Niepełnosprawny idzie do szkoły

Od września Franek pójdzie do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Jeśli myślicie, że pisanie tego w styczniu jest na wyrost, to niestety się mylicie. Nauczeni doświadczeniem zerówkowym, kiedy to zaczęliśmy procedury w kwietniu, a niemal do końca nie wiedzieliśmy, na czym stoimy, tym razem działamy wcześniej.

Ponieważ od września Franek zaczyna szkołę, poradnia psychologiczna na czas nauki w klasach 1-3 musi wydać nowe orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego. W ubiegłym roku było tak, że mimo, iż ważne było orzeczenie przedszkolne, poprosiliśmy o jego zmianę po to, by zawarto w nim zapis o niezbędnej obecności nauczyciela wspomagającego. Skończyło się na tym, że zatrudniono pomoc nauczyciela, co w ogólnym rozrachunku było korzystniejsze dla jego bezpieczeństwa, o czym za chwilę. Żeby nic nie pomylić napiszę jeszcze tylko, że poradnia wystawia nowe orzeczenie na każdy etap edukacji: przedszkolny, wczesnoszkolny, szkolny i (chyba; chyba, bo nie mam już sił orientować się, czy w liceum też) dalej.

Od 1 stycznia 2016 roku obowiązuje przepis, który na szkoły dla dzieci z autyzmem, zespołem Aspergera oraz niepełnosprawnością sprzężoną nakłada obowiązek zatrudnienia osób wspomagających. Teoretycznie to powinno bardzo ułatwić nam pozyskanie takiej opieki, jednak bazując na doświadczeniu, trzymaliśmy rękę na pulsie. Okazało się bowiem, że o ile w zerówce dyrektor szkoły może zatrudnić pomoc nauczyciela na stanowisku niepedagogicznym, o tyle do klasy pierwszej musiałby to być już co najmniej asystent nauczyciela. Te stanowiska różnią się przede wszystkim wymogami kwalifikacyjnymi, ale także zakresem obowiązków, zasadami zatrudnienia i wynagrodzeniem. Wymagania formalne (min. pedagogika wczesnoszkolna) z automatu wykreśliły M. z funkcji pomocy nauczyciela (M. studiuje totalnie odmienny kierunek). Dlatego dziś w ramach wywiadówki rozmawiałam o tym z Panią Dyrektor szkoły Franka.

W czasie rozmowy posiłkowałam się tym artykułem (KLIK KLIK), gdzie przedstawiono stanowisko Joanny Wrony- Dyrektor Departamentu Zwiększania Szans Edukacyjnych MEN. Jest tam informacja, że wedle opinii Pani Wrony, osobą wspomagającą może być także pomoc nauczyciela. Ponieważ Pani Dyrektor nie była przekonana co do mojej tezy, wspólnie doszłyśmy do wniosku, że zapytamy u źródła. Tym samym poprosiłam Panią Dyrektor, by napisała list do P. Wrony, w którym zapyta stricte o sytuację naszego Franka. Dlaczego to takie ważne? Ponieważ Franio nie potrzebuje wykwalifikowanego pedagoga- rozwija się świetnie, co z resztą widzieliście na ostatnim filmie. Franek potrzebuje „obsługi technicznej”- trzeba go nakarmić, podać mu książkę, pomóc coś narysować, wykleić, trzeba pomóc toalecie i co najważniejsze: bezwzględnie trzeba mieć oko na respirator i oddychanie. Taki zakres czynności nie leżałby nigdy w obowiązkach nauczyciela, a co ogromnie istotne, wiązałby się ogromną odpowiedzialnością za zdrowie i życie Franka. Jeśli jednak nie miałaby to być M. (tak dla spokojnego snu wydziału edukacji), chcielibyśmy, żeby zatrudniono dla Franka nie nauczyciela, ale np. ratownika medycznego. Co z tego wyniknie? Sama jestem ciekawa. Chyba równie niecierpliwie, co Pani Dyrektor będę czekała na odpowiedź z MEN. Jutro  zaś ruszamy z dalszymi procedurami. Będziemy umawiać Franka do poradni na nowe badanie na nowy rok szkolny.

