I skończyło się rumakowanie! Odkąd Franciszek został przedszkolakiem na pół etatu (spędza w swoim przybytku wiedzy około trzech godzin dziennie), jest zmęczony. Nie ma co się dziwić. Na dziś grafik Dziedzica jest mocno napięty, a to jeszcze nie całość zajęć. Nasz Francesco moi mili wstaje codziennie 7.15, żeby zjeść śniadanie i jeszcze przed wyjściem odbyć godzinną rehabilitację. W poniedziałki i czwartki wstaje nieco wcześniej, bo jeździ ćwiczyć na gumeczkach- rozumiecie, jest wtedy tym słynnym komarem. Poranna gimnastyka kończy się około 9.20 i wtedy chłopcy zbierają się do przedszkola. Gdzie też nie ma ściemy. Franio dumnie opowiada mi o zabawach, w jakich uczestniczy, o tym kto płakał i dlaczego, o tym, że był dyżurnym (z czego jest przeokrutnie dumny) i o tym, co było na obiad. Z przekazu Taty wiem, że Pani Ela (tak, tak już doświadczamy tego, że Pani Ela powiedziała coś i to jest świętością), zatem Pani Ela angażuje Frania we wszystkie aktywności przedszkolne. To kolejny ogromny wysiłek dla Niania. Do tego dochodzi gwar, hałas, krzyk, śpiew, płacz, kłótnie mniejsze i większe, przytulanki, buziaki, opowieści i inne historie. Około 13ej Franciszek wraca do domu. I to wcale nie jest początek słodkiego lenistwa. Bowiem po chwili zjawia się Ania, Ewa lub Marek na popołudniową dawkę ćwiczeń. Zajęcia obowiązkowe, że tak brutalnie ujmę, kończą się około 16-17. Do tego niedługo dojdzie Ciocia od Literek, czyli Pani Logopeda, dzięki pracy której Franio tak pięknie mówi. Pod wieczór do domu wracam ja. I co zastaję? Frania łaknącego już tylko przytulanek i bajek. Frania, który chce się wyciszyć, chce mieć święty spokój. Po dobranocce zdąży jeszcze zjeść kolacje i wykąpać się, by o 20.15 (najpóźniej!) spać snem sprawiedliwego. Nasz rekord? To Franio śpiący już o 17:20. Do samiutkiego rana.
Dla chłopca spędzającego do tej pory czas tak, jak Franek, w gronie, które zna jego obawy i zna strachy przedszkole to bodziec za bodźcem. Ogromny wysiłek psychiczny i fizyczny. Ciągle na pełnych obrotach. Widać to szczególnie pod koniec tygodnia, bo Francyś ma tedy problem ze wstawaniem i spać chodzi z kurami. Baaaaardzo się cieszymy, że dzieci przyjęły Franciszka, jak swojego. Franio powolutku, małymi kroczkami, ale z dnia na dzień staje się chłopcem odważniejszym i dużo bardziej pewnym siebie. Ma swoich ulubionych kolegów i koleżankę (!!!), przypomina o umowach z Panią Elą (że obgryzanie paznokci jest niefajne i że jak mu jest źle, może poprosić Tatę i wyjdą do łazienki). Po 9 dniach różnica jest ogromna. In plus. Franciszkowi bardzo podoba się w przedszkolu. Lubi obiady- yes, yes, yes- kilogramy przybywajcie! Jesteśmy przeszczęśliwi. I dumni.
A najważniejsze jest to, że codziennie wieczorem pyta:
„Mamo, a jutro też mogę iść do przedszkola?”
I nie miga się ani od ćwiczeń, ani od szkoły. Nawet przez chwilę. Chyba to lubi.
p.s. Od sierpnia, dzięki pomysłowości naszego Doktora Opiekuna, podajemy Frankowi ribomunyl- planowo przez 3 miesiące. Miał on za zadanie wzmocnić odporność Francesca. Póki co działa.