Z każdego mojego powrotu po pracy do domu można nakręcić tkliwą scenę amerykańskiej wysokobudżetowej produkcji rodzinnej. Wyobraźcie sobie: lato, skwer, umęczona pracą matka wraca amerykańskim samochodem do swojego domu na przedmieściach (czujecie to?). Wysiada z auta, z impetem zatrzaskuje drzwi, z których odpada porysowane lusterko. Ciężko wzdycha. Makijaż już dawno przestał zdobić, włos nie jest już rozwiany na pewno. Matka ciężko wzdycha. Nagle pojawia się orzeźwiający powiew wiatru, słońce oświetla najkorzystniejszy profil matki, auto zaczyna błyszczeć spod warstwy kurzu. W drzwiach pojawia się on- syn. Niebo jaśnieje, zefirek rozwiewa jego blond włosy, uśmiech zajmuje pół twarzy. Rzucają się sobie w ramiona, tulą, całują. Są szczęśliwi. Co wrażliwsi widzowie ze łzami w oczach opuszczają salę kinową…
No dobra. Wracamy do rzeczywistości.
Zazwyczaj bywa tak, że biologiczny zegar Franusia tuż przed powrotem mamy z pracy, daje mu znać, że wypada już zatęsknić. Wiem oczywiście z opowiadań, ale około osiemnastej Franciszek wspomina, że „mama w pracy, ale przyjedzie”. Zazwyczaj. Wracam wczoraj do domu, wpadam do pokoju- kanapa pusta. W kuchni pusto, w łazience także. Pozostawione ślady i intuicja podpowiedziały mi, że Nianio u Dziadków- tuż obok. Pędzę zatem co sił, żeby zabrać synka na wspólne kizianie-myzianie, a ten mały złośliwy człowieczek z uśmiechem od ucha do ucha, u Babci na kolanach popija wodę na przemian z soczkiem, ogląda bajki, słucha wierszyków i oświadcza, co następuje:
„Do mamy nie. Do domku nie. ”
Nie zareagował na nic. Ani na mamowe wyciągnięte do przytulek ramiona, ani na buziaki, ani na obietnice. Na NIC. Oznajmił tylko złowieszczo, że chce „z babciOM” i został. Powłóczywszy smutno nogi do domu, pomyślałam, że oto nastał dzień, kiedy to mam popołudnie tylko dla siebie. Mogę robić co zechcę i nie usłyszę „mamo pić/jeść/czytać/rysować”. Po całych trzech minutach tylko dla siebie, poprawieniu niewidzialnego zagniecenia na obrusie w kuchni, poczyniłam podejście numer dwa. Z nadzieją, że przemyślał, zrozumiał, że się pomylił wtedy… I co? I guzik z pętelką!
„Do mamy nie. Do domu nie.”
Z dzieciństwa pamiętam, że też prosiłam Rodziców, żeby pozwolili mi zostać u Babci jedną noc dłużej. No, ale żeby już? Dorasta? Ucina pępowinę?
Babcia przeszczęśliwa.
Franciszek przeszczęśliwy.
Rodzice zdumieni.
Odpępowianie czas zacząć.