołowina i pomidory i ser i bułka i nawet szeleszcząca sałata.
Okazało się, że i burger wyłącznie zabawowy, więc przyszła pora na zabawę:
Czy mogę przyjąć Pana zamówienie? Tak to chyba powinno wyglądać, prawda? Franio rzekł tylko:
-Tato zamawiaj- posławszy niepewne spojrzenie w stronę pierwszego klienta.
Tata zamówił… Oczywiści hamburgera i frytki, więc nasz domowy kucharz tworzył…