Czego nie chcemy dla Franka? Przede wszystkim, póki nie jest to determinowane jego stanem zdrowia, nie chcemy, żeby musiał korzystać z nauczania indywidualnego w domu. Widzimy, jaki postęp zrobił przez ostatnie miesiące, jak pięknie zintegrował się z grupą, jak lubi swoją Panią Marzenę, jak wita się z kolegami, jak opowiada o zajęciach. Dla niego najważniejsza jest socjalizacja. Nie chcemy także powrotu do korzeni, nie chcemy lądowania na szkolnym krześle na korytarzu w oczekiwaniu na sygnał do interwencji. Udało się Frankowi wydorośleć przez ten czas, usamodzielnić w miarę jego możliwości, nie czas się cofać. Nie chcemy w końcu, by zmuszano nas do posyłania Franka do szkoły, w której tylko czysto teoretycznie będzie miał zapewnioną pomoc- pamiętacie Panie z Przedszkola- Beatę i Elę- mimo chęci i odwagi przypadała na nie taka ogromna ilość pracy i obowiązków, że nie było możliwości, by pozostawić tam Franka samego. Dlatego szukamy ciągle pomysłu i sposobu, by ułatwić decydentom przyznawanie naszemu dziecku tego, co zgodnie z przepisami mu się należy.

Co za tym idzie i o czym już kiedyś pisałam, udało mi się odnaleźć kilka funduszy unijnych, które mogłyby sfinansować losy szkolne nie tylko Francesca, ale wielu niepełnosprawnych dzieci. Niestety z rozmowy z Panią Dyrektor wynikło tylko tyle, że nasz pomysł nie znalazł aprobaty u władz miasta. Czułam to jakoś po kościach, dlatego wcześniej z tą samą prośbą napisałam do Pana Prezydenta Kalisza. Wszak nie ma lepszej promocji dla miasta niż: a/ korzystanie z Funduszy UE, b/ pomoc niepełnosprawnym dzieciom. Kwota dotacji byłaby na tyle duża, że można by było zabezpieczyć nie tylko moje dziecko, ale kilka dość sporych szkół. Ponieważ nasz Prezydent dość aktywnie działa w mediach społecznościowych, skorzystałam z tej formy kontaktu. Widzę, że wiadomość została wyświetlona kilka dni temu. Tuptam więc z niecierpliwością na zdanie Pana Prezydenta w tym temacie.

Już prawie kończę, bo zaczynam się rozgadywać. Na końcu więc chciałabym Wam bardzo podziękować za to, że dopytujecie, że dostaje maile i wiadomości z prośbami, by napisać, co i jak z tym dofinansowaniem i ze szkołą. To dobrze. To bardzo dobrze. Wy piszecie do mnie, ja dostaję kopa. A jak dostaję kopa to działam. Na szczęście tym razem nie goni mnie termin porodu. Jednak kciuki mile widziane. Dzięki, że jesteście!

A już tak zupełnie na koniec ogromnie polecam Wam ten wywiad (KLIK KLIK). Spadł nam z nieba, a tak naprawdę ze strony Ignacego, bo w bardzo rzeczowy sposób wyjaśnia, dlaczego integracja jest ważna nie tylko dla dzieci niepełnosprawnych, ale i w dużej mierze dla ich zdrowych kolegów.

Unijna wywiadówka

Ponieważ cały czas w pamięci mam, ile czasu, perturbacji i nerwów zajęło nam wprowadzenie Frania do zerówki przy szkole ogólnodostępnej, staram się cały czas mieć rękę na pulsie. Młodziak, co prawda uzyskał zgodę na opiekę osoby zatrudnionej w formie pomocy nauczyciela, ale jest to zgoda na czas zerówki. Mamy taki plan, że od września, niezależnie od postanowień i ustaw, nasz Franio zostanie pierwszoklasistą. Naszym zdaniem jest to dla niego najlepsze rozwiązanie. Nadal niestety nie wiemy, jak będzie wyglądała opieka nad Frankiem. Mimo tego, jak ładnie i gładko wygląda to na zewnątrz i obok, Franio potrzebuje całodobowego dozoru (pewnie nikt tego nie zauważył, ale od września w szkole rurka Franka zatkała się już dwa razy- tylko sprawne oko i ręce Cioci M. sprawiły, że obeszło się bez afery na całą szkołę- dyskretnie dla Frania i bez traumy dla jego kolegów). Między innymi dlatego zależy nam, żeby osoba, która będzie zajmowała się Frankiem oprócz zdolności opiekuńczych oraz pedagogicznych będzie miała to „coś”, co jemu nie da odczuć, że tak bardzo różni się od kolegów, a kolegom nie napędzi stracha do kolegowania. Z resztą o kolegach z zerówki i szkoły mogłabym pisać i pisać- to są bardzo fajne i zaangażowane dzieciaki. Jednak dziś nie o tym.

