Jutro będzie zupa z dziś. Ale za to jest wyprasowane- z czterech ostatnich prań, cała góra. Podłogi pomył mąż, bo to bardzo dobry mąż jest. Lodówka umyta- doprawdy nie wiem, kto ją regularnie brudzi. W szafkach jakoś wiosennie posprzątane. Jeszcze tylko piekarnik czeka na litość i dogłębne szorowanie. No i w ogródku też już zrobiliśmy nieco porządków. Cebulki czekają na sadzenie. Rzeżucha już kupiona. Ale pościel trzeba zmienić, może nie teraz- chłopaki przecież śpią. Na szczęście okna pomyte, choć deszcz już zdążył naznaczyć swoją obecność.
Przyszła wiosna.
Kiedy jest ładna pogoda nie ma nas na blogu, nie ma w internetach, nie ma w domu. Za to jesteśmy u dziadków na wsi, karmić baranka Bogdana, którego towarzyszka życia została mamą bliźniąt. Albo jesteśmy w parku z Wujkiem Miodkiem i jego familią zajadając się wata cukrową. Szukamy budki rowerowej odpowiedniej dla Frania, żeby sezon rozpocząć niedługo. I planujemy: na przyszły tydzień to „tylko” Warszawa i Dolny Śląsk.
Wasze zegarki też tak szybko tykają?
W międzyczasie dzień kobiet z tulipanem i buziakami w tle, a tata został pełnoprawnym trzydziestolatkiem. Agregat już przepalony i łaskawie czeka aż zabraknie prądu- liczymy, że się nie doczeka. No i mieliśmy pierwszego blogowego hejtera- i to od razu takiego, że dech zaparło. Hejter biedny nie pamięta, że w internecie nikt nie jest anonimowy.
Na dodanie ilu wpisów wystarczy półlitrowe pudełko lodów kokosowych?