Od rana coś wisiało w powietrzu. Mężczyźni nerwowo przechadzali się po podwórkach, zerkając tu i ówdzie w poszukiwaniu spokoju. Dzień był parny i duszny. Zwierzęta schowane w cieniu, nie zasypiały, bacznie pilnując swojego terytorium. Zegar nerwowo odliczał czas. Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi i coraz więcej osób myślało, że TO już przeszło. Pojawił się On. Kobietom i dzieciom nakazano ukryć się w domu i zaryglować drzwi od środka. Ruch uliczny zamarł, psy zamilkły. Niespokojne dotąd pszczoły, uciekły w poszukiwaniu innego, spokojniejszego miejsca. Zapytacie, co to było?
Franek jeździł na elektryku. 🙂
A poważnie to dzień minął nam dzisiaj wyjątkowo przyjemnie. Pogoda dopisała, nie było ani pochmurnie, ani nazbyt wietrzenie. Wprost idealnie na pierwszy, podwórkowy trening na elektryku. Po przeczytaniu instrukcji obsługi, mogło wydawać się, że obsługa Frankowozu to bułka z masłem. Nic bardziej mylnego! Niby zwykły joystick, niby wystarczy pochylić go do przodu lub na bok, a jednak nasza komoda nie okazała się być niezniszczalną. Zatem Tato i Wujek wynieśli Frankowóz na podwórko (niezorientowanych zorientuję, że skippi waży 68kg, więc jego noszenie to już nie są ćwiczenia!) i tym sposobem Franio mógł trenować jazdę na nierównym terenie. Uczciwie musimy przyznać kilka rzeczy: 1/ Franek niezbyt kojarzy jeszcze, że sterowanie zależy wyłącznie od niego i że sam może decydować, dokąd pojedzie. Ciągle więc prosił, żeby go „pchać” i szybko rezygnował z obsługi joysticka. 2/ Rodzice to chyba nie są najlepsi nauczyciele, bo to trochę wstyd i słuchać i lepiej robić na przekór. 3/ Jeśli myślicie, że trzy głębokie oddechy wystarczą, by nie wyjść z siebie i stanąć obok, to polecam przynajmniej z siedem. 4/ Jeśli poszukujecie najlepszego na świecie nauczyciela jazdy wózkiem elektrycznym, to polecamy naszego Wujka.
5/ Dowód filmowy. Ruszyły regularne treningi podwórkowe.