Jakiś czas temu po burzliwej debacie szkolnej z naszymi przyjaciółmi, wybrałam się do kaliskiego Inkubatora Przedsiębiorczości. Poszłam tam, żeby zapytać, czy ja jako mama niepełnosprawnego dziecka, mogłabym zrobić coś, co ułatwi mu życie w świecie sprawnych ludzi. Przecież zgodnie z terminem o edukacji włączającej KAŻDE dziecko niepełnosprawne ma prawo do nauki w szkole ogólnodostępnej, a faktu, że warunki bywają różne, chyba nie muszę Wam tłumaczyć. W naszej szkole jest nieźle- jest podjazd do wózka, jest szeroki korytarz i wejścia do klas (zorientowanym w temacie powiem, że wózek kimba2 wszedłby bez problemu), jest też obrotna i zaradna Pani Dyrektor. Dlatego właśnie pomyślałam, że jeśli można zrobić coś, co pomogłoby szkole być jeszcze bardziej niezłą, to trzeba to po prostu zrobić.

W Inkubatorze wyjaśniono mi, że jako Matka Anka, to ja w tej materii niewiele mogę. No, może poza tym, że podpowiem. Podpowiedziałam więc Pani Dyrektor tego, co się dowiedziałam: że w ramach Wielkopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego jednostka organizacyjna (w naszym przypadku Urząd Miasta, któremu podlega mój „ukochany” Wydział Edukacji, zaś któremu dalej nasza Szkoła) można ubiegać się o dofinansowanie ze środków Unii Europejskiej, które pozwoliłoby zabezpieczyć wszystkie potrzeby nie tylko Frankowi, ale każdemu niepełnosprawnemu dziecku, jakie pojawiłoby się w naszej szkole. Dziś Franio jest w zdecydowanej mniejszości uczniowskiej. I choć bardzo życzyłabym sobie, żeby dzieci nie chorowały i nie były niepełnosprawne, to niestety nie mogę tego wykluczyć. Kto wie, jak to będzie w przyszłości? Stąd uznałam, że już teraz można zabezpieczyć naszą Szkołę we wszystkie niezbędniki dla tego rodzaju uczniów- toalety, sprzęty, kursy dla kadry i nauczycieli. Byłoby fantastycznie, gdyby w przyszłości to nie rodzice, a urząd wybiegali na przeciw potrzebom uczniakom specjalnej troski i, żeby np. zatrudnienie nauczyciela wspomagającego nie było luksusem, a normą. Na stronie funduszeeuropejskie.gov.pl monitoruję więc moment naboru wniosków na „nasze” działanie i na szczęście mam w tym wsparcie Pani Dyrektor, która po przyjrzeniu się całej sprawie, obiecała zrobić wszystko, co w jej mocy. Fajne jest to, że jeśli udałoby się zdobyć takie fundusze, to ich wykorzystanie w żaden sposób nie obciąży budżetu miasta i szkoły, to coś w rodzaju bonusu- nie zabierzemy tego z dróg, ani z dofinansowania dla zdrowych dzieciaków, a skorzystać mogą wszyscy.

Musicie wiedzieć, że sama Pani Dyrektor, nawet z Matką Anką na plecach także nie zdobędzie tych funduszy. Tutaj musi zadziałać jednostka organizacyjna- miasto czyli i mój ulubiony wydział. I tak sobie Matka myśli, że skoro nabrała już tyle odwagi, żeby zacząć i zapytać, to może wybrać się do paszczy law (ulubionego wydziału znaczy) i zmobilizować szacownych Państwa Urzędników do działania? W myśl zasady, że jak nie drzwiami, to wiecie?

To co, będziecie trzymać kciuki?