Pamiętacie, jak pisałam o kolorowych ziemniaczkach? Ów sposób już dawno jest nieaktualny, bo Franciszek powoli, ale skutecznie rozsmakowuje się w dorosych obiadach i tym samym ziemniaki w różnych kolorach goszczą w naszej kuchni tylko w ramach atrakcji. Nie wpadajcie jednakowoż w euforię- Franio i tak je ciągle tyle, co wróbelek. Wznosimy się zatem wraz z Frankowym Tatą na wyżyny swoich kulinarnych pomysłów i tym samym ni stąd ni zowąd do naszego menu wskoczyły chrupaki. Co to chrupaki? Zaczęło się od tego, że Dziedzic przyznał się w największym sekrecie ever, że lubi, kiedy jedzenie jest chrupiące. Co prawda wcześniej regularnie podgryzaliśmy orzechy, ale myśleliśmy, że to ich walory smakowe tak urzekły Francesca. Otóż nie! Ma być chrupko. Zjadało nasze dziecię zatem ze smakiem… panierkę ze wszystkiego i nic poza tym. Nic, do momentu aż przyszedł sezon na bułkę tartą na masełku! Znacie ten smak? Nasze mamy bułką z masłem polewały kalafiora, fasolkę szparagową, młode ziemniaki, więc i my nie szczędząc masła, fundujemy naszemu Franiowi chrupiące ziemniaczki, chrupiącego kalafiorka i nawet chrupiące jajko sadzone. Zjada, aż mu się uszy trzęsą.
Już pomijam fakt, że tak nam się dziecko rozchrupało, że wyjada suchy chleb… dla owiec u Dziadka Ksero: